W oficjalnym komunikacie Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu, czytamy, iż Bartłomiej Ciążyński "podejrzany jest o to, że w okresie od 2 czerwca 2024 roku do 28 lipca 2024 roku we Wrocławiu i innych miejscowościach w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, przekroczył swoje uprawnienia". Były wiceminister sprawiedliwości będąc "zastępcą dyrektora do Spraw Komercjalizacji Instytutu Sieci Badawczej Łukasiewicz PORT (Polski Ośrodek Rozwoju Technologicznego) z siedzibą we Wrocławiu" i tym samym będąc funkcjonariuszem państwowym, "doprowadził Sieć Badawczą Łukasiewicz PORT do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w łącznej kwocie 4619,82 złotych". Chodzi o wykorzystanie, wbrew procedurze, służbowego samochodu oraz przypisanej do tego pojazdu karty flotowej do celów prywatnych. Wykorzystywał służbową limuzynę. Wiceminister stracił stanowisko Jak podaje prokuratura były wiceminister, złamał zasady użytkowania samochodów służbowych P-DT-01. Dodatkowo "obciążył w związku z tym w/w kartę poprzez co najmniej ośmiokrotne zatankowanie do celów prywatnych paliwa do tego pojazdu i zakup płynu do spryskiwaczy, działając w ten sposób na szkodę interesu publicznego". Bartłomiej Ciążyński w trakcie przesłuchania w charakterze podejrzanego nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu, gdyż - jak tłumaczył - "mimo złożonego podpisu na stosownym dokumencie", nie zapoznał się z zasadami korzystania z pojazdu służbowego i był przekonany, że może z niego korzystać w celach prywatnych. Oznajmił również, że nie miał zamiaru doprowadzić pracodawcy do "niekorzystnego rozporządzenia mieniem". Jednak jak czytamy w komunikacie, "nie zaprzeczył faktowi korzystania z pojazdu i karty flotowej w celach prywatnych". Bartłomiejowi Ciążyński za zarzucany czyn grozi kara pozbawienia wolności od roku do 10 lat. Bartłomiej Ciążyński odpowiada na zarzut prokuratury. "Mam prawo się bronić" Bartłomiej Ciążyński odniósł się do komunikatu Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu. Były wiceminister w swoich mediach społecznościowych napisał, że "ma prawo i zarazem obowiązek odpowiedzieć. Ma konstytucyjne prawo się bronić". Oznajmił, że złożył w tej sprawie w prokuraturze obszerne wyjaśnienia i nie zgadza się z zarzucanymi mu czynami. "Prokuratura podejrzewa mnie o oszustwo, ale czyn taki polega na umyślnym wprowadzeniu kogoś w błąd (np. gdy podaje się nieprawdziwe dane, żeby wyłudzić pożyczkę), podczas gdy ja sam byłem w błędzie i tym bardziej nikogo w błąd nie wprowadzałem" - tłumaczy polityk. Jak czytamy we wpisie, Ciażyński polemizuje z decyzją prokuratury. Były wiceminister zwraca uwagę, iż prokuratura zarzuca mu przekroczenie uprawnień jako funkcjonariusza publicznego - a jak tłumaczy polityk - "przekroczenie musi dotyczyć działalności służbowej, podczas gdy moja praca i związane z nią kompetencje nie polegały na kierowaniu samochodem i jego rozliczaniu. Zarzuty bowiem nie dotyczą moich faktycznych obowiązków wykonywanych jako Zastępca Dyrektora PORT". Bartłomiej Ciążyński dodał, że poniósł konsekwencje swojego błędu, a odkąd ta sprawa wyszła na jaw, on i jego rodzina są ofiarami hejtu. "Spadła na mnie i bliskich niewyobrażalna fala hejtu i gróźb, mogę - bez żadnej przesady - powiedzieć, że mamy do czynienia z infamią, a mówiąc bardziej po dzisiejszemu tzw. kulturą cancelingu (kasowania)" - poinformował polityk. Były wiceminister podkreśla, że "jest niewinny", a jego błąd "to błędne wykorzystanie mienia pracodawcy dla niewłaściwych celów (prywatnych), co miało miejsce właśnie wskutek wprowadzenia mnie w błąd przez samego pracodawcę (jego służby)". Były wiceminister podał się do dymisji. "Popełniłem błąd" - Złożyłem rezygnację z zajmowanego stanowiska - zakomunikował pod koniec sierpnia wiceminister sprawiedliwości Bartłomiej Ciążyński, gdy media ujawniły nieprawidłowości wokół jego zachowania. Polityk przeprosił opinię publiczną i poinformował, że zwrócił wykorzystane środki. Jak ujawnił portal wp.pl, były wiceminister ruszył do Słowenii na wakacje limuzyną państwowej instytucji badawczej. Podczas wyjazdu dwukrotnie płacił też służbową kartą. - Popełniłem błąd. Przyznaję się do tego, że wykorzystałem samochód służbowy do celów prywatnych. Nie miałem świadomości, że nie mogę tego uczynić. Muszę ponieść odpowiedzialność. Środki, które wykorzystałem tankując zwróciłem na konto. Chcę z głębi serca, bardzo szczerze przeprosić za zaistniałą sytuację. Miałem naprawdę ambitne plany jeśli chodzi o prace w Ministerstwie Sprawiedliwości. Ten błąd wymaga jednak odpowiedzialności i konsekwencji - tłumaczył wówczas polityk. ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!