- Policja zakończyła czynności wyjaśniające wyjaśniające, to standardowa procedura przed postępowaniem dyscyplinarnym. Komendant Wojewódzki zatwierdził jej wyniki 3 października - przekazała Interii Katarzyna Cisło, rzeczniczka prasowa wojewódzkiej komendy policji w Krakowie - Czynności zakończono wnioskiem: policjanci interweniujący z 27 na 28 kwietnia nie dopuścili się naruszenia dyscypliny służbowej - dodała krakowska podinspektor. Tym samym sprawa została zakończona. Niezależnie od wyników policyjnych czynności sprawą interwencji zajmuje się prokuratura w Piotrkowie Trybunalskim. Pełnomocniczka kobiety złożyła tam zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa z art. 231 Kodeksu karnego, czyli przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy publicznych. Sprawa pani Joanna z Krakowa. "Nie zgodziłam się na zdjęcie bielizny" Sprawą pani Joanny z Krakowa żył cały kraj. Kobieta ujawniła w mediach, że pewnego dnia zdecydowała się przyjęcie tabletki poronnej, ponieważ ciąża miała zagrażać jej zdrowiu. Następnie roztrzęsiona zadzwoniła do swojej lekarki, ta przekazała niepokojące wieści policji. Pani Joanna trafiła w asyście policji do szpitala. W rozmowie z "Wydarzeniami" Polsatu kobieta relacjonowała, że po badaniu ginekologicznym do sali weszły dwie policjantki. - Kazały mi się rozebrać, robić przysiady i kaszleć, ale jeszcze krwawiłam, dlatego nie zgodziłam się na zdjęcie bielizny - mówiła. Ponadto policja zarekwirowała jej telefon i laptopa, aby sprawdzić czy nabyła tabletki poronne legalnie. "Marsz Miliona Serc" w reakcji na doniesienia z Krakowa Później kobieta trafiła do innego szpitala, a sprawą zajęła się Naczelna Izba Lekarska, która wezwała Rzecznika Praw Pacjenta o podjęcie interwencji. - Teraz myślę, że trzeba było zwyczajnie kłamać - oceniła pani Joanna. Sprawa pani Joanny zaważyła na zorganizowaniu przez Koalicję Obywatelską "Marszu Miliona Serc". - Ten wstrząsający obraz to jest coś więcej niż kolejny dramat Polki w państwie rządzonym przez PiS. Kolejny - bo wszyscy pamiętamy te wydarzenia związane z tą agresywną, opresyjną obecnością w miejscach, gdzie powinna być tylko pacjentka, lekarz, rodzina - mówił wtedy o sprawie pani Joanny Donald Tusk. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!