Czas Kamińskiego
Powołaniu Centralnego Biura Antykorupcyjnego towarzyszą wielkie nadzieje na przecięcie wrzodu korupcji. Ale też obawy o polityczne motywy podejmowanych śledztw.
Czy Mariusz Kamiński - twarz bezkompromisowej Ligi Republikańskiej - będzie szefował CBA, jednej z najważniejszych instytucji w państwie, nie kierując się partyjnymi pobudkami? Jego życiorys pokazuje, że nie powinien mieć z tym problemu. Przed laty, po pierwszych informacjach o niejasnościach wokół majątku Pawła Piskorskiego, natychmiast się od niego odciął. Zrobił to, choć Piskorski był jednym z jego najbliższych współpracowników w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów. - Mariusz nagle zaczął mnie krytykować, nawet nie próbując ze mną rozmawiać. Co zrobić, polityka bywa końcem przyjaźni - mówi smutno Piskorski. Obecnie, kiedy lewicowa opozycja atakuje Kamińskiego, sugerując, że tworzony przez niego urząd stanie się narzędziem politycznym w rękach PiS, spokojnie zapowiada, że najbardziej bezwzględnie będzie traktował właśnie partyjnych kolegów. Co jednak opozycji nie uspokaja.
Strachy na Lachy
Tymczasem w Europie Zachodniej istnienie takich instytucji jak CBA nikogo nie dziwi. Co prawda, nie działają we wszystkich krajach (najprężniej we Francji, w Holandii oraz na Litwie), ale nikomu nie przyszło do głowy, by zarzucać im polityczne uwikłanie. Paweł Mlicki, który w MSWiA koordynuje współpracę między służbami polskimi, angielskimi i holenderskimi, przez wiele lat pracował dla holenderskiej policji i współpracował z tamtejszym odpowiednikiem CBA - Rijksrecherche (Państwowa Służba Dochodzeniowa). - Jej funkcjonariusze dysponują szerokimi uprawnieniami, mają dostęp do wszelkich nowinek technicznych, a podlegają bezpośrednio ministrowi sprawiedliwości - mówi Mlicki. I dodaje: - Rijksrecherche ma w Niderlandach bardzo dobrą opinię także dlatego, że jej 95 agentów to ludzie wyselekcjonowani spośród najlepszych policjantów. I badają tylko największe afery, drobne łapówkarstwo zostawiając innym formacjom.
Zagrożenia i naciski
Przyszli pracownicy CBA jeszcze w tym roku mają szansę szkolić się u holenderskich kolegów, którzy już dwa razy byli w Polsce i spotykali się z ludźmi Kamińskiego. Jak się dowiedzieliśmy, dyrektorowi tamtejszego urzędu Dickowi Pijlowi bardzo zależy na współpracy z silnym partnerem w tej części Europy. - Ale żeby był faktycznie silny, musi zatrudniać jedynie profesjonalistów, wybieranych także pod względem etycznym - ostrzega Paweł Mlicki.
Oskarżenia o polityczne zaangażowanie CBA odrzuca też premier, któremu ta służba będzie podlegać. - W moim przekonaniu najwięcej krytycznych głosów pada ze strony tych polityków, którzy sądzą po sobie. My nie zamierzamy wykorzystywać służb specjalnych do własnych celów - zapewnia Kazimierz Marcinkiewicz.
Elity poszukiwane
Mimo zdecydowanych deklaracji, rodzi się pytanie, czy po kolejnych wyborach CBA nie trafi w ręce ugrupowania, które nie będzie miało skrupułów, aby wykorzystać Biuro na przykład do inwigilacji opozycji. - Takich zagrożeń jest oczywiście mnóstwo - przyznaje Adam Lipiński, wiceprezes PiS. - Myślę jednak, że przed przyszłymi wyborami parlamentarnymi CBA będzie tak silna wewnętrznie, że oprze się naciskom każdej władzy.
Politycy PiS uzasadniają powołanie CBA rozmiarami korupcji. Według rankingu Transparency International, Polska jest najbardziej skorumpowanym krajem Unii Europejskiej (w rankingu TI za 2005 r. zajmujemy 70. pozycję na 159 badanych państw). - Nie wiem, czy CBA pomoże w zdławieniu problemu, to pokaże czas. Trzeba jednak próbować - podkreśla w rozmowie z "Ozonem" Janusz Pałubicki, były minister koordynator ds. służb specjalnych.
Tej próby podejmie się elitarna grupa około 500 funkcjonariuszy. Na razie Mariusz Kamiński ma do dyspozycji tylko 30 współpracowników. Ale już od kilku miesięcy wyszukuje kandydatów do tej elitarnej jednostki spośród policjantów, pracowników NIK i urzędów skarbowych, a także tych funkcjonariuszy służb specjalnych, za którymi nie wlecze się cień PRL. Jego zdaniem, tylko tacy mogą gwarantować sukces w zerwaniu sieci korupcyjnych powiązań, w których tkwi Polska. "Rozbijemy postkomunistyczne układy, ich istnienie w życiu publicznym i gospodarczym jest hańbą dla niepodległej Polski" - czytamy na stronie internetowej przyszłego szefa CBA. Biuro ma zacząć pracować pełną parą jesienią dysponując 70 milionami złotych.
SLD grzeje Bareją
Jednym z głównych działań urzędu ma być analiza oświadczeń majątkowych polityków. Zapis ten działa na lewicową opozycję niczym czerwona płachta na byka. Oliwy do ognia dolewa to, że urzędnicy CBA w celu weryfikacji oświadczeń będą mogli korzystać m.in. z materiałów operacyjnych policji i służb specjalnych. Sam Kamiński też zapowiadał, że Biuro będzie miało dostęp do wszelkich możliwych danych. To złości jego przeciwników. - Apolityczny pan Kamiński to taka sama groteska, jak trabant jako limuzyna - obrusza się Katarzyna Piekarska z SLD.
Wykorzystania CBA do zbierania "haków" na politycznych konkurentów obawia się poseł Andrzej Gałażewski, jedyny parlamentarzysta PO, który głosował przeciwko utworzeniu nowej instytucji. - Walczyć z korupcją powinny prokuratura i policja. CBA ma badać grube afery korupcyjne, a to pachnie policją polityczną - mówi "Ozonowi" Gałażewski.
Sojusz tak bardzo zaangażował się w walkę z urzędem Kamińskiego, że na potrzeby dziennikarzy wyprodukował atakujący go filmik. "Najnowsze urządzenie PiS ds. inwigilacji wszystkich i wszystkiego. Klasyczna policja polityczna" - głoszą pierwsze słowa spotu. Zapewne polityczne rozgorączkowanie spowodowało, że realizatorzy nie ustrzegli się błędu. Pokazany w reklamówce SLD kadr z filmu "Rozmowy kontrolowane" informuje, że reżyserem komedii jest Stanisław Bareja. A przecież film reżyserował Sylwester Chęciński. - Prawidłowe dane wstawiliśmy najszybciej, jak się dało - bije się w piersi Grzegorz Napieralski, sekretarz generalny SLD. Teraz Kamiński musi udowodnić, że Sojusz pomylił się też w ocenie CBA.
Magda Zdort, Maciej Gajek
Tekst pochodzi z tygodnika