O sytuacji w lubelskim szpitalu zaalarmowali nasi czytelnicy. Jak się dowiedzieliśmy, zbuntowani lekarze z Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii lubelskiego szpitala MSWiA weszli w otwarty konflikt ze swoim ordynatorem - Michałem Pasternakiem (nazywanym przez kolegów "pietruszką") i kierownictwem placówki. Pasternak oddziałem rządzi ledwie od stycznia. - Z dyrektorem nie da się porozumieć. Jest nieprzyjemny i arogancko odnosi się do personelu. A to tylko wierzchołek góry lodowej - twierdzi jeden z naszych informatorów, który podobnie jak inni lekarze prosi o anonimowość. Jak się dowiedzieliśmy, większość doświadczonych szpitalnych anestezjologów złożyła wypowiedzenia. Co więcej, dali jasno do zrozumienia, co sądzą o metodach pracy Michała Pasternaka. Po nieudanych dyskusjach na jego gabinecie zawisła wydrukowana kartka opatrzona wymownym podpisem: "Jeśli w głębi duszy czujesz, że jesteś stworzony do czegoś wielkiego, to coś ci się srogo popie...". Ktoś zrobił zdjęcie drzwi, które trafiło później do redakcji Interii. "Robimy jedynie ostre rzeczy" - Wstrzymano rejestrację planowych zabiegów na marzec. Za starych czasów hurtem pracowały cztery sale. Z tych czterech w niektórych przypadkach pracują dwie albo tylko jedna. Robimy jedynie ostre rzeczy (najpilniejsze przypadki - przyp. red.), ale to tylko skromna ćwierć tego, co wcześniej - mówi nam jeden z lubelskich lekarzy. Zwraca też uwagę, że ze względu na braki personelu niektórzy medycy pracują nawet cztery doby. - Jak, nie daj Boże, coś się stanie, będzie skandal na całą Polskę - słyszymy. Czy rzeczywiście jest tak, jak twierdzi personel szpitala? Próbowaliśmy się tego dowiedzieć bezpośrednio w placówce MSWiA w Lublinie. Przesłaliśmy tam fotografię ze szpitala i poprosiliśmy o komentarz. Nasze maile pozostawały bez odpowiedzi, jednak sekretarka dyrektora Sawickiego zapewniała nas, że kierownictwo ustosunkuje się do naszej prośby. Do czasu publikacji tekstu odpowiedź nie nadeszła. Po kilku dniach udało nam się w końcu dodzwonić do dyrektora szpitala. - Proszę wybaczyć, jestem obecnie na spotkaniu. Nie mogę w tym momencie kontynuować - stwierdził Konrad Sawicki, gdy przedstawiliśmy mu temat rozmowy. Dyrektor z przeszłością Konrad Sawicki jest dobrze znany na Lubelszczyźnie. O wojewódzkim radnym PiS zrobiło się głośno, kiedy w czerwcu 2021 r. wygrał konkurs na dyrektora szpitala w Parczewie. "Nowy szef lecznicy to 34-letni radny sejmiku województwa, członek PiS. Do tej pory pracował jako wiceprezes zarządu Powiatowego Centrum Zdrowia w Opolu Lubelskim, a wcześniej m.in. w szpitalu w Lublinie, był także doradcą wojewody lubelskiego (Przemysława Czarnka - red.) i rzecznikiem PiS w okręgu lubelskim" - pisał "Dziennik Wschodni". Sawicki, z wykształcenia doktor nauk społecznych, planowo miał rządzić parczewskim szpitalem do 2027 r. Jednak wziął udział w konkursie ministerstwa spraw wewnętrznych i w marcu 2022 r. zaczął kierować lubelską placówką. Kiedy odchodził ze stanowiska w Parczewie, lokalni dziennikarze wypomnieli mu problemy z przeszłości. Jak podawała Ewelina Burda, kilka miesięcy przed zakończeniem pracy w parczewskiej placówce ze szpitala Sawickiego zaczęli się zwalniać ważni lekarze. Chodzi o ówczesne ordynatorki geriatrii, interny i szpitalnego oddziału ratunkowego. "Zawsze były braki kadrowe, jednak poprzedni dyrektor umiał rozmawiać z ludźmi. Problemy rozwiązywane były wspólnie. Obecna dyrekcja rządzi autorytarnie: wydaje rozkazy, nie konsultując się z pracownikami" - żalili się. Konrad Sawicki nie miał sobie jednak nic do zarzucenia. Jak tłumaczył, lekarze odeszli na własny wniosek. Argumentował, że sytuacja finansowa szpitala miała być lepsza niż prognozowana. Wygląda jednak na to, że po przenosinach z Parczewa do Lublina historia z problemami kadrowymi się powtarza. - W szpitalu MSWiA nigdy nie było polityki. Niestety, teraz nas dopadła - zdradza jeden z naszych rozmówców. - Placówką rządzi jedynie słuszna formacja. To, co dzieje się w kraju, mamy teraz w szpitalu, tylko na lokalną skalę - słyszymy. Nasi rozmówcy twierdzą, że wieloletni i doświadczeni pracownicy szpitala są zwalniani z dnia na dzień. Jak się okazuje, konflikt na linii personel-kierownictwo lubelskiego szpitala jest na tyle poważny, że zdesperowani pracownicy postanowili poprosić o pomoc opozycję parlamentarną. I wcale nie chodzi wyłącznie o lekarzy. Przyszli do posłanki PO - Kilka miesięcy temu zgłosiły się do mnie pielęgniarki z lubelskiego szpitala MSWiA. Twierdziły, że w placówce dzieje się bardzo źle - relacjonuje Interii Marta Wcisło, posłanka PO. - Kierownictwo miało podejmować decyzje, które szkodzą jednostce, dezorganizują pracę, są nieprzemyślane i niekonsultowane. Osoby kompetentne trafiają na inne stanowiska, na ich miejsce przychodzą "znajomi królika" - wspomina. Lubelska parlamentarzystka odbyła w tej sprawie rozmowę z dyrektorem Sawickim. Jak twierdzi, radny PiS nie miał sobie nic do zarzucenia. Opowiadał również, że nie dochodziły do niego żadne niepokojące informacje. - Konrad Sawicki próbował zastraszyć personel, aby do mnie nie przychodził i nie informował o tym, co się dzieje - twierdzi Wcisło. Jeśli dyrektor szpitala SP ZOZ MSWiA w Lublinie faktycznie podejmował jakieś zakulisowe działania, to na niewiele się zdały. W lutym do parlamentarzystki PO zgłosili się bowiem lekarze, którzy postanowili zwolnić się z placówki. - Powiedzieli, że ich miejsce pracy (chodzi o szpitalny OIOM - red.) przestaje funkcjonować, bo złożyli wypowiedzenia dyrekcji. Przedstawili argumentację podobną do pielęgniarek. Jak twierdzą, nie da się współpracować z kierownictwem, nie da się przebić przez sekretariat pana dyrektora - opowiada nam Marta Wcisło. Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, z pracy w lubelskim szpitalu zrezygnował przede wszystkim personel lekarski z Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii. Z powodu jego nieobecności w szpitalu odwołano rejestrację zabiegów do końca marca. Dyrekcja poszukuje innych lekarzy, którzy dogadają się zarówno z Konradem Sawickim, jak i Michałem Pasternakiem. - Ortopedzi próbują sobie jakoś radzić, drobne zabiegi wykonują w znieczuleniach miejscowych, żeby nie korzystać z anestezjologów - opowiada Interii jeden z doświadczonych lekarzy lubelskiego szpitala. Poza anestezjologami z placówki odeszło m.in. dwóch laryngologów i kardiolog. Na zwolnienia lekarskie przechodzą pielęgniarki. Słyszymy też o rotacji personelem pomiędzy różnymi oddziałami. - Kiedy jeden z lekarzy poszedł interweniować do kierownictwa szpitala, usłyszał, że jak nie będzie cicho, mogą mu wymienić całą obsadę - narzeka nasz rozmówca. Jakub Szczepański Dyrektor Sawicki: Nie ma "buntu lekarzy" Po publikacji tekstu z Interią skontaktował się dyrektor Konrad Sawicki. W przesłanym oświadczeniu zapewnił, że "informacja o rzekomym buncie lekarzy jest nieprawdziwa". "W kwestii stanu zatrudnienia anestezjologów, utrzymuje się on na niezmienionym poziomie i wynosi obecnie 21 osób. Tyle samo osób w tej grupie zawodowej pracowało w szpitalu 1 lutego br. Dodatkowo wszystkie operacje, w tym ortopedyczne, wykonywane są zgodnie ze standardami anestezjologicznymi. Oznacza to, że nie ma sytuacji, w której lekarze musieliby operować pacjenta bez znieczulenia i bez obecności anestezjologa" - czytamy. "W ostatnich miesiącach nie było żadnych zmian w obsadzie kadrowej wśród laryngologów i kardiologów. W szpitalu łącznie zatrudnionych jest blisko 200 lekarzy i ich liczba nie zmniejszyła się" - podkreślił dyr. Sawicki. Szef placówki oświadczył, że "zabiegi planowe odbywają się normalnie, o czym świadczy m.in. stan obłożenia łóżek szpitalnych". "Nie ma mowy o jakichkolwiek problemach związanych z rejestracją" - zaznaczył. "Co ważne, w szpitalu funkcjonuje 10 oddziałów. W każdym z oddziałów lekarze pracują również w trybie dyżurów. W żadnym z oddziałów nie było takiej sytuacji, w której lekarze pracowali po cztery doby bez przerwy" - odpowiada Konrad Sawicki.