Jurek: trwała większość tylko z PO
Koalicja PiS-u z Samoobroną, o której mówi Donald Tusk, to fikcja - przekonuje marszałek Sejmu Marek Jurek. Gość Kontrwywiadu Kamila Durczoka w RMF dodaje, że w tej chwili nie ma innej trwałej większości w Sejmie niż PO i PiS.
Kamil Durczok: Czytał pan tekst Jana Rokity w "Gazecie Wyborczej"?
Marek Jurek: Jeszcze nie.
Teza jest taka: jedyne wyjście dla PO i PiS-u to wspólny rząd. I taka teza, kiedy wczoraj Donald Tusk mówi: "Będziemy twardą opozycją", pachnie rozłamem. Czy PiS prowadził jakieś tajemne rozmowy z Rokitą?
Jan Rokita dobrze interpretuje rzeczywistość. W tej chwili nie ma innej trwałej większości w Sejmie niż PO i PiS.
Tylko jakoś trudno przebija się to do liderów.
Myślę, że najbardziej nowe w tej tezie jest stwierdzenie, że potrzebna jest koalicja, czyli normalny mechanizm parlamentarny. To, co do tej pory proponował Donald Tusk, to system, w którym on dysponuje prawem weta w stosunku do każdej decyzji rządu. To nie jest dobra sytuacja, kiedy - pod hasłem, że musimy być na siebie skazani, że jest to koalicja, z której nie ma wyjścia - tak naprawdę premier i większość parlamentarna może robić tylko to, na co zgadza się lider jednej partii.
A to, co prezentowało PiS do tej pory, to nie był klasyczny triumfalizm? Frekwencja niewysoka, różnica między obiema partiami 3 punkty, a PiS bierze wszystko, nie słuchając, czego chciałaby Platforma.
Tego rodzaju zwycięstwa - przewaga 30 mandatów w obu izbach, w każdym parlamentarnym kraju uznawane są co najmniej za wyraźne. Na tym polega demokracja. My nie traktujemy tych wyborów jako specjalnego mandatu, by szukać jakiejś nieograniczonej władzy, ale jako wypełnianie tego, co stanowi zasadnicze przesłanie naszego programu. Skład rządu, mechanizm powstawania rządu - tu widać na przykładzie resortu zdrowia - był jak najbardziej koalicyjny. Premier Marcinkiewicz jest politykiem, który może łączyć oba ugrupowania będące w koalicji.
Ale do tej pory nie połączył.
Trudno o lepszy przykład wielkoduszności w polityce niż to, co proponowało PiS Platformie po wygranych wyborach parlamentarnych.
PO ma inne wrażenia. Ale zostawmy wrażenia Platformy na boku.
Raczej Donald Tusk.
To się niebawem okaże, bo Donald Tusk będzie rekomendował Radzie Krajowej wejście w rolę twardej opozycji. Ale tekst Jana Rokity jest także "ostrzeżeniem dla PiS-u, by w towarzystwie Pawlaka, Leppera i Giertycha nie potwierdziło, że - tak jak SLD - potrafi tylko składać obietnice." Czy pan myśli, że to taki nierealny scenariusz?
To taki demagogiczny język. Jan Rokita ma skłonność do takich mocnych słów czy sformułowań, co nie tyle wyrażają jego poglądy, co mają charakter funkcjonalny - mają wywołać pewne wrażenie u słuchaczy. Nie ma żadnej koalicji. Gdybyśmy tak mieli mówić, że dwa przypadkowe w naszej historii głosowania to jest jakaś koalicja, to trzeba powiedzieć, że Donald Tusk był sto razy w koalicji z komunistami - poczynając od obalania rządu Jana Olszewskiego - w kampanii wielokrotnie powtarzał, że to ważny element jego dorobku politycznego?
Ale jest różnica między głosowaniami nad poszczególnymi ustawami a głosowaniem nad marszałkiem Sejmu. A marszałek został wybrany także głosami Samoobrony.
Ja mogę krytykować pewien nurt polityki Donalda Tuska wynikający ze współpracy z postkomunistami w obalaniu rządu Olszewskiego, potem przez lata we współpracy z postkomunistami w mediach - media publiczna, rady nadzorcze?
Bardzo się na te słowa wczoraj oburzała Iwona Śledzińska-Katarasińska, bo ona też tam się pojawiała.
Dokończę - aż po korzystanie z otwartego poparcia Kwaśniewskiego, Marka Borowskiego w kampanii wyborczej. My to krytykowaliśmy, ale nigdy nie nazywaliśmy tego koalicją. Ale skoro Donald Tusk proponuje taki standard językowy, to trzeba powiedzieć, że on stukrotnie był w koalicji z komunistami. Dobrze, że proponuje wprowadzić do polskiej polityki po kilkunastu latach III RP, u progu IV RP standard, że warto podyskutować kto powinien stanowić większość, kogo w polityce stanowczo omijać. Ale tak się składa, że Donald Tusk nigdy nie omijał w polityce tych, których należy omijać z daleka.
Dzisiaj "Rzeczpospolita" pisze, że przed wyborami Marcinkiewicz spotkał się z Lepperem i obiecał renegocjacje traktatu akcesyjnego z Unią Europejską.
Przed wyborami prezydenckimi?
Tak.
Przeczytam ten artykuł i zapytam premiera.
Ale czy pan się nie obawia, że Andrzej Lepper kiedyś przyjdzie z rachunkiem. Leszek Miller powiedział, że Lepper zawsze z rachunkami przychodzi.
Jeśli dokonujemy analizy sytuacji w parlamencie - tak jak dokonał Jan Rokita - wynika jasno, że PO i PiS powinny ze sobą rozmawiać w sposób demokratyczny, a nie na tej zasadzie, że rząd nie może wykonywać swoich zobowiązań wyborczych w dziedzinie np. przywrócenia praworządności czy walki z nadużyciami władzy, generalnie większej ochrony obywateli czy pieniędzy publicznych, może prowadzić tę politykę tylko w takich elementach, na jakie zgadza się Donald Tusk. Na coś takiego nie możemy się zgodzić, to nie jest demokracja.
Myśli pan, że część klubu PO poprze rząd Marcinkiewicza? Liczy pan na to?
Ja mam nadzieję, że cała PO poprze rząd Marcinkiewicza, jeśli nie poprze, to da to domyślenia wielu politykom i posłom.
Dziękuję za rozmowę.
Posłuchaj: