Jeszcze więcej obrażania Trumpa!
Dziwi mnie oburzenie części mediów i rządzących elit politycznych na to, że pojawiają się informacje, iż Amerykanie mogliby zredukować, a docelowo – kto wie, czy nie wycofać – swoich wojsk z Europy Wschodniej. Przecież w ostatnich tygodniach słyszeliśmy chóralne: niepotrzebna nam Ameryka Trumpa, silna Europa, obronimy się sami. Podpisano nawet stosowne umowy w tym kierunku. Więc czego się właściwie spodziewaliście?

Przecież nie potrzebujemy już tej trumpowskiej Ameryki. Systemy Starlinka zastąpimy czymś innym. Czołgi przyjadą z Niemiec, helikoptery z Francji, system Patriot zastąpią systemy niemieckie. Swoją drogą, gdzie jest polska żelazna kopuła chroniąca nasze niebo, o której jeszcze niedawno mówiono? Znudziła się.
W zamian pojawiły się modne do niedawna betonowe zęby smoka, które były hitem aż do chwili, kiedy specjaliści zwrócili uwagę na to, że natarcie wroga nie idzie ławą jak w "Czterech pancernych", a poprzedza je bombardowanie, potem wejście wojsk inżynieryjnych i specjalnych, które tworzą tunele i bezpieczne przejazdy dla kolumn pancernych. Ale cóż to dla nas.
My mamy polityków, którzy werbalnie już wdeptali Putina w błoto. A różnica między rzeczywistością urojoną a prawdziwą nie raz w dziejach ludzkości była negowana - i to przez najtęższe filozoficzne umysły. Szkoda tylko, że nie negują jej wszyscy pozostali gracze.
Jak Himilsbach
Ameryka trumpowska jest trudnym partnerem, ale najzwyczajniej w świecie, dla naszego bezpieczeństwa koniecznym. Polska, która najbardziej jej potrzebuje, zamiast umiejętnie rozgrywać, dziś staje się zachodnioeuropejską forpocztą, przedmurzem Europy - tyle że już nie przed watahami ze Wschodu, a przed Ameryką. Problem w tym, że za jakiś czas niemiecki przemysł wymusi na rządzie w Berlinie dogadanie się z Trumpem, choćby za cenę daleko idących ustępstw.
My zaś zostaniemy ze swoją zapalczywością, z naszymi liderami - pierwszymi gotowymi do zrywania z Ameryką - jak przysłowiowy Himilsbach z angielskim. Nie będziemy się liczyć. Ktoś inny będzie mówił za nas, a nawet kanclerz Angela Merkel przyznała w swojej książce "Wolność", że w chwilach kryzysów chroni się mateczniki kosztem peryferii. Swój moment, moment kiedy mogliśmy stanowić pomost, punkt negocjacji między dwiema stronami Atlantyku, po prostu prześpimy - właśnie przesypiamy, marnujemy z wielką ostentacją.
Zresztą, czy Joe Biden był łatwym partnerem dla poprzedniej ekipy? Warto wspomnieć, że za przyjacielskimi shakehandami i wzajemnym poklepywaniem po plecach z prezydentem Dudą szły gigantyczne fundusze pakowane, jak się okazuje, w najbardziej radykalną opozycję, a ambasada amerykańska Marka Brzezińskiego stała się jakimś nieformalnym sztabem opozycji.
A mimo tego kwitła współpraca militarna, którą napędzało to, że obie strony widziały w niej wspólny interes. Kwitła pomimo tego, że USA robiły wszystko, by wysadzić rządzący Polską układ polityczny, a polska prawica nie kryła, że woli Trumpa.
Wiktor Świetlik