W czwartek 31 października Antoni Macierewicz odbył niebezpieczny rajd ulicami Warszawy. Jak opisali dziennikarze "Faktu" były minister, a obecnie poseł, naruszył wiele przepisów drogowych, co zostało udokumentowane zdjęciami. Polityk miał rozmawiać przez telefon, siedząc za kierownicą samochodu, a także wyprzedzać na przejściu dla pieszych. Oprócz tego wiceprezes PiS najechał na podwójną linię ciągłą oraz wjechał na pas ruchu dla rowerów. Do sytuacji doszło w godzinach porannych. Antoni Macierewicz dostał trzy mandaty. Tomasz Siemoniak: "Koniec bezkarności" Jacek Dobrzyński, rzecznik ministra-koordynatora służb specjalnych, przekazał w środę, że poseł PiS otrzymał za swoje wykroczenia drogowe łącznie trzy mandaty na sumę 1800 złotych i 21 punktów karnych. "Dalsze kroki policji po zsumowaniu punktów karnych byłego ministra" - podkreślił we wpisie zamieszczonym w mediach społecznościowych. Do informacji odniósł się także przełożony rzecznika, minister spraw wewnętrznych i administracji Tomasz Siemoniak. "Koniec bezkarności Macierewicza" - napisał krótko szef resortu. Rajd Antoniego Macierewicza. "Samochód wtedy stał" Jak na doniesienia o swoich przewinieniach reagował sam Antoni Macierewicz? W niedzielę 3 listopada polityk został zapytany na antenie TV Republika, czy rzeczywiście rozmawiał przez telefon w trakcie prowadzenia samochodu. - Moim zdaniem samochód wtedy stał - odparł. Wiceprezes PiS zapewnił również, że "jest absolutnie do dyspozycji". - Zrealizuję wszystko, co będzie wynikało z konsekwencji, jeśli takie działania rzeczywiście miały miejsca - mówił. Co więcej, polityk zaznaczył, że "jazda samochodem z telefonem w ręku jest niedopuszczalna" i nie można łamać prawa w tej kwestii. - Donald Tusk zrobił to i w 2021, 2022 i 2023 roku i w tej sprawie pan Tomasz Siemoniak milczał - dodał Antoni Macierewicz. ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!