Afera w Kancelarii Senatu wybuchła podczas ostatniej kadencji, kiedy marszałkiem był Tomasz Grodzki z PO. Nagannych zachowań wobec pracowników miała dopuszczać się ówczesna wicedyrektor Centrum Informacyjnego Senatu Anna G. Fotograf domagający się sprawiedliwości zgłosił sprawę w prokuraturze i rozpoczął walkę przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Śródmieścia w Warszawie. Najpierw izba wyższa utrzymywała, że nie dochodziło do mobbingu, ale po październikowych wyborach i zmianie władzy w Senacie, stanowisko stawało się coraz łagodniejsze. Po blisko dwóch latach od rozpoczęcia procesu przed sądem cywilnym, w ubiegły czwartek, Kancelaria Senatu zdecydowała się podpisać ugodę sądową ze swoim byłym pracownikiem. Porozumienie zakłada, że fotograf uzyska 50 tys. zł zadośćuczynienia, a jednocześnie zrzeknie się "wszelkich roszczeń" wynikających ze stosunku pracy. - Uznaliśmy, że przedłużający się proces, zeznania, nie służą żadnej ze stron. W takim czysto ludzkim wymiarze, w zderzeniu, w procesie sądowym - z jednej strony człowiek, z drugiej instytucja - każdy, włączając świadków, wychodzi poturbowany, niezależnie od decyzji wymiaru sprawiedliwości - przekazała nam Ewa Polkowska, szefowa Kancelarii Senatu. - Dlatego chcieliśmy zakończyć ten spór i cieszymy się, że pan (nazwisko pracownika - red.) przyjął tę propozycję - podkreśliła urzędniczka Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Prokuratura nie odpuszcza Ugoda w procesie cywilnym nie kończy jednak sprawy. Równolegle swoje postępowanie prowadzi bowiem Prokuratura Okręgowa w Warszawie, która w toku własnego dochodzenia wytypowała łącznie troje pokrzywdzonych. Oprócz fotografa, zastrzeżenia wobec zachowania przełożonej miały zgłaszać dwie inne pracownice CIS. Obydwie panie zeznawały dotychczas przed stołecznym sądem rejonowym. - Dwukrotnie byłam na rozmowie u ministra (Adama Niemczewskiego, szefa KS - red.), żeby powiedzieć mu, że nie chciałabym jeździć na wyjazdy z panią dyrektor. Jak przyznał, zna sytuację - powiedziała sądowi jedna z pracownic CIS. - Mówił, że musimy sobie zdawać sprawę: niewiele da się zrobić. "Wie pani, jaka jest dyrektor G. i jaki ma charakter". Mieliśmy do tego podejść tak, że się dostosujemy - wspominała. Anna G. kilka miesięcy temu wyjechała do Egiptu, gdzie zajmowała się m.in. polskimi turystami. Po opublikowaniu naszego ostatniego tekstu w tej sprawie, Anna G. zgłosiła się do śledczych. W korespondencji przesłanej redakcji Interii potwierdziła to również jej pełnomocnik. Co zarzucają Annie G.? Anna G. usłyszała zarzut w ostatni piątek. Chodzi o art. 218, par. 1a Kodeksu karnego. "Kto, wykonując czynności w sprawach z zakresu prawa pracy i ubezpieczeń społecznych, złośliwie lub uporczywie narusza prawa pracownika wynikające ze stosunku pracy lub ubezpieczenia społecznego, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch". Śledczy ustalili, że do zachowań mobbingowych miało dochodzić od sierpnia 2021 do lutego 2022 r. To w tym okresie Anna G. miała "złośliwie i uporczywie" naruszać prawa trojga pracowników. W szczególności chodziło o "poszanowanie dóbr osobistych, równe traktowanie i dyskryminację". Ze względu na działalność Anny G., fotograf, Alicja (imię pracowniczki zmienione) i Justyna (imię pracowniczki zmienione) mieli czuć się nieprzydatni zawodowo, ośmieszani, izolowani, a nawet eliminowani z zespołu współpracowników. Śledczy wymieniają konkretne zachowania, które, ich zdaniem, noszą znamiona przestępstwa. To m.in. publiczna krytyka, ocena pracy oraz użytkowanego sprzętu, próby bezpodstawnego zdyskredytowania wykonywanej pracy, nieprecyzyjne polecenia czy oczekiwania jak również niesprawiedliwa i niczym nieuzasadniona niechęć. Do tego monitorowanie i ocena prywatnej aktywności pracowników w sieci. Kiedy zadzwoniliśmy do Anny G., żeby porozmawiać o sprawie, odmówiła komentarza dla Interii. - Podejrzana nie przyznała się do popełnienia zarzucanego jej czynu oraz odmówiła składania wyjaśnień. Postępowanie pozostaje w toku - powiedział Interii Piotr Antoni Skiba, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Jakub Szczepański