W internetowej stajni Augiasza można odnaleźć perełki takie, jak wydanie "Dziennika Telewizyjnego" z października 1988 roku. Spikerka aksamitnym głosem opowiadała widzom, jak prezentuje się (nie)czystość rzek. Z tekstu lektorskiego wynikało, że Polska praktycznie nie ma wód w pierwszej klasie czystości (tylko 4 proc.). Blisko 40 proc. wód miało nie odpowiadać żadnym normom. Na ekranie ukazywały się żaglówki na zalewie i górskie oczka otoczone zaśnieżonymi szczytami. Tymczasem "Dziennik Telewizyjny" informował, że tylko jedno na sto jezior można uznać za czyste. Ponad połowa zaś nie spełniała żadnych norm czystości. To były wiadomości przedstawione obywatelom po ocenzurowaniu. To jaka musiała być prawda! Co więcej, takie wesołe informacje podawano pod koniec lat 80. regularnie. Aż wzruszenie ściska za gardło tych, którzy przed wielkimi odbiornikami, nierzadko radzieckiej produkcji, śledzili płynące do góry brzuchem ryby. Ech, chłopięctwo! Jakby napisał wieszcz: "Polały się łzy me czyste, rzęsiste / Na me dzieciństwo sielskie, anielskie, dogłębnie zanieczyszczone!". Upadek wielkich zakładów pracy PRL-u wraz z ich "etosem ekologicznym" sprawił, że w wielu rzekach i lasach polskich wróciło życie. Jeśli można się tak wyrazić, zwierzęta odetchnęły z ulgą. PRL płynie Odrą Wszystko to przypomina się w 2022 roku. Pod rządami Prawa i Sprawiedliwości przeżyliśmy niemało powrotów do Polski Ludowej. Polska szkoła już wróciła do modelu znanego z czasów generała Jaruzelskiego, teraz widać przyszedł czas na rzeki. I tu warto pamiętać, że - po pierwsze - za komuny winnych spuszczania brudów do rzek i jezior - co do zasady - nie było. Czasem kozła ofiarnego złapano za rękę (czy racicę), to i owo opublikowano w prasie, jednak wylanie syfu do rzeki czy jeziora uchodziło na ogół bezkarnie. W końcu ukochana przyroda wszystko wytrzyma, plan zaś trzeba wykonać. Teraz dowiadujemy się, że - jak za starych, dobrych czasów - sprawę prawdopodobnie tuszowano od tygodni. Dowody zatrucia zaś usuwano. Mgła tajemnicy rozciąga się szeroko od dna Odry aż do klimatyzowanych komnat premiera Morawieckiego. Bo właśnie wszystko to jest możliwe w odpowiednim "klimacie". I tu - po drugie - trzeba powiedzieć, że niejeden Polak hołduje tradycji rodzinnej i dzielnie walczy z otaczającą go przyrodą. Konsekwentnie i niestrudzenie wlewa, wyrzuca i skaża. Mamy sezon wakacyjny. Proszę wejść do gajów, puszcz i kniei! Proszę ruszyć na seledynowe polany! Czy polski stosunek do przyrody nie powinien być mierzony tonami aluminium i plastyku w okolicach mrowisk, nor i gawr? Ręka rodaczki czy rodaka nie drżała, a jeśli już to drżała niezbyt długo, przed wpuszczeniem do Odry diabelskich nieczystości. Rok 2022 Albowiem na temat zanieczyszczenia Odry w 2022 roku tyle można powiedzieć, że duży zakład pracy "coś wpuścił" do rzeki. Poważni eksperci wykluczyli różne fantazyjne wersje o tym, że tutaj "coś samo się stało", że ezoteryczna przyducha, że "Odra była za słona", a ryby znudzone podwodnym żywotem postanowiły wyskoczyć na chwilę na brzeg. Jednocześnie rząd Mateusza Morawieckiego i Jarosława Kaczyńskiego od tygodni nie jest w stanie opowiedzieć, co się stało. Procedur reagowania władz przed szkodą ekologiczną, nie ma. Systemu kontroli zrzutów nieczystości do polskich wód w praktyce nie ma. Jest za to dobrze znane rozmywanie odpowiedzialności. Gdyby nie upór walecznych wędkarzy, prawdopodobnie nikt by się sprawą nie zajął. Są martwe ryby, ale jest też żywa polityka. Kluczy się i lawiruje podczas konferencji prasowych, awanturuje o tłumaczenia, zamiast otwarcie powiedzieć obywatelom, jak się rzeczy mają, by szybko podejmować adekwatne działania. Zaraz, zaraz... Szczerze coś powiedzieć rodakom? Zrobić dla państwa coś na serio i systematycznie?! Hola, hola, od takich brewerii jeszcze by się partia Jarosławowi Kaczyńskiemu rozpadła. Zdjęcia katastrofy ekologicznej jednak obiegły świat. Presja rośnie. W desperacji zdecydowano w resorcie pani Moskwy, że dumne państwo przekaże próbki do zbadania laboratorium zagranicznym. Niech to jednak państwa nie zwiedzie. W tej chwili Prawo i Sprawiedliwość nie chce, by cokolwiek przykleiło się do partii przed nadchodzącymi wyborami. A już na pewno, by nie przykleiły się tony zdechłych ryb. Jeśli nie znajdzie się szybko kozioł ofiarny, to rzecz zalegnie w prokuratorskich labiryntach. Winnych skażenia Odry nie znajdziemy, w każdym razie nie przed wyborami, które są za pasem. Utylizowanie śniętych zwierząt idzie pełną parą. Za kilka miesięcy o tragedii nie będzie pamiętał nikt. Tym bardziej, że ryby głosu nie mają.