Za chwilę Polska zmierzy się z Arabią Saudyjską. Do meczu zostało kilkanaście minut. Ludzie robią ostatnie zakupy, w jednej z Biedronek na warszawskiej Pradze tłum ludzi. Kolejki ciągną się przez pół sklepu. Powie ktoś - nic nadzwyczajnego. Po pierwsze, to sobotnie popołudnie, tradycyjna pora na zakupy. Po drugie, mistrzostwa w piłce nożnej. W koszykach piwo i przekąski. Problem w tym, że długie kolejki to nie rzadkość. W tym sklepie swoje trzeba było odstać dzień i dwa dni wcześniej. Zakupów nie można zrobić szybko również w poniedziałek. O długich kolejkach w dyskontach dowiadujemy się też z wiadomości od czytelników. Sprawdzamy, rozmawiamy z pracownikami najpopularniejszych dyskontów. Wygląda na to, że w ostatnim czasie oczekiwanie w sklepach rzeczywiście wzrosło. Dłuższe kolejki i większą liczbę klientów potwierdzają pracownicy pięciu na sześć odwiedzonych Biedronek oraz dwóch marketów Lidl. Z czego to wynika? - Wie pan, odkąd mamy więcej obcokrajowców... - mówi jedna z pracownic. Kolejki w dyskontach. Dwa miliony dodatkowych konsumentów Dłuższe kolejki w rozmowie z Interią komentuje ekonomista Rafał Mundry. - Konsumentów mamy więcej o dwa miliony - mówi, zwracając uwagę na liczbę uchodźców po agresji Rosji na Ukrainę. - Pracuję we Wrocławiu, w centrum, w pobliży dworca głównego. Język ukraiński słyszę tam bardzo często, naprzeciwko mam Biedronkę. Przyznam, że bardzo często widzę wymiecione półki. Oznacza to, że jest popyt, zapotrzebowanie są wciąż spore i przedsiębiorcy - sklepy mają łatwość w podnoszeniu cen, bo wiedzą, że towar schodzi - podkreśla. Mundry zauważa, że to tylko jedna z przyczyn i trudno ocenić jej rzeczywisty wpływ na sytuację w ostatnich dniach i tygodniach. Więcej konsumentów jest w Polsce od przełomu lutego i marca. Do tej pory udawało się to dodatkowe obłożenie rozłożyć. - Druga rzecz to kwestia pracowników. Może jest ich mniej do obsługi, a jeżeli jest mniej, to oczywiste, że kolejki się wydłużą - dodaje ekspert. To jednak nie wszystko. Dłuższe kolejki może tłumaczyć trzeci powód, który w ostatnim czasie nakłada się na dwa wymienione. Nowy trend w dyskontach, czyli trading down po polsku Na początku listopada głośna w Polsce stała się wypowiedź dyrektor finansowej Jeronimo Martins - właściciela sieci Biedronka. Ana Luisa Virginia podczas dostępnej dla dziennikarzy telekonferencji stwierdziła, że nad Wisłą pojawiło się zjawisko "trading down", czyli zamiany dotychczas kupowanych, droższych produktów, na tańsze odpowiedniki. - Dotychczas przerzucanie się klientów na tańsze towary było widoczne w sklepach sieci w Portugalii i w Kolumbii. Pod koniec ostatniego kwartału sieć zaobserwowała, że takie zachowania klientów zaczynają być widoczne także w Polsce - powiedziała, komentując wynik sieci Biedronka za trzeci kwartał. Zmiany na rynku w tym kontekście dostrzega też Rafał Mundry. - Rośnie zapotrzebowanie na produkty tańsze - lowcostowe. To bardzo mocno widać po ofercie, gazetkach, które co tydzień Lidl czy Biedronka publikują. To świeża sprawa od kilku tygodni, że porównują swoje produkty - marek własnych, do produktów marek premium, czyli np. markę własną do herbaty Lipton. Porównują Winiary do majonezu marki własnej albo jakiś napój energetyczny. Inaczej można powiedzieć, że Polacy szukają tańszych alternatyw. A gdzie je znajdą? Oczywiście w dyskoncie - podkreśla. Rzeczywiście, w gazetce Biedronki z 28 listopada Lipton jest prezentowany przy herbacie marki własnej. - Niektóre produkty markowe lekko, ale tanieją. Na przykład herbata Lipton. Ostatnio jest coraz tańsza w dyskoncie. Marka własna idzie trochę do góry. Dlaczego? Prawdopodobnie nie sprzedaje się produkt markowy, zapotrzebowanie spada, a Polacy zaczynają wybierać produkt tańszy - dodaje ekspert. - Biedniejemy i szukamy tańszego koszyka. Inflacja zżera nam budżety domowe i my jako konsumenci musimy zacząć kombinować. Widzimy, że ceny rosną, że rachunki za prąd bardzo podskoczyły. Środki, które nam zostały do końca miesiąca, które przeznaczamy na żywność - tutaj musimy z czegoś zrezygnować albo coś zamienić - tłumaczy ekonomista. - Wartość nabywcza pieniądza spada i jako konsumenci musimy poszukać innych alternatyw, żeby nam się miesięczny budżet domowy spiął - podsumowuje w rozmowie z Interią. Biedronka: Zaobserwowaliśmy wzrost liczby kupujących O większą liczbę klientów w sklepach zapytaliśmy przedstawicieli Biedronki. "Naszym priorytetem jest zawsze zapewnienie pełnej dostępności produktów. W ostatnim czasie zaobserwowaliśmy wzrost liczby kupujących w naszych warszawskich sklepach" przekazał nam starszy menedżer sprzedaży Michał Wdowiak. Wiemy, że sieć analizowała sytuację z części wskazanych przez nas, konkretnych sklepów w Warszawie. "Cieszymy się, że oferowane przez Biedronkę ceny zachęcają do dokonywania zakupów w naszej sieci. Dokładnie analizujemy sprzedaż i dlatego dostosowujemy dostawy i grafiki pracowników sklepów, by jak najlepiej odpowiedzieć na potrzeby kupujących, szczególnie w okresie przedświątecznym, który jest czasem wzmożonej aktywności w sklepach" - dodaje Wdowiak w przesłanej odpowiedzi. Lidl: Obserwujemy wzrost zainteresowania Sieć Lidl podkreśla, że stara się dostosować ofertę do warunków na rynku przez akcje promocyjne, "biorąc pod uwagę obecną sytuację ekonomiczną". "W okresie przedświątecznym obserwujemy wzrost zainteresowania klientów naszą ofertą" - podkreśla Aleksandra Robaszkiewicz z zespołu komunikacji Lidl Polska i w przesłanej odpowiedzi stwierdza, że "wynika to głównie z jej konkurencyjności oraz atrakcyjności". Do 24 grudnia Lidl chce poszerzyć ofertę produktów świątecznych i przekonuje, że "ciągłość dostaw jest zapewniona - Centra Dystrybucji pracują zgodnie z harmonogramem, we wszystkich naszych sklepach klienci mają dostęp do pełnego asortymentu".