Aby zrozumieć, co dolega antyPiSowi (mam tu na myśli nie tylko polityków ale także ekspercko-medialno-inetelektualny komentariat), trzeba się oczywiście cofnąć do roku 2015. To wtedy - po przegranych wyborach - powstał antyPiS. Na początku go jeszcze nie było. Byli liberałowie, lewicowcy, konserwatyści, reformatorzy, a nawet komuniści. Było ciekawie, różnorodnie. Był ferment. Ale zaraz na rynku pojawił się narkotyk. Czyli właśnie antyPiSizm. Opozycja postanowiła spróbować. Wielu ostrzegało. Błagało. Perswadowało. Nic z tego. AntyPiSizm szybko zaczął przejmować kontrolę i odbierać rozum. Prędko wszyscy którzy mieli inne poglądy od dominującego antyPiSizmu (albo ośmielali się zgłaszać choćby pewne wątpliwości) zostali uznani za wrogów. Na nich wyładowana całą złość za przegrane wybory i utratę monopolu na prawdę w przestrzeni publicznej. W ciągu kilku lat wszyscy ci odmieńcy z antyPiSowskich kręgów i środowisk z hukiem wylecieli. A ci co zostali, przeszli taką "ścieżkę zdrowia", że odechciało im się wszelkich kontestacji. Efektem był w pierwszej chwili błogi spokój. Zero inności. Nikt już nie psuł już atmosfery. Nikt nie zadawał niewygodnych pytań. Można się było skoncentrować na tym, co antyPiS lubi najbardziej. Czyli na zwiększaniu sobie dawek antyPiSizmu. Czy PiS to najgorsze co się Polsce przydarzyło od początków transformacji? Nie! Co najmniej od czasów stalinowskich! Co tak słabo?! To największa hańba od rozbiorów! A może i od rozbicia dzielnicowego! Z powodu tej eliminacji inności antyPiS szybko zaczął cierpieć wyjałowienie intelektualne. W związku z czym narracje produkowane przez opozycję są właśnie jak twarde narkotyki. Owszem - grupa beznadziejnie uzależnionych od antyPiSizmu nie może już bez nich obyć. Ale większość normalnych ludzi omija taki towar szerokim łukiem. Weźmy na przykład ukochaną antyPiSowską narrację o tym, że Polska jest (od lat) na skraju totalnej gospodarczej katastrofy. Biega taki antypisowski junkie, zaczepia ludzi i wrzeszczy "patrz, kurs złotego do euro poleciał z 4,69 na 4,71. Zaraz będzie druga Wenezuela!!". Albo "inflacja w Polsce jest przez Kaczyńskiego i Glapińskiego najwyższa w całej Europie! Toniemy!!". A normalni ludzie? Grzecznie się uśmiechają i przechodzą na drugą stronę. "No cholera, może i nie jest idealnie. Ale na pewno nie jest tak, że tu się wszystko wali i że jedynym sposobem na powrót do normalności jest wybór tego waszego Tuska na białym koniu" - myśli sobie taki normals. A antyPiSowiec wrzeszczy za nim "Ty PiSiorze, Ty ofiaro KurWizji! Ty 500plusie!!! Na latarniach was powywieszamy! Rozliczymy!". Aż się chce zaprzyjaźnić, prawda? AntyPiS jest tak przetrzebiony intelektualnie i wyniszczony swoim antyPiSowskim nałogiem, że nie jest w stanie sformułować trafnej diagnozy rzeczywistości. Wobec tego nie umie opowiedzieć spójnej historii o Polsce. To znaczy próbuje. Starzy antyPiSowcy wiarusi mówią więc "dawno, dawno temu było dobrze, oj było. Ale ten *^%& Jarek i nam to ukradł! Odebrał nam dumę z naszej Polski!". I dlatego - przejmuje pałeczkę ekonomista Grabowski (albo inny Balcerowicz w wersji starej lub młodej) - trzeba "sprywatyzować, zderegulować i obciąć wydatki". A jak nie działa to znaczy, ze trzeba sprywatyzować, zderegulować.. i tak dalej. Na to jednak włos jeży się na plecach młodszym antyPiSowcom. Którzy najchętniej by te wszystkie PiSowskie antyneoliberalne korekty zachowali. Tylko samych PiSiorów się pozbyli, wymieniając ich na takich bardziej hipsterskich i mniej kościółkowych. Tylko jak to zrobić z antyPiSowskim elektoratem, który (jak pokazują badania) jest jednak liberalny i antypopulistyczny i niechętny równościowym reformom prowadzącym do tego, żeby się jakaś chołota uważała za równych klasie średniej i inteligentom? Tyle w temacie spójnej politycznej narracji. AntyPiS nie umie niestety sformułować nawet trafnej diagnozy PiSu. Oni widzą partię Kaczyńskiego - by tak rzec - na swój obraz i podobieństwo. Sami są autorytarni i nie znoszą inności (choć oczywiście się do tego przed sobą nawet nie przyznają) więc myślą, że "w PiSie jest jeszcze gorzej". Sami robią jednostronne media, więc gardzą mediami PiSowskimi, zarzucając im "jednostronność". Wielu nie zna innych wartości niż merkantylna korzyść. Więc krew ich zalewa, gdy słyszą jak prawica odwołuje się do wartości wyższych. Do Boga, Ojczyzny, honoru, suwerenności albo demokracji. Uważają, że to ściema. Nie wiedzą, że może być inaczej. Co nie pozwala im zrozumieć przeciwnika. A nie da się kogoś pokonać, nie rozumiejąc z kim mamy właściwie do czynienia. AntyPiS nie zna cnoty politycznego umiaru. Nie umie odpuścić, poszerzyć bazy. Uśmiechnąć się do inaczej myślącego, albo puścić do niego oko. Powiedzieć "nie lubię cię, ale rozumiem". Wszystkich wokoło oskarża o to, że go okradają, zdradzają. Wszędzie widzi wrogów (wiadomo, "Kałownia"). Nic nie da sobie powiedzieć. Nic wytłumaczyć. Zanim pozwoli ci poczynić jakąś uwagę, musisz wysłuchać jego coraz bardziej dziwnych tyrad. O rozbiorze Ukrainy. Albo o rosyjskich tropach w biografii Kaczyńskiego. Możliwe, że antyPiS jednak wygra. Weźmie władze. Dostanie odpowiedzialność. Czy ich to otrzeźwi? Postawi do pionu? Nie wiem. Czasem to działa. Ale często też zawodzi. Co wtedy?