Prezes zarządu jednej ze spółek zajmujących się działalnością deweloperską Andrzej M. został skazany za wyłudzanie kredytów bankowych, dopuszczanie się oszustw na szkodę klientów, którzy zamierzali kupić mieszkania w realizowanej przez niego inwestycji w Krzeszowicach oraz na szkodę podmiotu gospodarczego - jednego z kontrahentów prowadzonej przez niego spółki, a także wyrządzenie szkody majątkowej w wielkich rozmiarach spółce, którą zarządzał. Jak poinformowała Prokuratura Okręgowa w Krakowie, sąd wymierzył mu karę łączną siedmiu lat pozbawienia wolności oraz grzywnę. Orzeczono też m.in. zakaz pełnienia funkcji członka zarządu, rady nadzorczej, komisji rewizyjnej, prokurenta w spółkach kapitałowych prawa handlowego na pięć lat. Natomiast główny księgowy spółki został skazany na dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy, dostał też karę grzywny. Sąd przyjął, że ułatwił on Andrzejowi M. popełnienie szeregu przestępstw polegających na wyłudzaniu kredytów bankowych poprzez sporządzenie stwierdzających nieprawdę dokumentów niezbędnych do ich udzielenia. Wyrok jest nieprawomocny. Fikcyjni klienci i prawdziwe kredyty Proces dewelopera oskarżonego o oszustwo na 17 mln zł ruszył w listopadzie 2018 roku. Jak wynikało z ustaleń prokuratury, Andrzej M. był udziałowcem i prezesem zarządu spółki zajmującej się przygotowaniem i realizacją inwestycji budowlanych, w tym jednego z osiedli mieszkaniowych w Krzeszowicach. Budowę osiedla rozpoczęto pod koniec 2007 r. Problemy z jej realizacją rozpoczęły się w 2008 r., ale w firmie nadal zawierano przedwstępne umowy sprzedaży mieszkań i pobierano wpłaty, zapewniając nabywców o dobrej kondycji spółki i nie informując ich o jej rzeczywistym stanie finansowym. Ostatecznie inwestycja nie została zakończona, pokrzywdzeni - mimo wypowiedzenia umów z powodu niewywiązania się inwestora z zobowiązań - nie otrzymali należnych im kwot, a egzekucje komornicze wobec spółki okazały się bezskuteczne. Według ustaleń prokuratury w trakcie budowy osiedla, z uwagi na kłopoty w zapewnieniu finansowania inwestycji, deweloper wszedł w porozumienie ze znajomymi, w tym z jednym z pośredników kredytowych. Celem porozumienia było znalezienie fikcyjnych klientów, czyli osób, które w zamian za umówione wynagrodzenie i na podstawie nieprawdziwych dokumentów, miały uzyskać w bankach kredyty na zakup mieszkań w inwestycji dewelopera. Osoby te rekrutowały się z kręgu rodziny, przyjaciół i znajomych. Najczęściej nie miały zdolności kredytowej, nigdzie nie pracowały lub też osiągały zbyt niskie wynagrodzenie. W związku z tym załatwiano im nierzetelne dokumenty w postaci zaświadczeń o zatrudnieniu i osiąganych dochodach, umów o pracę itp. Dokumenty te były następnie przedkładane razem z wnioskiem o kredyt w banku za pośrednictwem współpracującego z deweloperem pośrednika finansowego. Po otrzymaniu kredytu tzw. podstawieni klienci otrzymywali od Andrzeja M. umówioną zaliczkę, najczęściej to była kwota od 2 tys. do 3 tys. zł, i obietnicę uzyskania dalszej kwoty w wysokości ok. 20 tys. zł w momencie, gdy wybudowane mieszkanie zostanie już sprzedane prawdziwemu klientowi. Deweloper znaleziony we Francji Jednak wiosną 2009 roku generalny wykonawca zaprzestał wykonywania prac budowlanych z uwagi na niewywiązywanie się dewelopera z obowiązku zapłaty. Kolejne firmy podejmujące się dokończenia stanu surowego budowy także odstępowały od umów. Ostatecznie roboty budowlane ustały całkowicie w drugiej połowie 2010 roku. Deweloper, poszukiwany europejskimi nakazami aresztowania w innych postępowaniach, został zatrzymany w listopadzie 2017 roku we Francji i sprowadzony do kraju, gdzie trafił do aresztu.