Kaczmarek przed komisją
Oskarżam PiS o wykorzystanie aparatu państwowego do niszczenia jednostki, bezprawną inwigilację, wykorzystanie służb specjalnych, łamanie prawa, niesłuszne zatrzymanie i inspirowanie mediów do niszczenia jednostki - oświadczył dziś Janusz Kaczmarek w zeznaniach przed sejmową komisją śledczą ds. nacisków.
Pytał on, czy ujawnienie dowodów na konferencji prasowej wiceprokuratora generalnego Jerzego Engelkinga miało służyć zagmatwaniu sprawy. Oświadczył pod przysięgą, że nie był źródłem przecieku z akcji CBA w resorcie rolnictwa.
Zdaniem Kaczmarka ujawnienie przez Engelkinga przyjmowanej przez prokuraturę wersji, że to on Ryszardowi Krauzemu, Krauze - posłowi Samoobrony Lechowi Woszczerowiczowi a poseł - Andrzejowi Lepperowi przekazał ostrzeżenie, posłużyło za ujawnienie tych dowodów Krauzemu, Woszczerowiczowi i Lepperowi.
Wynajdywali sprawy polityczne
Kaczmarek potwierdził, że wie iż b. szefowi ABW Bohdanowi Święczkowskiemu zdarzało się "wynajdywać sprawy" prowadzone przez prokuraturę, w których były elementy polityczne i przekazywać te informacje ministrowi sprawiedliwości Zbigniewowi Ziobrze i premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu.
Kaczmarek był pytany dziś na posiedzeniu komisji śledczej ds. nacisków przez posła PO Sebastiana Karpiniuka czy Święczkowskiemu "zdarzało się wynajdywać sprawy, w których były smaczki polityczne i przekazywać te informacje bardzo szybko ministrowi Ziobrze i premierowi Kaczyńskiemu". - Zdarzały się takie sytuacje - potwierdził Kaczmarek.
Był także pytany przez Karpiniuka, czy wie coś o podsłuchach, które miałyby być zakładane kierownictwu Samoobrony. Kaczmarek odpowiedział, że szczegółowo o tej sprawie może zeznać na części niejawnej.
Były szef MSWiA potwierdził, że po zatrzymaniu przez ABW został wypuszczony z prokuratury dopiero po konferencji zorganizowanej przez prokuratora krajowego Jerzego Engelkinga. - Nie wiem jaki był cel przetrzymywania mnie od godz. 14.00 do godz. 23.00 bez jakichkolwiek czynności procesowych - powiedział.
Nocne rozmowy
Karpiniuk chciał się dowiedzieć od Kaczmarka czy otrzymał informację, że w prokuraturze krajowej "panuje wielkie zdenerwowanie" sprawą jego zatrzymania, i że część z prokuratorów uważała, że "to co robią Kaczmarkowi", jest naginaniem prawa oraz że "odbywają się jakieś nocne rozmowy z ministrem Ziobro w jego sprawie". - Otrzymałem taką informację - stwierdził świadek.
Kaczmarek zeznał także, że po zatrzymaniu przez ABW nie dostał zezwolenia od prokuratury na zabranie przyborów higienicznych z domu. - Doświadczyłem w tamtym czasie upokorzenia - ocenił.
Jak zeznał Kaczmarek, obecny prezydent Lech Kaczyński, będąc ministrem sprawiedliwości i powołując Kaczmarka na funkcję zastępcy prokuratora generalnego, wiedział o jego dawnej przynależności do PZPR.
Należałem do PZPR
Na posiedzeniu komisji śledczej ds. nacisków posłowie PiS chcieli się dowiedzieć od Kaczmarka, czy nie poświadczył nieprawdy, przedstawiając w 2001 r. kwestionariusz osobowy, w którym miał - według nich - napisać, że był kandydatem na członka PZPR.
Poseł Jacek Kurski przedstawił wcześniejszą ankietę personalną ze stycznia 1989, w której - jak zaznaczył poseł - Kaczmarek przyznaje się do członkostwa w PZPR. - Czy to nie jest poświadczenie nieprawdy? - pytał.
Kaczmarek podkreślił, że Lech Kaczyński jako minister sprawiedliwości dysponował jego aktami osobowymi z wszystkimi danymi na jego temat, a nie tylko ankietą personalną.
- W obecności jeszcze jednej osoby miałem rozmowę z Lechem Kaczyńskim, któremu powiedziałem: "panie ministrze należałem do PZPR" - zeznał.
Jak dodał, L.Kaczyński miał mu powiedzieć, że dla niego "nie ma znaczenia przynależność, ale znaczenie ma człowiek i to jest dla niego istotne".
Kaczmarek podkreślił, że posłowie PiS, ujawniając treść kwestionariuszy, mogli popełnić przestępstwo, gdyż są to wewnętrzne dokumenty ministerstwa sprawiedliwości.
Także poseł PO Sebastian Karpiniuk wyraził wątpliwość, czy komisja może przyjąć jako dowód dokumenty przedstawione przez PiS, ponieważ - jak podkreślił - nie wiadomo jak posłowie PiS weszli w ich posiadanie i czy było to zgodne z prawem.
Prezydent mnie prosił
- To prezydent Lech Kaczyński prosił mnie, jako przyjaciela, bym objął fotel ministra spraw wewnętrznych; moja żona i ja dłuższy czas się nie zgadzaliśmy - mówił Kaczmarek, ujawniając kulisy swej nominacji.
- Czemu pan, który dziś oskarża system władzy PiS, chętnie przyjmował coraz wyższe funkcje w tym rządzie? - pytał Kaczmarka Jacek Kurski (PiS). - Pan myli czasokresy - odpowiedział Kaczmarek dodając, że dopiero gdy w lutym 2007 r., po Ludwiku Dornie, został ministrem SWiA, mógł uczestniczyć w rządowych naradach prowadzonych przez premiera Jarosława Kaczyńskiego.
- Z perspektywy czasu myślę, że z Ministerstwa Sprawiedliwości zostałem wypchnięty, by Zbigniew Ziobro mógł tam mieć pełnię władzy - ocenił Kaczmarek i ujawnił kolejność zdarzeń. Według niego, to Ziobro poinformował, że premier zaproponuje mu funkcję ministra. Kaczmarek zapewnia, że nie zgadzał się na to, bo tak się umówili z żoną. - Premier Kaczyński gdy mu odmówiłem, powiedział, że mnie rozumie, ale stawia go w trudnej sytuacji - dodał.
Wówczas - jak mówił Kaczmarek - postanowił wybrać się do prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który miał mu powiedzieć: "zrobiłeś bardzo źle odmawiając bratu". - Wtedy ja poinformowałem pana prezydenta, że umówiliśmy się z żoną, iż nie wyrażę zgody, bo chcieliśmy mieć więcej czasu dla siebie. Pan prezydent osobiście do mojej żony zadzwonił i ją namawiał, prosił też, by przyjechała z Trójmiasta do Warszawy. Następnego dnia wspólnie jedliśmy kolację - relacjonował.
- Pamiętam, że wtedy prezydent powiedział do mnie: "Janusz, przyjaźń nie polega na tym, że się miło rozmawia i miło pije się wino, ale na tym, że się coś wykonuje, jeśli przyjaciel prosi". Wtedy zgodziliśmy się z żoną. Krótko potem dzwonił premier Kaczyński i pytał jak negocjacje z moją żoną - powiedział Kaczmarek.
INTERIA.PL/PAP