Zostawmy z boku dyskursy lingwistyczne, czy lider Europejskiej Partii Ludowej stwierdził, że rządy PiS są jego wrogiem, czy że jego przeciwnikiem. Słowniki są dość niejednoznaczne w tej sprawie, poza tym nie ma to większego znaczenia. Dziwne i niepokojące jest w ogóle, że do tego doszło. Nie chodzi przecież tylko o tę wypowiedź. Ta jest ostatnia. Najnowsza. W Polsce żywo odbierana, bo wyraził ją polityk związany politycznie z Donaldem Tuskiem. Ale tak naprawdę wpisuje się ona w długi ciąg niemieckiej "troski" o Polskę powodowanej zawsze, równie pogłębioną, troską o zasady panujące nad Wisłą. Bo przecież nie o polską politykę wobec Niemiec i poziom realizacji niemieckich planów nad Wisłą. O tym z kolei żaden polityk niemiecki nie mówi. Zabawa w pomidora A przecież można by zrozumieć, że ten lub inny niemiecki polityk wyraża oburzenie, nie zgadza się, grozi konsekwencjami w związku ze sprawą, która dotyczy stosunków międzynarodowych. Zatruwamy Odrę, łamiemy ustalone zasady handlowe, sponsorujemy fundacje nawołujące do zniszczenia systemu politycznego RFN. Niechby i to była kwestia reparacji - co by nie gadać, żywotnie ona Niemców dotyczy. Walcząc o odszkodowania, należy z dużą dozą prawdopodobieństwa przyjąć perspektywę, że część elit niemieckich odpowie: sekundę, dostaliście Wrocław i Szczecin? My odpowiemy oczywiście, że była to konsekwencja niezależnych od nas przesunięć granic, w wyniku których straciliśmy Lwów i Wilno, i tak dalej. Problem w tym, że tak, logicznie i przewidywalnie, ta debata wcale nie wygląda. Wygląda tak, że my o stratach wojennych, oni o zasadach unijnych. My o większym wsparciu dla emigrantów ukraińskich, oni o zasadach unijnych. My o zwrocie zagrabionych obrazów, włącznie z grafika Kandinsky'ego skradzioną w latach 80., oni o zasadach... Jak zabawa w pomidora. Źdźbło i belka Nie mogę wykluczyć, że jakieś zasady unijne lub konstytucyjne są w Polsce łamane. Nie mogę, bo sprawy te podlegają wielostopniowej interpretacji, a werdykty zależą od poglądów interpretującego. Jedni mają panią Przyłębską, inni mieli pana Safjana, jedni aparat państwa, inni TSUE, werdykty jednych i drugich są przewidywalne jak sympatie kibiców na meczu. Nie dotyczy to zresztą tylko Polski, choć tak się z wielu przyczyn złożyło, że to my dziś robimy za - jak to się w mniej poprawnych politycznie czasach mawiało - czarnego luda. Tymczasem sami Niemcy mają ogromny problem z upolitycznieniem metody selekcji sędziów, a niejawny i polityczny sposób wyboru składu Federalnego Trybunału Konstytucyjnego przez wielu postrzegany jest jako niekonstytucyjny, wątpliwość tę wyrażał nawet Andreas Voßkuhle, wieloletni prezes tegoż trybunału. Nie to jednak spędza sen z powiek stroskanego losami Europy i realizacją zasady państwa prawa Manfreda Webera. Zgodnie zresztą - jak przystało na chadeka - z biblijną zasadą, że łatwiej dostrzec źdźbło w oku brata niż belkę we własnym. Lepiej konkurować niż się troszczyć To używanie wytrycha unijnych zasad, pozornych uniwersaliów, troski o prawo i w ogóle poziom cywilizacji nadwiślańskiej, wyróżnia Niemcy pod pewnym względem. Francuski prezydent potrafił w obrzydliwy sposób grać na rosyjską modłę stereotypami "Polaka - antysemity", ale równocześnie nie kryje, i nie wolno mu kryć, że działa w interesie Francji. Robi to, chroniąc francuskie miejsca pracy, francuskie przetargi, dotacje dla rolnictwa, warunki francuskiego biznesu, czyli realne pola konfliktu. Podobnie jest w innych krajach. Może warto i w tym kontekście rozważyć niedawną wypowiedź doradcy prezydenta Ukrainy Mychajło Podolaka o tym, że Polska i Ukraina będą po wojnie ze sobą rywalizować. Bo będą. Zdrowa rywalizacja nie jest niczym złym. Konkurencja prowadzi do rozwoju, podnoszenia jakości, atrakcyjnych cen. Zjednoczona Europa kiedyś miała być miejscem, gdzie kraje konkurują ze sobą, ale na cywilizowanych zasadach, nie przekraczając pewnych granic, nie eskalując do poziomu konfliktów zbrojnych i wojen gospodarczych, nie prowadząc do zniszczenia rywali, jednocząc się w obliczy zagrożenia zewnętrznego. W sytuacji, gdy istnieniu tej konkurencji się zaprzecza, gdy uczciwie mówienie o własnym interesie narodowym zastępuje wyłącznie fałszywa troska o innych, zaczyna się poważny problem. Jest to problem Niemiec, ale problemy Niemiec nigdy w historii nie bywały wyłącznie problemami Niemiec. Z reguły tym dobrem nasi sąsiedzi, podobnie jak unijnymi zasadami, chętnie się z nami dzielą.