Polska nie powinna ani potępiać Trumpa, ani go kochać, lecz nauczyć się z nim żyć
Koniec wojny na Ukrainie, Grenlandia, Panama, deportacje do Meksyku. Donald Trump w amerykańskim Kongresie nie powiedział nic, czego nie mówiłby wcześniej. Jednak wystarczy, by nasze media i politycy ponownie rzucili się na siebie, deklarując wiarę lub nienawiść do polityka, który rządzi innym krajem, a kto inny go wybiera.

Nad Wisłą wszystko, ale to wszystko, musi już być po jednej z politycznych stron, należeć do tej lub tamtej władzy - Kaczyńskiego lub Tuska. Nie ma znaczenia, czy chodzi o płot graniczny, planowane lotnisko, czy relacje z tym lub innym przywódcą, a nawet o niego samego. Jak mogłoby to ominąć Donalda Trumpa? Problem pojawia się, gdy ta wewnętrzna propaganda zaczyna manipulować dyplomacją, jak ogon psem.
"Nasz ci on!" - krzyczy z radością i nadzieją duża część prawicy. "Wasz ci on!" - krzyczą z pogardą media wspierające obecny układ władzy, bo jego politycy mają z tą sprawą coraz większy i coraz bardziej oczywisty problem. W przypadku szefa MSZ mamy do czynienia z ewolucją, a w przypadku premiera z osobliwym modelem wysyłania po angielsku zapewnień o przyjaźni i świetnych relacjach z władzami USA, a po polsku potępiania za to samo przeciwników wewnętrznych.
Dyplomacja mrzonek
Polska medialna i polityczna nieoczywistość kilku oczywistych faktów pokazuje, jak daleko mrzonki, mity i mgliste obietnice potrafią rządzić naszą opinią publiczną, ale także, niestety, czasem polityką.
Nie ma dziś innego sojusznika, który dawałby Polsce bezpieczeństwo, jak USA. I nie będzie przez długie lata - prawdopodobnie dużo dłuższe, niż czas, jaki potrzebuje Rosja, by się pozbierać i przygotować do kolejnego ataku. Wspólna obrona i armia europejska to mityczne perspektywy. Pozbawiona taktycznej broni jądrowej, z zeroemisyjnością jako priorytetem, z Bundeswehrą, której duża część ma w kontraktach zapis, że w razie konfliktu może iść do domu, oraz Francją, której elity coraz rzadziej kryją, że Rosja po prostu dla nich nie stanowi zagrożenia, bo perspektywa szturmowania przez Putina linii Renu jest mało prawdopodobna. W końcu mamy wiele krajów, z których każde ma inny interes.
Z drugiej strony, ślepa wiara w działania Trumpa także nie jest roztropna. Nawet jeśli jego działania są sensowne, to są sensowne z perspektywy bezpieczeństwa USA i zapewniania temu państwu wiodącej roli w przyszłym koncercie mocarstw. Amerykanie przestają inwestować setki miliardów dolarów w wojnę, która nie ma szans na lepsze rozwiązanie niż to, które dziś istnieje, czyli pozostawienie okrojonej Ukrainy pod gospodarczym wpływem Zachodu. Zachodu, na którym zresztą toczy się o wojna o wpływy na tej przyszłej Ukrainie. Polska nie bierze w niej udziału, bo my, prowadząc dyplomację, w gruncie rzeczy zajmujemy się naszymi sprawami wewnętrznymi.
Ale z perspektywy Polski wymuszanie pokoju na Ukrainie i dużo grzeczniejsze oczekiwanie, aż Putin wreszcie się na niego zgodzi, to problem. Problem, który oznacza tak naprawdę konieczność zbrojenia się na potęgę, a także zabiegania o możliwie jak największą amerykańską obecność wojskową u nas. Bo na gwarancjach pisemnych (cytując Marcina Wolskiego) nawet nekrologu nie ma sensu drukować, bo nie wiadomo, pod jaki adres wysłać.
Smocze zęby
Aby te ostatnie dwa czynniki były spełnione, po pierwsze warto by było oswajać społeczeństwo i jego polityczne elity z faktem, że niezależnie od tego, czy to Biden, czy Trump, my musimy z nimi prowadzić politykę, a nie przeciwko nim. Traktować ich jako okoliczność, którą należy wykorzystać, a nie pozwolić by nam zaszkodziła. Na tym w sumie polega dyplomacja.
Po drugie, faktycznie Polska musi mieć przemyślaną strategię obronną i niestety "linia Tuska" wypełniona betonowymi "smoczymi zębami" odwołującymi się do propagandowego obrazka, gdzie czołgi szturmują ławą granicę jak w scenach z "Czterech Pancernych", nie napawa optymizmem. Bo kto jak kto, ale Władimir Putin może się do polskiej wewnętrznej propagandy i naszych wewnętrznych sporów nie dostosować.
Wiktor Świetlik
-----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!