We wtorek w Senacie debatowano nad wnioskiem o odwołanie z funkcji marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego. Wniosek przedstawiał senator PiS, były marszałek tej izby Stanisław Karczewski. W trakcie pytań senator Adam Szejnfeld (PO) wypominał Karczewskiemu jego wizytę na Białorusi, kiedy nazwał prezydenta Łukaszenkę "ciepłym człowiekiem" i uznawał, że w Białorusi nie ma więźniów politycznych. - Czy to była pańska wycieczka turystyczna, czy też pańskie uprawianie polityki zagranicznej? - pytał Szejnfeld. Przypomnijmy, że w grudniu 2016 roku, kiedy Karczewski był marszałkiem Senatu po powrocie z trzydniowej wizyty w Mińsku, powiedział, że prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka to "taki ciepły człowiek". We wtorek w Senacie Karczewski stwierdził, że użycie tych słów było błędem. - Wstydzę się tego określania, bo ono mi dokucza i chodzi za mną. Niepotrzebnie powiedziałem "ciepły człowiek". Jest to bandyta, zbrodniarz i uzurpator. Ja sobie zdaje z tego doskonale sprawę - mówił Karczewski. Karczewski: To był 2016 rok więźniów politycznych nie było Senator PiS przekonywał jednak, że jego działania podczas wizyty na Białorusi były "do drobiazgu uzgodnione z Ministerstwem Spraw Zagranicznych". - To był rok 2016 - wtedy więźniów politycznych nie było, teraz są i sytuacja tam zmieniła się diametralnie - stwierdził. Podkreśla, że tamta wizyta na Białorusi była "owocna". - Trzeba było rozmawiać z Łukaszenką, żeby ta wizyta przyniosła efekty. Ta rozmowa pozwoliła na to, by wszystkie polskie dzieci we wszystkich polskich szkołach (na Białorusi - red.) mogły uczyć się od nowego roku w języku polskim. Uważam to za wielki sukces, nie mój, ale Senatu - podkreślił senator Karczewski.