W czwartek Sąd Okręgowy w Warszawie stwierdził, że Agnieszka Czerederecka i Klementyna Suchanow nie są winne zarzucanych im czynów. Marta Lempart została uniewinniona ze wszystkich trzech zarzutów. Według sędziego "nie ma wątpliwości, że oskarżone były twarzami protestów, które odbyły się w Warszawie, ale nie tylko, bo w całej Polsce". - Jednak zdaniem sądu, nie ma przesłanek, by stwierdzić, że podjęte przez kobiety działania miały na celu "sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia wielu osób". Nie ma bowiem żadnych dowodów na to, że osoby biorące udział w wydarzeniach były chore, czy były nosicielami koronawirusa - poinformował sędzia Tomasz Grochowicz. Ponadto wystąpienia miały charakter spontaniczny, sami uczestnicy nawoływali do uczestnictwa w demonstracjach, organizowali je w swoich miejscowościach. Sędzia podkreślił, że manifestujący starali się utrzymywać bezpieczne odległości i nosili maseczki. - To działania służb porządkowych sprawiały większe zagrożenie epidemiologiczne - wskazał. Jego zdaniem nie można stwierdzić, że uczestnicy demonstracji chorowali na COVID-19 i stanowili tym samym niebezpieczeństwo dla innych. Nie ma również badać co do tego, w jakim stopniu mogło się to przyczynić do wzrostu zachorowań na koronawirusa w kraju. Nie było również wprowadzonego wówczas stanu klęski żywiołowej, ani żadnej ustawy, która wprowadzałaby obostrzenia w organizowaniu zgromadzeń. - Ograniczenia, jakie wprowadzono w 2020 roku na terenie Polski, zdaniem sądu omijały konstytucję i prawa obywateli do gromadzenia się - podkreślił. Wyrok jest nieprawomocny. Liderki Strajku Kobiet uniewinnione. "Czuję się śmiesznie" Po zapadnięciu wyroku oświadczenie dla prasy wygłosiła Klementyna Suchanow. - Czuję się tutaj śmiesznie, bo oskarżyli nas pan Matecki i jego fundacja, którzy zebrali gruby hajs za poprzedniego rządu i Bartosz Lewandowski, prawnik Ordo Iuris, który ma teraz bardzo ważnych klientów w tarapatach jak pan Romanowski czy pan Szopa z Red is Bad, więc nie było go dzisiaj z nami. Więc to jest taki zabawny twist historii, że my jesteśmy uniewiniane, a oskarżycieli nie ma, bo są bardzo zajęci bronieniem się przed dużo poważniejszymi zarzutami - wskazała. - Spotykamy się tutaj osiem lat od pierwszego strajku, który miał miejsce 3 października 2016 roku. Wtedy byłyśmy z parasolkami na Placu Zamkowym. Według mnie ten proces w ogóle nie powinien mieć miejsca, bo zapłacimy za niego wszyscy, wszyscy podatnicy, a winni temu co się stało - Ordo Iursi i Konfederacja nie poniosła żadnej odpowiedzialności - skomentował Agnieszka Czerederecka. - Wiem, że powinnam być entuzjastyczna, że nie idę do więzienia, ale ja tak nie mam. Ja uważam, że państwo polskie jest mi winne przyzwiotość, co najmniej. Więc przyjmuję to jako minimum. Odrobinę przyzwoitości dzisiaj dostałam, ale powinniśmy dzisiaj pytać o coś innego: gdzie jest aborcja? - dodała Marta Lempart. Jak dodała, wciąż aktywistki Aborcyjnego Drema Temu średnio raz w tygodniu są przesłuchiwane przez policję lub prokuraturę. - Cały czas jest nagonka i polityczne polowanie na nie - podkreśliła. Liderki Strajku Kobiet przed sądem. Jakie dostały zarzuty? Proces toczył się kilka lat. W listopadzie 2021 r. ze względu na stwierdzenie "istotnych braków" Sąd Okręgowy w Warszawie zdecydował o zwrocie prokuraturze aktu oskarżenia w tej sprawie. Ponownie Prokuratura Okręgowa w Warszawie skierowała go do sądu w październiku 2021 r. Wszystkie trzy liderki Strajku Kobiet oskarżono w nim o "sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia wielu osób" i spowodowanie zagrożenia epidemiologicznego. Marta Lempart została dodatkowo oskarżona o znieważenie funkcjonariuszy policji poprzez oplucie oraz skierowanie w ich stronę wulgarnych słów, a także o publiczne pochwalanie przestępstw. Ostatni zarzut jest związany z wywiadem w Radiu Zet z października 2020 r. W odpowiedzi na uwagę prowadzącej, która - mówiąc o demonstracjach - oceniła, że "nie trzeba wchodzić do kościoła czy niszczyć fasady budynków kościelnych", Lempart stwierdziła: "Ależ oczywiście, że trzeba. Trzeba robić to, co się czuje. To, co się myśli i to, co jest skuteczne, i to, na co zasłużyli". Zachęcały do udziału w Strajku Kobiet mimo pandemii. "Karygodny czyn" Ostatni świadek w tej sprawie złożył swoje zeznania w czwartek 19 września. Prokuratura zaznaczyła, że jeśli chodzi o czyn dotyczący organizacji manifestacji, to stan faktyczny sprawy nie jest kwestionowany. Wskazała, że chociaż oskarżone odmówiły na etapie postępowania przygotowawczego składania wyjaśnień i nie przyznały się do popełnienia zarzucanych im czynów, to są to wydarzenia dosyć dobrze udokumentowane m.in. jeśli chodzi o materiały krążące w opinii publicznej. "Wszyscy je pamiętamy" - mówił na sali rozpraw prok. Radosław Jancewicz. Podkreślił, że oskarżone publikowały materiały za pośrednictwem mediów społecznościowych, w których zachęcały do udziału w manifestacjach. - W mojej ocenie oskarżone, organizując te manifestacje doskonale zdawały sobie sprawę, że stanowią one zagrożenie dla życia i zdrowia w związku z panującą wówczas pandemią - zaznaczył prokurator. Dodał, że oskarżone miały świadomość zagrożenia rozprzestrzeniania się koronawirusa, a w tamtym czasie najskuteczniejszą metodą ograniczenia zakażeń było ograniczenie kontaktu między osobami. Wskazał również, że jest to czyn o znacznej szkodliwości oraz czyn "karygodny". Prok. Jancewicz zauważył, że w warunkach panującej pandemii prawa wszystkich członków społeczeństwa zostały w jakiś sposób ograniczone. "Oskarżone przyznały sobie prawo, żeby postawić realizację własnych praw ponad prawa innych osób" - mówił podczas mowy końcowej. Marta Lempart oskarżona. "Wyjątkowa sprawa" Obrończyni Marty Lempart adw. Katarzyna Gajowniczek-Pruszyńska, wskazywała, że to sprawa wyjątkowa. - Warto wyraźnie podkreślić, że zarówno oskarżone, jak i wiele innych osób, które przez ostatnich kilka lat mierzyły się z postępowaniami karnymi w związku ze swoimi poglądami manifestowanymi udziałem w zgromadzeniach są osobami pokrzywdzonymi - mówiła Gajowniczek-Pruszyńska. Zwróciła uwagę, że 9 października 2020 r. Rada Ministrów wydała rozporządzenie, które miało wprowadzać pewne ograniczenia, ale one mogą być wprowadzone aktem prawnym wyższej rangi, a takim jest ustawa. Dodała, że biorąc pod uwagę, że te ograniczenia nie mają mocy prawnej, to trudno uznać, że sąd może zaakceptować takie zarzuty. Z kolei obrońca Agnieszki Czeredereckiej-Fabin adw. Bartosz Kamil Obrębski podnosił, że materiał dowodowy złożony przez prokuraturę nie potwierdza zarzucanych oskarżonym czynów. Zaznaczył, że w ogóle nie powinno być takiego postępowania, bo jest ono wyrazem "próby zemsty za walkę z postępowaniem władzy". ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!