Niechronieni uczestnicy ruchu drogowego - piesi i rowerzyści - poprawa ich sytuacji na drogach jest dziś w UE priorytetem. I jest powód. Europejska Rada Bezpieczeństwa Transportu w najnowszym raporcie wskazała, że od dekad najbardziej udawało się obniżać liczbę ludzi ginących w samochodach (choć i tak cele stawiane sobie w Europie nie są osiągane), ale to samo dużo trudniej przychodzi nam z pieszymi i rowerzystami. Na ratunek starszym Tylko w 2018 r. na drogach w UE zginęło 5180 pieszych. Średnio w Europie w wypadkach drogowych ginie co roku ok. 10 pieszych na milion mieszkańców. Ale są kraje, w których ten wskaźnik jest drastycznie wysoki. I jest wśród tych krajów Polska. W naszym kraju statystyki są ponad dwukrotnie gorsze. W wypadkach ginie bowiem 22,1 pieszych na milion mieszkańców. Gorzej jest jedynie na Litwie (24,9 na milion mieszkańców), Łotwie (26,9) i w Rumunii (36,5). Najczęściej jako piesi życie tracą osoby po 65. roku życia. W przeliczeniu na milion mieszkańców ginie rocznie w UE średnio 24,5 seniorów. W Polsce - aż 50! Gorzej niż u nas znów jest tylko w Rumunii (83 zabitych na milion osób 65 +), na Litwie (62), w Bułgarii (51) . Warto zaznaczyć, że to uśrednione dane z lat 2016-2018 - a już w 2019 r. Litwa o połowę (!) ograniczyła liczbę ginących pieszych. Jak? Wprowadzając przepisy takie, jak w Polsce właśnie zaproponował rząd. Krajobraz jak na wojnie Przypomnijmy - w Polsce ginie ok. 800 pieszych rocznie. W ostatnich latach ich odsetek wśród wszystkich tracących życie na drogach przekraczał nawet 30 proc. O ile od kilku lat obserwować można było nieznaczny spadek w ogólnej liczbie ginących pieszych, to już na samych przejściach dla pieszych ich liczba rosła od 2016 r. I w 2018 r. na "zebrach" życie straciło 271 osób. Dopiero w roku 2019 nastąpił niewielki spadek liczby zabitych na pasach. Jedna trzecia ginących w Polsce pieszych traci życie na pasach. To dlatego rząd zaplanował zmiany prawa dotyczące właśnie tych newralgicznych miejsc. Dlaczego w ogóle były potrzebne? W wielu europejskich krajach (w tym od niedawna na Litwie) w system prawny wbudowane są dwa "bezpieczniki". W skrócie: prawo nakazuje pieszym szczególną ostrożność i nie pozwala im wchodzić na przejście wówczas, gdyby groziło to im utratą życia - czyli np. w sytuacji, gdy kierowca się nie zatrzymuje i widać, że nie zdąży się zatrzymać. Z kolei kierowcy dojeżdżający do przejść mają obowiązek zwolnić i ustąpić pieszym zarówno znajdującym się na pasach jak i dopiero zbliżających się do przejścia z zamiarem jego pokonania. I właśnie tego drugiego "bezpiecznika" nie ma w polskim Kodeksie. Ustawa Prawo o ruchu drogowym w naszym kraju nakłada na kierowcę obowiązek ustąpienia pieszemu już znajdującemu się na przejściu, ale nie takiemu, który np. czeka przy krawężniku. Kierowcy nie ustępują więc pieszym oczekującym, bo nie muszą. A ci czasem popełniają błąd i w takiej sytuacji wchodzą na pasy, a czasem nie są w stanie dobrze ocenić tego, czy kierowca ich przepuszcza czy jedzie dalej. Dołóżmy do tego, co wiemy w Polsce o poruszaniu się w okolicach przejść dla pieszych po niedawnym badaniu Instytutu Transportu Samochodowego - czyli 80-90 proc. kierowców przekraczających prędkość w okolicach oraz fakt, że ponad 80 proc. pieszych w obszarze zabudowanym zgłasza, iż kierowcy pojazdów nie zatrzymują się, by umożliwić im przejście. To gotowy przepis na tragedię. Dwa "bezpieczniki" Od lipca tego roku - tak planuje na razie rząd - w polskim prawie zacznie funkcjonować drugi "bezpiecznik", który zminimalizuje ryzyko wypadku na pasach. W prawie dokonana ma zostać jedna drobna, ale znacząca zmiana. Do ustawy dopisane zostanie wprost, że dojeżdżając do przejścia dla pieszych kierowca ma zwolnić (rozumie się to jako zmniejszanie prędkości do zatrzymania włącznie), by nie narazić na niebezpieczeństwo pieszych nie tylko już będących na pasach, ale też "wkraczających" - czyli dopiero wchodzących, bądź oczekujących na wejście. Pieszym nadal nie będzie można wykorzystać swojego pierwszeństwa na siłę (albo np. wbiegać na pasy zza przeszkody), a kierowcy będą musieli zwracać uwagę na to, co dzieje się przed przejściami. To, co dziś wynika jedynie z kultury części z nich, będzie obowiązkiem ustawowym. Przykłady wielu krajów, w tym całkiem świeży Litwy, wskazują, że takie zachowanie kierowców i pieszych gwarantuje znaczące zmniejszenie liczby wypadków. Bardzo trudno będzie też później w sądach przypisywać winę jedynie pieszym, z czym dziś, niestety, w Polsce często mamy do czynienia. Co z niebezpiecznymi przejściami? Oczywiście, w Polsce niebezpieczne są nie tylko zachowania uczestników ruchu, niebezpieczna jest też infrastruktura. Na Zachodzie trudno spotkać przejścia dla pieszych bez sygnalizacji - takie, jak w Warszawie na ul. Sokratesa, gdzie pieszy musi pokonać więcej niż jeden pas ruchu. To są miejsca-pułapki zarówno dla pieszych jak i kierowców. Warto jednak zwrócić uwagę na jeden szczegół - przy mniej bezpiecznej infrastrukturze zachowanie kierowców powinno być bardziej, a nie mniej ostrożne. Dlatego już samo wprowadzenie nowej regulacji prawnej w Polsce może pomóc. Ale na pewno nie wystarczy. Nowe prawo zwiastuje tylko całe domino zmian. I władze są tego świadome. W objaśnieniu do rządowej nowelizacji zaznaczono, że choć zmiana prawa nie dotyka bezpośrednio zarządców dróg, to "jednak dla uzyskania optymalnego efektu nowych regulacji w zakresie poprawy bezpieczeństwa pieszych, niezbędne będzie wprowadzenie przez zarządców dróg zmian w infrastrukturze drogowej w obrębie przejść dla pieszych". Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział już wcześniej, że przejścia dla pieszych w Polsce będą przebudowywane na bezpieczniejsze i że powstanie w tym celu specjalny fundusz. Gdy opadną pierwsze emocje i ludzie na przejściach (ci za kierownicą i ci przed pasami) zaczną ze sobą współpracować - dostrzegać się, rozpoznawać własne zamiary - policja odnotowywać będzie w Polsce spadającą liczbę wypadków, rannych i zabitych. Wolniej, wolniej! Nie od parady w całym pakiecie nowelizacji, w którym zaplanowano zmiany w sprawie pieszych, znalazły się też zapisy, mające wpłynąć na spowolnienie kierowców jeżdżących za szybko. Po pierwsze - od lipca w obszarze zabudowanym będzie trzeba jechać 50 km/h niezależnie od pory dnia (obecnie w nocy można jechać 60 km/h). To z jednej strony uprości kształcenie przyszłych kierowców, a z drugiej da jasny sygnał, że z jakiegoś powodu w miejscach, gdzie jest wielu pieszych, nie wolno jechać więcej niż 50 km/h. Po drugie - policja zacznie eliminować z dróg kierowców, którzy rozwijają największe prędkości nie tylko w miastach, ale i poza obszarem zabudowanym. Nie było bowiem żadnego powodu, by przekraczających prędkość o co najmniej 50 km/h poza miastem traktować łagodniej niż tych, którzy robią to w obszarach zabudowanych. Jazda z prędkością np.150 km/h na drodze krajowej jest również skrajnie niebezpiecznym zachowaniem zagrażającym innym uczestnikom ruchu drogowego. To dlatego od lipca tacy kierowcy będą też tracić prawo jazdy na 3 miesiące. Łukasz Zboralski, BRD24.pl Partnerem Raportu "Jak być dobrym kierowcą" jest PKN Orlen. Koncern wykorzystując autorytet Roberta Kubicy w kampanii #DobryKierowca tłumaczy dzisiejszym przedszkolakom zasady bezpiecznej jazdy, w tym konieczność ustępowania pierwszeństwa pieszym nawet, gdy ci dopiero oczekują na przejście przez jezdnię.