W sondażu zadaliśmy pytanie: Wskaż, na ile zgadzasz się ze stwierdzeniem, że z powodu zmian klimatycznych Polacy powinni zrezygnować z jedzenia mięsa bądź je zdecydowanie ograniczyć. 9 procent odpowiedziało, że zdecydowanie tak. 6 procent wskazało odpowiedź "tak", natomiast 15 proc. "raczej tak". 30 proc. osób odpowiedziało "zdecydowanie nie". "Nie" - 11 proc., "raczej nie" - 9 procent. Natomiast 21 proc. nie miało zdania. Takiemu pomysłowi zdecydowanie sprzeciwia się co trzeci mężczyzna i zaledwie co czwarta kobieta. Dużo większy opór widać też u mieszkańców wsi - 56 proc. jest przeciwko, a zaledwie 24 proc. chciałoby ograniczenia spożycia mięsa przy 36 proc. popierających ten pomysł w największych miastach. Patryk Jaki: Polacy zawsze byli strażnikami wolności przed różnymi ideologiami - Widać, że większość Polaków jest przeciwna sztucznym ideologicznym ograniczeniom - uważa europoseł Solidarnej Polski Patryk Jaki. - Polacy zresztą od najdawniejszych czasów I RP byli w Europie strażnikami wolności przed różnymi ideologiami - dodaje. Poseł widzi w wynikach badań dużo osób niezdecydowanych. - Związane jest to z szumem informacyjnym w tej sprawie i ogromną liczbą kłamstw. Spożywanie mięsa, jeśli w ogóle, ma niewielki wpływ na emisje CO2. Są też dyskusje wśród specjalistów, czy to jest zdrowe. Mało jest np. najwybitniejszych sportowców na świecie, którzy zdecydowali się na bezmięsną dietę - podkreśla. "Jemy za dużo mięsa" Jak przekonuje z kolei Marcin Tischner z organizacji żywieniowej ProVeg Polska, zmiany klimatyczne to jeden z wielu powodów do ograniczania konsumpcji mięsa. - Musimy ją ograniczać także ze względów zdrowotnych. Mięsa jemy za dużo, co podkreślają organizacje zajmujące się zdrowiem publicznym i dietetyką. To, że 30 proc. Polaków w jakimś stopniu zgadza się ze stwierdzeniem zawartym w badaniu, to dobry wynik - uważa. Celem reprezentowanej przez niego organizacji jest budowanie świadomości żywieniowej, której misją jest ograniczenie globalnego spożycia produktów odzwierzęcych o 50 proc. do 2040 roku. - Pokazuje to, że świadomość zmian klimatycznych i tego, co możemy robić, by im przeciwdziałać m.in. w obszarze żywności jest stosunkowo wysoka. Podejrzewam, że kilka lat temu niewielu z nas byłoby w stanie powiązać wprost przemysłową hodowlę zwierząt ze zmianami klimatycznymi - dodaje Tischner. Ekspert zachęca do sukcesywnego ograniczania spożycia mięsa i otwierania się na nowe produkty roślinne. - Często przygoda z bardziej roślinną dietą wiąże się z tym, że odkrywamy nowe warzywa, smaki, potrawy. Produkcja mięsa generuje znacznie większy ślad węglowy niż produkcja roślinna. Do tego dochodzą inne kwestie, takie jak zużycie wody czy gruntów uprawnych, a także bezpieczeństwo żywnościowe i walka z problemem głodu na świecie - mówi. Tischner podkreśla, że zalecenia zdrowego żywienia rekomendują ograniczenie konsumpcji mięsa czerwonego i przetworzonego do pół kilograma na tydzień na osobę, czyli maksymalnie 26 kg rocznie. - Potrzebę ograniczania spożycia mięsa w naszej diecie komunikują także wprost niektórzy przedstawiciele branży mięsnej, m.in. prezesi firm Goodvalley czy Indykpol. Nawet w jednym z materiałów Funduszu Promocji Mięsa Wieprzowego jest mowa o tym, że "rekomendowana ilość wieprzowiny, jaką może spożyć dorosły człowiek w ciągu tygodnia to 300 g", co daje około 15,5 kg mięsa wieprzowego rocznie. W tym momencie spożycie wieprzowiny w Polsce kształtuje się na poziomie około 40 kg na osobę - mówi. Wspomniany przez niego Piotr Kulikowski, prezes zarządu Krajowej Rady Drobiarstwa i Grupy Indykpol wywiadzie dla Portalu Spożywczego w 2019 roku mówił: - Osobiście kocham mięso, natomiast uważam, że ludzie w Europie jedzą go za dużo. Dlatego uczciwa komunikacja powinna brzmieć następująco: mięso jest dobre, natomiast powinniśmy ograniczać jego konsumpcję. Mieszkańcy dużych miast bardziej skłonni do zmian w diecie - Wyniki badania nie są dla mnie zaskakujące - komentuje Barbara Nowacka, posłanka Koalicji Obywatelskiej. - Coraz więcej osób chce rezygnować z jedzenie mięsa, nie tylko ze względu na zmiany klimatyczne, ale i ze względów zdrowotnych. Gdy przypomnimy sobie, jak jeszcze 15 lat temu wegetarianom i weganom trudno było w Polsce cokolwiek zjeść, i tak jest duży postęp, jeśli chodzi o świadomość i dostępność produktów - zauważa. Z badania wynika, że bardziej skłonni do zmian w diecie są mieszkańcy dużych miast. - Dziś w każdym dużym mieście, właściwie w każdym większym markecie znajdziemy półki z jedzeniem dla wegetarian. W mniejszych miejscowościach z racji mniejszego popytu ogółem tych produktów jest znacznie mniej - mówi Nowacka. - Postawiłabym tezę, że Polki i Polacy odchodzą od mięsa częściej z powodów zdrowotnych, niż ze względu na dobro planety - dodaje. W ostatnich miesiącach konsumenci odczuwają wzrost cen mięsa. Jak zauważa Nowacka, wzrosły także ceny warzyw i owoców. -Martwiłabym się w tej sytuacji tym, że osoby mniej zamożne będą jadły jedzenie gorsze jakościowo, niezdrowe i dla ludzkiego organizmu, i dla planety. To będzie wybór portfela - ludzie będą kierowali się tym, na co ich stać - twierdzi posłanka. Dyskusja polityczna wokół mięsa W lutym wiele osób po raz pierwszy usłyszało o raporcie grupy C40 Cities, do której należy także Warszawa. Dokument wywołał awanturę, ponieważ postuluje, by nie jeść mięsa, nabiału, nie kupować zbyt wielu ubrań i ograniczyć podróże samolotami i prywatnymi samochodami. - Dyskusja wokół raportu C40 Cities była absurdalna, kompletnie niezrozumiała. Na podstawie jednego zdania wyciągnięto wnioski o przymusie jedzenia. Tymczasem nikt nie chce zmienić zwyczajów kulinarnych. Tego nie da się tak łatwo zmienić - podkreśla Barbara Nowacka. Według Marcin Tischnera kwestia konsumpcji żywności stała się przedmiotem sporów politycznych ukierunkowanych na polaryzację społeczeństwa. - Często ta dyskusja jest dużo bardziej emocjonalna niż merytoryczna. Łączenie kwestii owadów, weganizmu i odgórnego przymusu instytucji europejskich do podobnych zmian nie ma żadnych podstaw merytorycznych - mówi. - Kwestia jedzenia lub niejedzenia mięsa jest w tej narracji przedstawiona w sposób zero-jedynkowy - albo utrzymujemy status quo i jako naród konsumujemy 70-80 kg mięsa rocznie na osobę, albo nie jemy go w ogóle. To taka fałszywa dychotomia pomiędzy poziomem 0 kilogramów a 70-80 kg rocznie. Tymczasem pomiędzy jest całe mnóstwo innych poziomów, które mogą być bardziej strawne, i do których można dotrzeć stopniową ewolucją naszych nawyków żywieniowych - dodaje ekspert. Z kolei według Patryka Jakiego zmiany w małej części świata, jaką jest Unia Europejska, póki co nie są w stanie odwrócić trendu emisji gazów. - Musi zrobić to także reszta świata - podkreśla polityk. Metodologia sondażu Badanie zostało zrealizowane w dniach 29 marca - 3 kwietnia 2023 r. na ogólnopolskiej próbie reprezentatywnej ze względu na wiek, wykształcenie oraz wielkość miejscowości zamieszkania. Wielkość próby - 1115 osób. Badanie realizowano przy zastosowaniu techniki CAWI - na panelu badawczym. Chcesz porozmawiać z autorką? Napisz: anna.nicz@firma.interia.pl