Bzdury lidera Słowa lidera Prawa i Sprawiedliwości skomentowano na tak wiele sposobów, że trzeba przypomnieć samą sobotnią wypowiedź. Otóż Kaczyński podczas publicznego spotkania w Ełku stwierdził, że: "Jeżeli na przykład utrzyma się taki stan, że do 25. roku życia dziewczęta, młode kobiety, piją tyle samo co ich rówieśnicy, to dzieci nie będzie". Przyjazna atmosfera w sali wyraźnie wpłynęła na polityka, który dobrodusznym tonem przestrzegał słuchaczy: "Pamiętajcie, że mężczyzna, żeby popaść w alkoholizm, to musi pić nadmiernie przeciętnie przez 20 lat. Jeden krócej, drugi dłużej, bo to zależy od cech osobniczych, a kobieta tylko dwa". Warto odnotować, że polityk usiłował przy tym wykazać, iż trzyma się rękę na pulsie rzeczywistości. Stwierdził zatem, że nie jest zwolennikiem "bardzo wczesnego macierzyństwa", ponieważ "kobieta musi dojrzeć do tego, aby być matką". I wtedy pół-żartem, pół-serio pokusił się o słynną już puentę: "Ale jak do 25. roku życia daje w szyję, to, trochę żartuję, ale nie jest to dobry prognostyk w tych sprawach". Trochę żartuję, ale... Zastrzeżenie, że polityk "trochę żartuję" nic nie pomogło. Internet się zagotował. Widać było, że wielu komentatorów i polityków po prawej stronie miało kłopot z obroną prezesa PiS. Skojarzenia z "mądrościami wujka na weselu" należały do najłagodniejszych. Podobnie zresztą jak określenie "bzdury". Słusznie wykazywano, że zredukowanie problemu zakładania rodziny w roku 2022 do spożywania alkoholu przez młode Polki, świadczy od oderwaniu od rzeczywistości. PiS-owi udało się zdobyć głosy wielu wyborców, ale nie udało się zwalczyć wielu z zapowiadanych problemów, w szczególności nie poradzono sobie z niżem demograficznym. To jeden z najważniejszych polskich problemów: mieć rodzinę czy nie? Badań naukowych na temat tego, jak skłonić obywateli do dzietności, są całe wagony. Polityka transferów pokroju 500 plus jest tylko jednym z elementów. Ważnym, lecz nie wystarczającym. Od stabilności zatrudnienia poprzez wysokość zarobków aż po instytucjonalne otoczenie - z wielu ogniw składa się ten łańcuszek. Do myślenia daje to, że w krajach Europy Zachodniej Polki rodzą dzieci bardzo chętnie. Blisko 20-procentowa inflacja w Polsce, łapczywie pożerająca 500 plus, dobitnie to uświadamia. Odwracanie uwagi od klęski Nie jest zatem tak zupełnie przypadkiem, że słowa Kaczyńskiego padły. PiS nie spełnił jednej ze swoich wielkich obietnic z 2015 roku. Po siedmiu latach trudno mówić o przypadku. Udana polityka prorodzinna wymagałaby bowiem odejścia - przynajmniej w pewnej mierze - od konfrontacyjności i polityki "zrywów". Wymagałaby programów pilotażowych, kompromisów i intensywnej współpracy rządu, także z tymi samorządami, w których dominuje opozycja. To, jak wiemy, jest niemożliwe. Partie polityczne w Polsce w gruncie rzeczy przekonane są o swojej słabości, zatem budują lojalność na silnej polaryzacji. Czasem jednak przychodzi zderzenie z realnym, a nie medialnym problemem. I wtedy problemem okazuje się dramatyczny brak zaufania i umiejętności współpracy. Ileż razy o tym pisano po roku 1989. I cóż z tego? Słowa to jedno, czyny to drugie. Prawdopodobnie żadne z prawdziwych polskich zmartwień na dłuższą metę nie da się rozwiązać bez polityki kompromisu. Jako że Polacy nie wierzą w bajki i ponadpartyjne porozumienia, próbują rozwiązywać problemy na własną rękę. I właśnie dlatego - zamiast pić, jak sugeruje Kaczyński - wiele Polek wybiera po prostu, np. wyjazd z Polski, choćby do Niemiec czy krajów skandynawskich. Dane GUS są zatrważające. Od dawna pisze się o "demograficznej przepaści" i "wymieraniu Polaków". Pokonanie niżu demograficznego nie leży jednak w kompetencjach polityków obecnie rządzących. I być może nie mają oni już nawet takich ambicji, czego swoją wypowiedzią w Ełku, skądinąd niechcący, dowodzi Jarosław Kaczyński.Jarosław Kuisz, Kultura Liberalna, autor podcastu "Prawo do niuansu". Policy fellow w Centre for Science and Policy, University of Cambridge.