Ryszard Petru w Biedronce kontra krytycy (1:0)
Ryszard Petru na kasie w Biedronce rozbił bank zainteresowania 24 grudnia i stanie się przedmiotem rozmów przy wigilijnych stołach.
Ryszarda Petru poznałem, gdy brawurowo wprowadził partię Nowoczesna do parlamentu. Mało kto pamięta, ale w grudniu 2015 roku na samym szczycie sondaży popularności znajdowała się wcale nie Platforma czy PiS, a właśnie jego partia. To był ogromny kredyt zaufania. I ciekawa reakcja obywateli na pogłębiającą się polaryzację. Jeśli dobrze się zastanowić, wiele to mówi o polityce, jakiej wówczas chcieli Polacy.
Szansa została zaprzepaszczona przez brak doświadczenia politycznego. Polityka pogrążył wówczas skandal związany z sylwestrowym wyjazdem podczas sejmowego protestu opozycji. Gdy z powagą retoryczną protestowano przeciwko łamaniu konstytucji przez PiS, Petru został sfotografowany w samolocie z posłanką Joanną Schmidt.
Wyjazd prywatny został przez koleżankę partyjną, Katarzynę Lubnauer, przedstawiony, jako "zawodowy". Później przyszły kolejne wpadki, rozłamy w partii, wreszcie Petru znalazł się na marginesie życia politycznego. Wielu uważało, że to smutny finał krótkiej kariery. Nic bardziej błędnego, jak się okazuje.
Ambicje i chęć pozostawania w centrum uwagi to jedna rzecz w świecie mediów społecznościowych. Nie mniej ważny dla pozostania w polityce wydaje się w III Rzeczypospolitej brak poczucia sprawczości u ekspertów, ludzi nauki czy dziennikarzy. Frustracje osób przekonanych, że to one wiedzą, jak "uratować kraj", bywają realne i niekiedy bolesne.
Jednak znalezienie się w świecie polityki to zupełnie inny rodzaj gry społecznej. Pewne złudzenia związane z przejściem na "drugą stronę" zwykle szybko się rozwiewają. Jedno pozostaje jasne: dla wielu dawnych ekspertów a dzisiejszych polityków, takich jak właśnie Ryszard Petru, mimo wszystkich potknięć i niepowodzeń, wejście do parlamentu okazało się drogą jednokierunkową.
Dyskont medialny
24 grudnia w Polsce przesłoni obecność Ryszard Petru na dyskontowej kasie. I znów polityk znalazł się w centrum uwagi. Szyderstw i złośliwości w sieci nie brakuje. Przypomina się słynne wpadki ekonomisty, szczególnie te, które świadczyły o dość daleko idącej nieznajomości historii własnego kraju. To jednak niczego nie zmienia.
Dziś to Petru wygrywa permanentny konkurs o uwagę rodaków - jednocześnie znajdując się na portalach informacyjnych i plotkarskich, zapewne także ożywi niejedną rozmowę przy wigilijnym stole.
Tym razem jednak widać, że ten "wigilijny gest" wynika ze zdobytego doświadczenia politycznego. "Performance w Biedronce" jest wykalkulowaną manifestacją przekonań, dostosowaną do obecnego obiegu medialnego. I właśnie dlatego działa.
Oświadczenie, że praca w Wigilię "to nic złego", musiało sprowokować krytyków. I o to chodziło. Jednocześnie to właśnie krytycy wynieśli ten chwyt na sam szczyt popularności w dniu, w którym zwykle odpoczywamy od polityki. Krótko mówiąc, 1:0 dla Petru. I to niezależnie od tego, co kto sądzi o spędzeniu (bodaj) siedmiu godzin na kasie itd.
Wzniosłość, śmieszność, upór
I tu już zostawiając w spokoju Ryszarda Petru na kasie, można pokusić się o pewną refleksję. W polityce ery cyfrowej zbombardowani bodźcami obywatele o wszystkim błyskawicznie zapominają. Nie z dnia na dzień, ale z minuty na minutę. Właśnie dlatego fenomen dawnego skandalu politycznego jest martwy.
Liczy się upór w odwracaniu uwagi oraz gruboskórność w narzucaniu tematów, czemu dzisiejsze narzędzia komunikacji znakomicie pomagają. Można zmieniać znaczenia podstawowych pojęć. Można skłonność do wpadek przełożyć na szaloną popularność.
Od śmieszności do wzniosłości jeden krok - jak miał kiedyś stwierdzić Napoleon. Nie jest jednak jasne, w którym kierunku ten krok w polityce zostanie wykonany. I czy nie należy właśnie się zręcznie tańczyć z przeciwnikami - raz w jedną, raz w drugą stronę - i to pomiędzy jednym a drugim wymiarem polityki.
Jak się wydaje, właśnie skrajne, rozmyślne mieszanie dawnych rejestrów wzniosłości i śmieszności przynosi dzisiaj największą popularność. I właśnie dlatego we współczesnej polskiej polityce nie ma czegoś takiego, jak dawna, jednorazowa kompromitacja. Jest tylko pytanie o upór i samozaparcie danej osoby, co do pozostawania w grze politycznej. Mniej zdeterminowani odpadają.
Dla upartych jednak niekiedy po latach przychodzi nagroda w postaci drugiej szansy. To oznacza znalezienie się, jeśli nie w centrum władzy, to przynajmniej w centrum uwagi.
Jarosław Kuisz