W ubiegły czwartek Trybunał Konstytucyjny orzekł, że przepis zezwalający - na mocy ustawy z 1993 r. - na dopuszczalność aborcji w przypadku dużego prawdopodobieństwa ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu jest niezgodny z konstytucją. Orzeczenie TK wejdzie w życie z dniem publikacji. Tym samym art. 4a ust. 1 pkt 2 ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, czyli przepis o tzw. przesłankach eugenicznych do aborcji przestanie obowiązywać. "Karkołomne, żeby nie powiedzieć: niemożliwe" Decyzja TK wywołała w kraju falę nieustających od sześciu dni protestów. W odpowiedzi na nie pojawił się pomysł Porozumienia Jarosława Gowina, by wprowadzić zapisy prawne, które będą chronić dzieci z zespołem Downa, ale jednocześnie uwzględnią prawo do decyzji matki w skrajnych i bardzo rzadkich przypadkach nieuleczalnych wad letalnych dziecka, skazującymi je na śmierć w trakcie ciąży, lub niedługo po urodzeniu. Czy orzeczenie TK zostawia miejsce na takie furtki? - Jeśli Trybunał Konstytucyjny uznał dany przepis za niezgodny z Konstytucją RP, to wszelkie próby doprecyzowania go teraz będą bardzo karkołomne, żeby nie powiedzieć niemożliwe - komentuje dr Katarzyna du Vall, prawniczka z Instytutu Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego. - Wykorzystanie do zmiany prawa aborcyjnego w Polsce Trybunału Konstytucyjnego to taka broń atomowa i z prawnej perspektywy daje niewielkie pole manewru - podkreśla. Zobacz też: Przyłębska: Ustawa dopuszcza przerywanie ciąży Jak zauważa, dużo większa elastyczność byłaby w przypadku nowelizacji ustawy. - Dziś mamy do czynienia z pewnego rodzaju prawnym patem. Opublikowanie orzeczenia TK to czynność techniczna. Przypomnijmy, że to od nieopublikowania orzeczenia trybunału w 2016 roku rozpoczął się kryzys w sądownictwie. Teraz pojawiają się głosy, by mimo wszystko, biorąc pod uwagę wyjątkowy stan, w jakim znalazł się nasz kraj, orzeczenia nie publikować. Sytuacja jest bardzo skomplikowana. Dodatkowo komplikuje ją fakt, że część prawników w Polsce całkiem zasadnie podważa legalność TK w obecnym składzie, w związku z czym może uznać, że orzeczenie jest wadliwe - mówi. Referendum i debata? Prof. Antoni Dudek, historyk i politolog, zauważa z kolei, że nowelizacja ustawy przerzucałaby pełną odpowiedzialność na obóz władzy. - Orzeczenie TK mogło stwarzać pozory, że to nie sprawa PiS, choć jak widać, niewielu w to uwierzyło - mówi w rozmowie z Interią. A co z propozycją referendum? Taki pomysł przedstawił Władysław Kosiniak-Kamysz, prezes PSL. - Widzę w tym jakieś rozwiązanie, odniesienie się do głosu społeczeństwa jako najwyższego suwerena - komentuje dr du Vall. Jednocześnie zaznacza, że referendum powinno być poprzedzone merytoryczną debatą, a do tego potrzeba uspokojenia nastrojów. - Najpierw debata naukowa - lekarzy, bioetyków, prawników. Potem szeroka debata społeczna, dopiero potem pytania referendalne skonstruowane tak, by udzielone odpowiedzi odzwierciedlały rzeczywistą wolę społeczeństwa - wylicza. Zobacz też: Morawiecki zabrał głos ws. wyroku TK o aborcji Wychylone wahadło Ale czy możemy dziś na uspokojenie nastrojów liczyć? Zdaniem prof. Dudka obóz władzy na razie czeka "aż strony ostatecznie się uformują i staną naprzeciw". - Wiem, że trwa mobilizacja środowisk narodowo-kibicowskich. Jak się zaczną bić, pojawią się ofiary, to wkroczy policja. Potem PiS ogłosi, że problem pandemii narósł, bo na ulice weszli młodzi ludzie - prognozuje. Natomiast prof. Rafał Chwedoruk w wywiadzie dla Interii mówi, że jest szansa na to, że nie dojdzie do eskalacji przemocy i zwiększenia jej zasięgu. - Ruchom społecznym, a więc zjawiskom pełnym żywiołowości i spontaniczności bardzo często towarzyszą różne akty przemocy. W Polsce na szczęście brakuje silnej tradycji przemocy politycznej, chętnych do jej stosowania nie jest zbyt wielu - zauważa. Co do jednego eksperci są zgodni - mamy do czynienia z długoterminowymi zmianami socjopolitycznymi. - Nie mam wątpliwości, że jeśli wahadło polityczne się przesunie, to w perspektywie dekady będziemy mieć najbardziej liberalne przepisy aborcyjne w Unii Europejskiej - podsumowuje prof. Dudek.Justyna KaczmarczykZobacz też: Gniew spadł na Kościół. Niedziela po wyrokuObserwuj autorkę na Twitterze