Profesor Jerzy Bralczyk gościł w programie "100 pytań do" na antenie TVP Info. Znany językoznawca mówił o "osobach ludzkich i nieludzkich". Prof. skrytykował również posługiwanie się słowami "umrzeć" i "adopcja" w stosunku do zwierząt. Jerzy Bralczyk mówił o zwierzętach. "Preferuję tradycyjne formuły" - Nie pasuje mi, tak samo jak nie pasuje mi adoptowanie zwierząt. Jednak co ludzkie, to ludzkie. Jestem starym człowiekiem i preferuję te tradycyjne formuły i sposób myślenia. Nawet mówienie, że choćby najulubieńszy pies umarł, będzie dla mnie obce. Nie, pies niestety zdechł - zaznaczył językoznawca, dodając przy tym, że "bardzo lubi zwierzęta". Jedna z osób obecnych w studiu zapytała prof. Jerzego Bralczyka, dlaczego uważa, że nie powinno się mówić, że pies umarł. - A dlaczego zwierzę "żre", dlaczego ma "mordę" czy "paszczę", a dlaczego ma "sierść", a nie "włosy"? Wiele takich pytań możemy postawić - odparł językoznawca. Słowa Jerzego Bralczyka odbiły się szerokim echem w sieci. Jerzy Bralczyk mówił o zwierzętach. Burza w sieci "Profesor Bralczyk przed wypowiedzią o zdychających psach zaznaczył, że jest stary. I przychodzi mi taka impresja do głowy, że pewne osoby nie dostosowały się do zmian, jakie zaszły na świecie. Nie rozumieją, że ich świat, świat patriarchatu, pogardy dla zwierząt, już nie istnieje" - napisał w mediach społecznościowych dziennikarz Damian Maliszewski. Jak dodał w swoim wpisie, "język się zmienia, a śmierć jest zjawiskiem uniwersalnym. Umiera każda istota żyjąca na tym świecie. Bo jeśli człowiek, pies, kot, słoń rodzą się i żyją, nie ma powodu, by mówić, że ludzie umierają, a psy, koty, słonie zdychają". "Nawet w słowniku PWN czasownik 'zdychać', ma znaczenie pogardliwe. Pan profesor o tym nie wie? Panie profesorze, pobudka, jest rok 2024, jesteśmy w przyszłości" - podsumował Maliszewski. To niejedyne słowa krytyki i oburzenia, jakie pojawiły się po wypowiedzi językoznawcy. Organizacja działająca na rzecz zwierząt "Otwarte Klatki" napisała w serwisie X, że "bardzo im przykro z powodu braku empatii" profesora. "I nie mówimy tu 'tylko' o braku empatii do zwierząt, ale także do osób, które empatię do zwierząt mają. Skoro osoby opiekujące się adoptowanymi zwierzętami mówią o umieraniu i adopcji, to powinien pan to uszanować". "Nie jesteśmy uznanymi językoznawcami, ale nie trzeba nimi być, by zauważyć, że wszystkie zwierzęta się rodzą. W tym ludzie, bo ludzie, panie profesorze, to też zwierzęta. Wszystkie zwierzęta również żyją. Chorują. Czują. Dlaczego więc nie wszystkie zwierzęta miałyby umierać?" - przekazano w dalszej części wpisu. Organizacja dodała, że nie przyjmuje tłumaczenia językoznawcy, że - jak sam stwierdził - jest stary. "Jako profesor nie zapomniał pan raczej o jednej z funkcji języka: język opisuje rzeczywistość. Po pana słowach zawrzało w sieci, znakiem tego dla znacznej części Polek i Polaków zwierzęta umierają - taki jest opis rzeczywistości. Wierzymy, że mógłby pan się nieco otworzyć na zmiany w społeczeństwie i idące za nim zmiany w języku oraz przyjąć, że zwierzęta umierają lub są adoptowane. To ewolucja, nie rewolucja" - stwierdziły "Otwarte Klatki". Burza po słowach prof. Jerzego Bralczyka. "Mam tego dość" Zareagowała także dziennikarka Polsat News Agnieszka Gozdyra. "Do profesora Bralczyka mam gigantyczną pretensję nie o to, że jest (jak mówi) stary. O to, że zasłania się swoim wiekiem i wykorzystuje niekwestionowany autorytet, by zaistnieć, uderzając w zwierzęta, których pozycja jest i tak bardzo podła" - napisała w sieci. Jak dodała, niegodne jest dla niej, przemawianie z zasłużonej pozycji wybitego językoznawcy, "by umniejszyć istoty, które człowiek od wieków wybija, wykorzystuje, eksploatuje ponad wszelką miarę i panem których się obwołał". "Na końcu jeszcze - odmawia im nawet minimum szacunku słowem 'umierać', zastępując je pogardliwym 'zdychać'. Profesor zaistniał, ale przy okazji wywołał lawinę komentarzy i deklaracji, świadczących, jak wiele osób nie akceptuje takiego opisu świata. Wszak język opisuje rzeczywistość i także naszą wrażliwość. Można być profesorem i osobą pozbawioną empatii" - przekazała dziennikarka Polsat News. Do słów krytyki, jakie spłynęły na językoznawcę, odniósł się sam Jerzy Bralczyk. - Mam tego dosyć. Już tak się to teraz rozgęściło strasznie, czy zagęściło raczej. Jestem już zmęczony tym wszystkim - powiedział w rozmowie z "Pudelkiem". Z prośbą o komentarz zwrócił się do profesora także Onet. - Nie śledzę burzy. Obrazili się na mnie psiarze? Nie adoptujemy psów, adoptujemy ludzi - ocenił. Dopytywany o to, czy podobnie wygląda kwestia "umierania psów", Jerzy Bralczyk stwierdził: - To nie o to chodzi, że nie powinniśmy tak mówić. Możemy, jeżeli ktoś chce. Jednak właściwym słowem, które jest używane w polszczyźnie na określenie śmierci zwierzęcia, jest to, że zdycha. Jak dodał, "umieranie zwierząt jest pewnym nadużyciem metaforycznym tego słowa". ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!