Oddali, już nie bojąc się recydywy IV RP. Po, po pierwsze, ta IV RP to już dawne czasy, już lekko zapomniane. A po drugie, PiS w swojej kampanii schował postaci, które z tamtymi czasami się kojarzyły. Przyznał to zresztą Jarosław Kaczyński w jednym z wywiadów, mówiąc, że otrzymał badania, z których wynikało, że gdy będzie kandydatem na premiera, to PiS wyborów nie wygra. Więc, w imię zwycięstwa nad PO, wycofał się, uznał, że bardziej efektywna w tej roli będzie Beata Szydło. Więc gdy mówimy - PiS wygrał, to pamiętajmy, że zwycięzcami są Andrzej Duda i Beata Szydło, a nie Antoni Macierewicz czy Zbigniew Ziobro. Czy PiS ma wszystko w swoich rękach? No nie ma. Część "odzyska", część - nie, w samorządach władzę ma PO i PSL. Są też (i będą) niezależne od PiS-u media, wariant węgierski jest w Polsce mało prawdopodobny. Nie będzie Budapesztu w Warszawie - nie ten naród, nie ta sytuacja, a i Kaczyński to nie Orban. Platforma przegrała, bo musiała przegrać. Dlaczego? O tym napisałem wyżej, pisałem zresztą o tym w tym miejscu wiele razy. Pociechą PO niech będzie, że rządzili osiem lat, co jest rekordem Polski, i że wchodzą do Sejmu jako główna siła opozycyjna, a w zasadzie - jako jedyna. Więc tylko punktować i czekać, aż gruszka sama spadnie do fartuszka. Ale wcześniej Platforma przejść będzie musiała przez dwie bardzo trudne przeszkody. Po pierwsze, przez cykl rozliczeń, próbę odpowiedzi - kto zawinił? A także walkę o władzę w partii. Szanse Ewy Kopacz oceniam w tej bitwie na 25 proc. Nie więcej. Sądzę też, że PiS, gdy weźmie władzę, ruszy z lawiną oskarżeń wobec ludzi PO, więc to też będzie dla tej partii trudny okres. Po drugie, żeby być opozycją, trzeba mieć jakiś programowy kręgosłup. A tego Platforma nie posiada. Więc może być opozycją mdłą, rozbitą, co dobrze wróży PiS-owi, ale nie jej. Lewica przegrała, choć nie musiała. Jeśli chodzi o lewicę, to pomyliłem się w szacunkach. Byłem przekonany, że Zjednoczonej Lewicy uda się przejść próg 8 proc., ba - że będzie miała rezultat dwucyfrowy. Tak się nie stało. Dlaczego? Co takiego się wydarzyło, że straciła w ostatnich tygodniach kampanii głosy? Po pierwsze, Polacy chcieli zmiany, a Zjednoczona Lewica z tą zmianą im się nie kojarzyła. W świadomości Polaków wygrała narracja PO i PiS - że lewica i tak zawrze koalicję z Platformą, więc to żadna zmiana, żadna różnica. Dlatego wyborcy, którzy wahali się między ZL a PO, ostatecznie oddali głos na partię Ewy Kopacz, która w ostatnich dniach przekonała ich do siebie. A ci, którzy chcieli zmiany, chcieli dać kopniaka establishmentowi - na PiS lub Kukiza. Po drugie, elektorat lewicy, tej tradycyjnej, wysechł. To było widać podczas poprzednich wyborów, zwłaszcza samorządowych, że wyborców lewicy nie ma, że są obojętni, że gdzieś odpłynęli. Żar był w partii Razem, te 3,9 proc. (a może być lepiej) to świetny rezultat. On pokazuje, że warto być odważnym i mieć coś do powiedzenia. Nawiasem mówiąc, trudno wyzwolić mi się od wrażenia, że ostatnia debata telewizyjna, ośmiu liderów, zadecydowała o przepływie lewicowych wyborców z ZL do Razem, i w ten sposób Adrian Zandberg wbił nóż w plecy Barbarze Nowackiej. Daleki byłbym od lamentów, że to koniec lewicy, że Polska będzie wybierała od tej pory między prawicą hard i prawicą soft. Ten wynik oznacza, że lewica tradycyjna, czy też postkomunistyczna kończy swój bieg. I że otwiera się wielkie pole dla lewicy, nazwijmy ją - współczesnej. No i ona da PiS-owi i PO popalić... Coś się kończy, coś zaczyna. Te wybory to koniec III RP, choćby nawet Jarosław Kaczyński wołał, że nie, że nic nie będzie zmieniał. Koniec - bo ostatecznie umarł podział na Polskę posolidarnościową i postkomunistyczną. Że rodzi się nowy podział - na PiS, czyli partię prawicową, konserwatywną i... No właśnie, to jest jeszcze niewiadome.