Maciek z Włocławka na sierpniowym spotkaniu z Donaldem Tuskiem alarmował o "łamaniu praw dziecka" w szkole, nazywając tak chociażby zadawanie prac domowych na weekend. Przekonał dzisiejszego premiera, ponieważ ogłosił on zimą, że "problem" z odrabianiem lekcji w podstawówkach zniknie. Zmiana weszła szybko - od 1 kwietnia, w trakcie roku szkolnego. Jak wynika z rozporządzenia szefowej MEN Barbary Nowackiej, w klasach 1-3 szkół publicznych nie ma zadań domowych, z wyjątkiem usprawniających motorykę małą (czyli np. naukę pisania). Uczniowie wyższych klas podstawówek mogą odrabiać lekcje, ale nie muszą, bo nie są one oceniane. Nauczyciel może jedynie udzielić wskazówek, jeśli są potrzebne. - Uczniowie będą mieli więcej czasu na utrwalanie wiedzy, przygotowanie się do sprawdzianów, czytanie książek, a także, co bardzo ważne, realizowanie swoich pasji i odpoczynek - wyliczyła Barbara Nowacka, cytowana w komunikacie ministerstwa. Rządzący zaznaczają, że znowelizowane przepisy nie znoszą obowiązku uczenia się w domu, czyli czytania lektur, "wkuwania" słówek albo powtórek przed sprawdzianami. Prace domowe nieobowiązkowe. Biuro RPD: Dzieci mówiły, że są przeciążone Nieco ponad tydzień od wejścia nowych zasad słyszymy w Biurze Rzeczniczki Praw Dziecka, iż nie tylko uczeń z Włocławka narzekał na nadmiar obowiązków. - Na spotkaniach z dziećmi i młodzieżą Monika Horna-Cieślak słyszała od nich wielokrotnie, że są przeciążeni pracami domowymi. Brakuje im czasu na swoje pasje, kontakty z bliskimi, rozwijanie znajomości, a także, po prostu, na odpoczynek - tłumaczy Paulina Nowosielska, dyrektor zespołu prasowego Biura RPD. O tym, że dzieci gdzieniegdzie "odpuściły sobie odrabianie lekcji" mówi z kolei Marek Pleśniar, dyrektor Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty (OSKKO). - Są pierwsze sygnały od rodziców. Część z nich deklaruje zadowolenie i ulgę, cieszą się, że nie będą musieli robić prac domowych z uczniami. Jednak zadaje się je przecież dzieciom, a nie mamom i tatom. Brakuje zrozumienia dla ich istoty - przekonuje w rozmowie z Interią. Jego zdaniem dla uczniów klas 1-8 edukacja szkolna "jest podstawowym zadaniem w ich wieku". - Czynienie z niej wroga zamiast sojusznika pozwalającego uzyskać wykształcenie jest co najmniej dziwne. Twierdzenie, że szkoła odbiera możliwość rozwoju swojego hobby, to nieporozumienie i absurd. Obserwujemy jednak, że wśród najmłodszych pasji jest bardzo mało. Czas wolny inwestują w kontakt ze sferą cyfrową i na tym samorozwój się kończy - uznaje. O krok za szybko? Ekspert: Najpierw trzeba rozładować podstawy programowe Marek Pleśniar zaznacza, że sporo rodziców jest niewydolnych wychowawczo i "niespecjalnie przygotowanych do swojej roli", dlatego nie umieją wymóc na dzieciach, by odrabiały nawet nieobowiązkowe prace. - Skoro nie trzeba ich robić, po co się je zadaje? Stworzyliśmy problem, bo w rozmowie tacy rodzice nie mają argumentów, by dzieci uczyły się w domu. Samo powiedzenie "poucz się coś" niezbyt działa - dodaje. Jak przyznaje, prace domowe zajmowały uczniom za dużo czasu: około cztery i pół godziny tygodniowo, gdy w Finlandii było to niecałe trzy godziny. - Wbrew powszechnej opinii młodzi Finowie też mają zadania domowe, ale w ograniczonym stopniu. Sytuacja w Polsce to jednak efekt likwidacji gimnazjów i przeładowania podstaw programowych. Dziewięć lat nauki skompresowano w osiem. To było do poprawienia w pierwszej kolejności, a nie odejście od obowiązkowych zadań domowych - ocenia. Szef OSKKO nadmienia, iż nie pytano nauczycieli, czy rezygnować z prac, dlatego odczuwają "brak zaufania". O skutki zmian pytamy więc w Zespole Szkół w Świerzowej Polskiej (woj. podkarpackie). Jego dyrektor Małgorzata Frączek uważa, że są one do końca przemyślane. - To niemożliwe, aby całkiem odejść od zadań domowych. Będą nazywały się na przykład "pracą z dzieckiem w domu". W mojej szkole jest nawet "bunt" rodziców, bo mądry rodzic chce domowych zadań dla dzieci. Nie będzie jednak oczekiwał oceny, starczy, że nauczyciel da uśmiechniętą buźkę - podkreśla. Uczennica w stresie. Nauczyciele zapowiedzieli: Nie ma prac, będą kartkówki Niezadowoleni z reformy bywają i najbardziej zainteresowani. Do Biura RPD wpłynął sygnał od uczennicy, której - jak przekazuje Paulina Nowosielska - odejście od prac domowych nie do końca się spodobało. - Zwróciła uwagę, że przy podejmowaniu decyzji nikt nie pytał jej o zdanie. Opisała, jakie ta decyzja niesie za sobą skutki dla niej, jej koleżanek i kolegów. Nauczyciele zapowiedzieli, że (teraz - red.) będą m.in. częściej przeprowadzali kartkówki i sprawdziany. Czuje się tym zestresowana - opisuje przedstawicielka RPD. Tymczasem w Świerzowej Polskiej polonistka od dawna nie zadaje dzieciom wypracowań do pisania w domu. - Wie, że istnieje sztuczna inteligencja i uczeń spisze wszystko z komputera. Zanim jeszcze mówiło się o zmianach, wprowadziła pisanie ich na zajęciach, raz w miesiącu przez dwie godziny. Dzieci nie korzystają wówczas z internetu. Muszą same umieć pisać takie teksty, bo jest to wymagane na zewnętrznych egzaminach - przypomina Małgorzata Frączek. Gdy reforma weszła w życie obyło się na szczęście bez perturbacji w działaniu szkół, o czym zaręcza Marek Pleśniar. - To prawie niezauważalne, że nauczyciel niczego nie zada albo powie, że coś jest nieobowiązkowe. Ograniczono jednak szansę na indywidualną pracę z uczniem, który tego wymaga. Nie każdy uczy się tak samo szybko. Autonomia pracy nauczyciela wymaga kreatywności w podejściu do każdego, a nowelizacja to utrudnia - tłumaczy. Dyrektor szkoły: Nauczyciele sobie poradzą. Ale reformy są bez przygotowania Ekspert zwraca uwagę, że w porównaniu do projektu noweli, w jej ostatecznej wersji znalazło się ustępstwo, czyli wspomniane zadania związane z motoryką małą. - Wprowadzono je po protestach i żalach słanych do ministerstwa. Motorykę małą, zwłaszcza pisanie, ćwiczy się w 1-2 klasie, a potem przekłada się ona na całość nauki w szkole. Była fala entuzjazmu, że odstępujemy od pisania ręcznego i przechodzimy na klawiaturę, a teraz wiele państw bije się w piersi. Przy tradycyjnym pisaniu dziecko inaczej się uczy, jego brak szkodzi koordynacji oko-ręka - objaśnia. Jak deklaruje Małgorzata Frączek, nauczyciele poradzą sobie z nową sytuacją z zadaniami dla uczniów, gdyż "najważniejsze jest dobro dziecka". - Jednak i poprzedni rząd wprowadzał coś bez przygotowania. Stwierdził, że w każdej szkole powinien być psycholog. Pomysł jest słuszny, ale skąd jednak tych specjalistów brać? Nie zbadano rynku pracy, organizacja wszystkiego spadła "na sam dół", właśnie na szkoły, na co niekoniecznie były przygotowane - przypomina dyrektor placówki na Podkarpaciu. A Marek Pleśniar podaje przykład, jak w podstawówce powinno wyglądać zadawanie prac domowych. - Nauczyciele, również w Polsce, zgadzają się z zasadą wypracowaną w USA: w pierwszej klasie odrabianie prac domowych powinno zajmować 10 minut dziennie, w drugiej o 10 minut więcej i z każdym kolejnym rokiem czas powinien zwiększać się o następne 10 minut. W ósmej klasie jest to już więc ponad godzina i to jest zdrowe - podsumowuje. Nauczyciel Roku: Dzieci czują się swobodniej. Ale właściwie niewiele się zmieniło Pierwszymi wnioskami z reformy Barbary Nowackiej dzieli się z Interią Radosław Potrac, Nauczyciel Roku 2023, przekazujący wiedzę z historii i wychowania do życia w rodzinie w warszawskiej Szkole Podstawowej nr 30. Jak wynika z jego rozmów z uczniami, teraz czują się oni swobodniej. - Nie są już obarczeni poczuciem obowiązku odrabiania zadań. Emocjonalnie widzą różnicę, bo nie myślą: "Boże, muszę coś zrobić" tylko "Mogę pozwolić sobie na oddech". W gruncie rzeczy niewiele jednak się zmieniło - osądza. Zwraca uwagę, że reakcja na likwidację obowiązkowości prac domowych była różna w zależności od środowiska, w jakim są dzieci. - Każda szkoła, wioska, miasto, region Polski to zupełnie inny organizm. Z tego względu trudno w ogólnokrajowej dyskusji stwierdzić, czy decyzja MEN była dobra czy zła. Na przykład w Warszawie uczniowie przewidują, że będą chodzić do ambitnych liceów, stawiają na karierę, a to oznacza, iż będą mieli więcej obowiązków. W takim przypadku istotne będzie motywacja ucznia - wnioskuje. Jak kontynuuje, w środowiskach, gdzie inaczej podchodzi się do zawodowej przyszłości, prac domowych już wcześniej było mniej, "bo czemu innemu służyły". - Dla jednych ich brak będzie stratą, inni uznają, że to super, bo będą mogli poświęcić czas na zainteresowania, pasje, a nawet i spacer. Prace domowe same w sobie są jak najbardziej potrzebne - one motywują, co sprawdza się, gdy rodzice nie zawsze mają czas dla dzieci - przypomina. "Wykorzystujący prace domowe jako mądre narzędzie będą robili swoje" Radosław Potrac zapewnia, że w jego otoczeniu prace domowe nie uchodzą za "bezmyślny trening". - Traktujemy je z sensem. Ich celem jest dociekanie, skąd coś wynika, sensowne utrwalanie wiedzy. Problemem nie były same lekcje odrabiane w domu, tylko ich zbyt duża ilość, wynikająca z przeładowanej podstawy programowej - wyjaśnia. Nauczyciel Roku 2023 także nawiązuje do sztucznej inteligencji. - Gdy ona istnieje, a uczniowie odrabiający lekcje świetnie poruszają się w cyfrowym świecie to nawet fakt, że muszą usiąść, zadać AI odpowiednie pytanie, opierając się na danych, wymaga poruszenia głową. Jeśli jednak w ogóle nie wychodzą ze strefy komfortu w internecie, "świata Barbie", nie mając mądrego, wspierającego ich dorosłego, tracą motywację - opisuje. Historyk jest zdania, iż nie wszyscy młodzi ludzie "mają na tyle silną wewnętrzną motywację, by samodzielnie sterować swoim życiem". - Szczęśliwie środowiska, które wykorzystywały prace domowe jako mądre narzędzie, nadal będą robiły swoje. Tam, gdzie były formą uzupełnienia lekcji, trzeba się zastanowić, jak znaleźć zastępcze narzędzie - kwituje. Wiktor Kazanecki Kontakt do autora: wiktor.kazanecki@firma.interia.pl ---- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!