Joanna Ryniecka jest mamą licealistki z Łodzi. Boi się, że nauka zdalna wróci do szkoły jej córki, jeśli placówka będzie mieć problem z ogrzaniem budynku. - Dochodzą nas słuchy, że w naszym regionie może do tego dojść od listopada, a może już pod koniec października - mówi Interii. - Bardzo się tego obawiam. Nie wyobrażam sobie, aby znów moje dziecko uczyło się zdalnie. Dopiero udało się wrócić do "normalności", a tutaj znowu taka niemiła niespodzianka. Mam jedynie nadzieję, że pozostało jeszcze sporo czasu, aby samorządy mogły zabezpieczyć placówki oświatowe w wystarczające zasoby do ich ogrzania. Jeśli nie, zostaje nam - rodzicom - modlić się o ciepłą jesień i zimę - komentuje Joanna. Nowe przepisy "Zapowiedzi wprowadzenia zdalnego nauczania z powodu wzrostu cen energii, braku opału - są bezzasadne" - informuje Ministerstwo Edukacji i Nauki. W komunikacie zamieszczonym na stronie internetowej resort przedstawia szereg rozwiązań osłonowych, które przygotował rząd. Przewidziane są rekompensaty, dodatki, zamrożenie cen gazu, a także środki dla jednostek samorządu terytorialnego na pokrycie wzrostu cen energii, zakupu opału. Jednocześnie 1 września wprowadzone zostały przepisy umożliwiające przejście na naukę zdalną w sytuacji zagrożenia zdrowia i bezpieczeństwa uczniów. Jednym z wymienionych powodów jest nieodpowiednia temperatura zewnętrzna lub w pomieszczeniach, w których są zajęcia. MEiN tłumaczy, że te przepisy nie stanowią "podstaw do rezygnacji z realizacji zadań własnych gminy, w szczególności z organizacji zaopatrzenia w ciepło jakiejkolwiek placówki edukacyjnej". Resort przypomina też, że możliwość zawieszenia zajęć w związku z niskimi temperaturami funkcjonuje od 2003 r. Jednak wcześniej oznaczało to konieczność ich odrobienia. Dopiero od bieżącego roku szkolnego można zamiast tego uczyć się zdalnie. "Nie widzimy przesłanek do tego, aby organy prowadzące rezygnowały ze stacjonarnego funkcjonowania placówek w związku ze wzrostem cen energii czy brakiem opału" - informuje MEiN. Zapowiedzi już na początku roku szkolnego Przesłanki widzą jednak samorządy i szkoły. Magdalena Kaszulanis, rzeczniczka prasowa Związku Nauczycielstwa Polskiego mówi Interii, że niektóre samorządy już na początku roku szkolnego prosiły dyrektorów, aby nauczyciele na pierwszych zebraniach z rodzicami sygnalizowali, że jest zagrożenie nauką zdalną, jeśli pojawią się problemy z ogrzaniem szkolnych budynków. - Takie informacje były przekazywane głównie w placówkach na terenach wiejskich, które korzystają z własnych systemów grzewczych, a szczególnie w tych opalanych węglem - dodaje Kaszulanis. Zaznacza, że szkoły podłączone do miejskiej sieci mają mniejszy problem, bo tu nad ogrzewaniem czuwa samorząd. - Czuwa i płacze, bo wiemy, że koszty są też bardzo wysokie, a podwyżki w niektórych regionach ponad stuprocentowe - zaznacza. Podwyżka nie do zaakceptowania Urząd Miasta Olsztyn w ostatnim czasie unieważnił przetarg na zakup energii elektrycznej na 2023 rok. Wzrost o 540 proc. na zasilaniu budynków oraz 380 proc. w przypadku oświetlenia ulicznego - takie stawki dostawcy prądu podyktowali podczas ostatniego postępowania. Dla samorządu Olsztyna oraz miejskich spółek oznaczałoby to konieczność wygospodarowania ok. 111 mln złotych więcej - łącznie ponad 132 mln zł, zamiast niespełna 21 mln zł, które płacą za prąd w tym roku. - My byśmy sobie nie poradzili, jeśli mielibyśmy przyjmować te warunki - mówił prezydent Olsztyna Piotr Grzymowicz. - Te ceny są z kosmosu, nie możemy tego zaakceptować. Gdyby do tego doszło, to chyba musielibyśmy zamykać szkoły i mówić, że przepraszamy, ale tak jak w pandemii musimy prowadzić zdalne nauczanie, bo nie stać nas, aby opłacić energię elektryczną, a także ogrzać te wszystkie pomieszczenia - dodaje Grzymowicz. W związku z tym miasto rozpisze nowy przetarg na prąd. Szkół nikt w końcu zamykać nie chce. Samorządy szukają też oszczędności. Wydział Edukacji Urzędu Miasta Krakowa zaapelował do szkół o oszczędzanie energii i wody, a także o kształtowanie postaw ekologicznych. Chodzi m.in. o zmniejszenie temperatury grzejników, wyłączanie ich przy okazji wychodzenia ze szkoły, mycie rąk letnią, a nie gorącą wodą, a także gaszenie światła na korytarzach w ciągu dnia. Dyrektor: Jak będzie zimno, przejdziemy na zdalne nauczanie Zgodnie z prawem oświatowym temperatura w pomieszczeniach podczas zajęć nie powinna być niższa niż 18 stopni Celsjusza. Bogusław Olejniczak, dyrektor XI Liceum Ogólnokształcącego w Łodzi mówi Interii: - Oczywiście, że biorę pod uwagę powrót do nauki zdalnej. Jeśli temperatura w budynku spadnie poniżej 18 stopni i będzie się utrzymywała przez dwa, trzy dni, odwołam zajęcia i przejdziemy w tryb zdalnego nauczania. Szkoła jest podłączona do miejskiej sieci. Jednak, jak mówi dyrektor, mimo to "trzeba być przygotowanym na każdą sytuację". - Kryzysy przecież się zdarzają. Taki poziom temperatury będę uznawał właśnie za sytuację kryzysową i podejmę w związku z nią odpowiednie kroki - dodaje. Na razie w szkole jest ciepło, a na rachunki wystarcza. Jednak sezon grzewczy dopiero się rozpoczął, a od nowego roku przewidywane są kolejne podwyżki. Wówczas może pojawić się problem. Dyrektor Olejniczak zaznacza, że trudno też wprowadzić jakikolwiek plan oszczędzania na cieple w szkole, która znajduje się w starym, nieremontowanym przez lata budynku z nieszczelnymi oknami. - Próbujemy natomiast oszczędzać na prądzie. Zaleciłem, aby gasić światło na korytarzach podczas lekcji, a kiedy nie ma potrzeby go nie zapalać. Taka informacja została przekazana kadrze i uczniom - mówi nam dyrektor. "Nie wyobrażam sobie, aby dzieci siedziały w kurtkach" Ze swoich kotłowni korzysta większość ośrodków edukacyjnych w Lublińcu w województwie śląskim. Anna Janik, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 3 w Lublińcu mówi Interii: - Mamy ogrzewanie gazowe. Sami decydujemy, kiedy je włączyć. Oczywiście ceny ciepła wzrosły, rachunki są większe i jest to problem, natomiast nie ma u nas na ten moment żadnych rozmów na temat przejścia na naukę zdalną. Nasz burmistrz nie mówił nic o tym, aby przewidywał, że zabraknie pieniędzy na ogrzewanie i będzie trzeba zmienić formę nauki. Z ogrzewania korzystają z głową. Dyrektor zaznacza, że jest jeszcze w miarę ciepło, więc na ten moment ogrzewanie włącza tylko w części placówki. - Mamy dwie osobne kotłownie i taką możliwość. Ogrzewamy halę sportową, bo tam jest chłodniej, a klasy są nasłonecznione i jest w nich ciepło, otwieramy nawet jeszcze okna. Jak zrobi się zimniej będziemy ogrzewać całą placówkę tak, jak robiliśmy to w ubiegłych latach. Oszczędzać powinien każdy, ale to są dzieci. Jak siedzą przez 45 minut to nie wyobrażam sobie sytuacji, żeby musiały mieć na sobie kurtki. Więc obniżać temperatury raczej nie planujemy - wskazuje. Kiedy dzieci w szkole nie ma, ogrzewanie jest przykręcane. - Podobnie szukamy oszczędności na prądzie, obsługa jest uczulona, aby wszystkie sprzęty były wyłączone szczególnie na noc i nie nabijały dodatkowych kosztów - mówi dyrektor szkoły podstawowej. - Wiemy, że czasy są trudne i nigdy nie wiadomo, co przyniosą kolejne miesiące - podsumowuje. Przesunięcie zajęć na uczelni Na wysokie rachunki reagują już uczelnie. Szkoła Filmowa w Łodzi zdecydowała, że studenci będą mieli wolne w styczniu, ale w zamian za to przedłużony zostanie semestr letni i potrwa o trzy tygodnie dłużej. Uczelnia chce w ten sposób ograniczyć wydatki za ogrzewanie i prąd. Magdalena Kaszulanis z ZNP na koniec zauważa: - Na razie sytuacja jest w miarę stabilna, bo zimno jeszcze nie jest, ale wszyscy liczą się z tym, że jesień i zima mogą być bardzo trudne. - Tego zdalnego nauczania nikt nie chce - ani rodzice i uczniowie, ani dyrektorzy i nauczyciele. Widzieliśmy skutki zamknięcia w domach i do dziś obserwujemy negatywne tego konsekwencje. Pamiętajmy, że to trudna sytuacja nie tylko dla dzieci. Nauczyciele zastanawiają się, skąd te zdalne lekcje będą mieli prowadzić - z nieogrzanej szkoły, czy z domu, w którym będą musieli pracować na własnym sprzęcie, przez co ich prywatne rachunki też wzrosną - podsumowuje. Chcesz skontaktować się z autorką? Napisz: magdalena.raducha@firma.interia.pl