W obradach Zespołu Parlamentarnego ds. Praw Kobiet udział wzięła pani Joanna, jej pełnomocniczka mec. Kamila Ferenc oraz przedstawiciel biura rzecznika praw obywatelskich Adam Najjar. Jako pierwsza głos zabrała kobieta, której sprawa w ostatnim tygodniu budzi żywe zainteresowanie opinii publicznej. - W mojej historii próbowano zrobić ze mnie przedmiot, ale ja się na to nie zgadzam - rozpoczęła pani Joanna. Przekazała, że tabletkę poronną zakupiła za 330 złotych i dostała ją po tygodniu. - Wzięłam ją sama i wszystko było "okej" - podkreśliła. Podczas komisji zdradziła po raz pierwszy, co stało się po zażyciu środków poronnych. Sprawa pani Joanny. "Myślałam, że to dobra lekarka" Przyznała, że do psychiatry zadzwoniła około półtorej tygodnia później. - Myślałam, że to dobra lekarka, że udzieli mi pomocy. Teraz już niekoniecznie tak sądzę - podkreśliła i dodała, że po paru minutach w jej mieszkaniu pojawiła się policja, która "nie okazywała jej troski i obecnie też nieszczególnie to robi". - Trafiłam na SOR, w międzyczasie gdzieś zniknął mój komputer, został ukradziony. Jeden lekarz się za mną wstawił, może więcej. Byłam na ginekologii, choć powinnam porozmawiać z psychologiem lub psychiatrą - powiedziała kobieta. W szpitalu, w którym miała wykonywane badanie była policja. - Wtedy nie byłam już osobą, tylko byłam już przedmiotem, a to strasznie słabe być przedmiotem - mówiła, płacząc. Pani Joanna wyliczała, że "istnieje przekonanie, iż aborcja to grzech, przestępstwo, czarna magia, szaleństwo czy obłęd". - Ja wiem, jak jest, ale boję się, że są osoby, które tego nie wiedzą. Takie osoby do mnie piszą. One są w dużym miastach i w małych miastach. Trzeba o tym mówić - zaznaczyła i dodała, że "będzie mamą, jeśli zechce", co zostało nagrodzone brawami przez uczestników posiedzenia komisji. RPO: Nie otrzymaliśmy żadnych odpowiedzi na nurtujące nas pytania Po wypowiedzi pani Joanny głos zabrał przedstawiciel RPO Adam Najjar. Przekazał, że od 19 lipca do 24 lipca rzecznik praw obywatelskich podjął szereg działań mających na celu wyjaśnienie okoliczności sytuacji w jakiej znalazła się kobieta. Biuro zwróciło się do komendy policji w Krakowie, Sądu Rejonowego Kraków-Krowodrza oraz Rzecznika Praw Pacjenta. - Do tej pory nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. Będziemy podejmować dalsze działania, jeśli je dostaniemy - zaznaczył Najjar. Kolejno do sprawy odniosła się pełnomocniczka pani Joanny mec. Kamila Ferenc. - Aborcja była bezpieczna. Tabletki aborcyjne są bezpieczne. Pani Joanna poprosiła o pomoc nie z powodu konsekwencji zdrowotnych aborcji. To był element jej życia, ale nie wymagał interwencji medycznej - oceniła adwokat. W jej przekonaniu ani policja, ani lekarze "nie wiedzą jak funkcjonuje ciało kobiety podczas przerwania ciąży". - Oni chcą przyjąć rolę opiekunów, ale bardzo paternalistycznych, z fałszywą troską, chcą zarządzać naszymi ciałami i nie mają bladego pojęcia, jak to przebiega i jak to wygląda - podkreśliła. - Aborcja nie jest przestępstwem dla osoby, która sama swoją ciążę przerywa. Nawet jeśli służby się o tym dowiedzą, to jest to wiedza irrelewantna, wyłącznie procesowa - stwierdziła i zaznaczyła, że "policja nie musi ulegać obsesji ścigania aborcji". Jak zaznaczyła mec. Ferenc, "póki osoba trzecia nie brała udziału w przerywaniu ciąży, służby nie mają prawa podejmować żadnych działań i nękać kobiety z powodu aborcji". Mec. Kamila Ferenc: Pani Joanna dała nam siłę w walce z opresyjnym systemem Adwokat dodała również, że problemem jest sytuacja osób z problemami psychicznymi, które są "stygmatyzowane". - Reakcja policji pokazuje z jaką dyskryminacją mamy do czynienia. Skala problemów psychicznych w Polsce jest coraz większa, ale system zdrowia na to nie reaguje. Brutalne działania policji pokazują, że osoby z tymi problemami, sięgając po pomoc, spotykają się z przemocą, niezrozumieniem, napiętnowaniem i wykluczeniem - wyliczała. - Pani Joanna została postawiona w ogniu pytań, zabrano jej laptop i telefon, co sparaliżowało ją na kilka miesięcy. Próbowano jej włożyć palce do pochwy i odbytu - to niedopuszczalne ze względu na ochronę godności ludzkiej i nieuzasadnione. Nie może być mowy o pomaganiu na siłę, co jest wdarciem w autonomię cielesną - stwierdziła Ferenc. W opinii pełnomocniczki kobiet "dziś najważniejsze jest to, jaką siłę dała nam pani Joanna w walce z tym opresyjnym systemem, który chce administrować naszą seksualnością i rozrodczością". "Policja zachowała się haniebnie. Pacjentki mają się czego bać" Mec. Ferenc przekazała, że złożyła natychmiastowy wniosek o zwrot laptopa kobiety. - Policja argumentowała zarekwirowanie laptopa tym, że "musi natychmiast zidentyfikować sprzedawcę tabletek poronnych, żeby chronić inne osoby". Przed tabletkami, które są bezpieczne i są rekomendowane przez WHO. Pani Joanna zamówiła tabletki ze strony womenhelpwomen.org, która jest sprawdzonym źródłem i w świetle polskiego prawa nie można postawić zarzutów tej firmie - zaznaczyła. Mecenas dodała również, że wnosi o umorzenie postępowania, ponieważ - choć jej klientka występuje w nim jako osoba pokrzywdzona - obarcza ono portfele podatników, a "dla pani Joanny będzie w tej sytuacji lepiej, jeśli sprawa zostanie zakończona". - Złożyłam skargi na interwencje policji o możliwości popełnienia przestępstwa, ale do tej pory nic się nie stało, ponieważ nie ma takiej woli politycznej - oznajmiła Ferenc i dodała, że oświadczenie służb w sprawie było "haniebne", ponieważ "zdradzało najbardziej intymne kwestie dotyczące pani Joanny i wywołało nieodwracalne skutki". - Domagamy się przeprosin i zadośćuczynienia. Będziemy pracować też nad wyciągnięciem konsekwencji prawnych ze strony Telewizji Polskiej, która naruszyła dobra pani Joanny. Trzeba też zwrócić uwagę na postępowanie lekarzy, które było rozczarowujące - z wyjątkiem jednego specjalisty z materiału filmowego, który aktywnie bronił pani Joanny - oznajmiła adwokat. - Ta sprawa pokazuje, że pacjentki mają się czego bać, że są nękane z powodu obsesji wobec ludzkiej rozrodczości, cielesności i seksualności, która jest polem politycznej bitwy. Lekarze stoją z boku i często kobietom szkodzą - zakończyła Ferenc. Policja: Powiadomiono nas, że kobieta dokonała aborcji i ma myśli samobójcze Sprawa pani Joanny ujrzała światło dzienne po trzech miesiącach od zdarzenia. Kobieta źle się poczuła po zażyciu tabletek poronnych, dlatego skontaktowała się ze swoją lekarką. Na miejsce wezwano karetkę i policję, a jak podał w rozmowie z Interią mł. insp. Sebastian Gleń, funkcjonariuszy powiadomiono, że kobieta dokonała aborcji i ma myśli samobójcze. Chociaż kobieta próbowała tłumaczyć, że nie ma zamiaru zrobić sobie krzywdy, w asyście policji trafiła do szpitala przy ul. Wrocławskiej w Krakowie. W rozmowie z "Wydarzeniami" Polsatu kobieta relacjonowała, że po badaniu ginekologicznym do sali weszły dwie policjantki. - Kazały mi się rozebrać, robić przysiady i kaszleć, ale jeszcze krwawiłam, dlatego nie zgodziłam się na zdjęcie bielizny - mówiła. Ponadto policja zarekwirowała jej telefon i laptopa, aby sprawdzić czy nabyła tabletki poronne legalnie. - Z uwagi na to, iż istniało podejrzenia popełnia przestępstwa w postaci udzielania kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży poprzez środki pochodzące z nielegalnego źródła, zachodziła konieczność zabezpieczenia urządzeń, które kobieta używała do finalizowania transakcji zakupu tych środków. Jednocześnie policjanci musieli sprawdzić, czy kobieta nie posiada przy sobie środków pochodzących z niewiadomego źródła, które po zażyciu mogłyby zagrażać jej życiu - wyjaśnił mł. insp. Gleń w rozmowie z Interią. - Czynności należało przeprowadzić niezwłocznie, kobieta jednak nie chciała współpracować i nie chciała wydać dobrowolnie przedmiotów, o które prosili policjanci - dodał rzecznik krakowskiej policji. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!