Marcin Mogielski przekazał swoją niespodziewaną decyzję za pośrednictwem mediów społecznościowych. "Drodzy, po ciężkich latach domagania się od instytucji kościelnej stanięcia po stronie skrzywdzonych i wykluczonych, odkryłem, że ten system nie chce zmian. Moje ręce są za krótkie, a władza nade mną silna i skuteczna. Jestem nadal chrześcijaninem, ale w kościele Ewangelicko-Augsburskim, wreszcie u siebie, w bezpiecznym domu. Jezus, Ewangelia i człowiek, każdy bez wyjątku, umiłowane Boże dziecko, odkupione i zbawione ojcowską miłością Boga" - napisał były już dominikanin. Podjęte działania zaskoczyły i zasmuciły nie tylko wiernych, ale i innych duchownych. "Marcin, choć bardzo mnie smuci Twoja decyzja, to jednak Twoje życie, ja go nie przeżyję za Ciebie, dlatego szanuję Cię i Twoją trudną decyzję. Każdy, kto śledziła Twoją drogę i to jak byłeś traktowany w Kościele, wie, że to nie jest decyzja 'ad hoc'" - napisał jezuita Grzegorz Kramer. Marcin Mogielski odchodzi z Kościoła. Głośne kazanie O ojcu Marcinie Mogielskim zrobiło się głośno po jego kazaniu z 19 marca. W trakcie homilii wygłoszonej w kościele św. Wojciecha we Wrocławiu. Wtedy to dominikanin wyznał, że został "skrzywdzony w Kościele". - Kościół, szczególnie polski, ogarnęła ciemność. Gdzie są skrzywdzeni w tym Kościele? Wśród nas? Ja byłem skrzywdzony. Jako pobożny ministrant, przez mamusię i tatusia wysyłany do kościółka. Czy ktoś stanął po mojej stronie? Do tej pory, nie. Głośno wołam, głośno krzyczę, za siebie, za innych. Jak grochem o ścianę - mówił. Odniósł się też wtedy do doniesień na temat Jana Pawła II i rzekomego tuszowania przez niego pedofilii w krakowskim Kościele zanim został papieżem. - Należy to sprawdzić, otworzyć archiwa, spotkać się z ofiarami. W naszym Kościele pomija się osoby skrzywdzone, lekceważy się osoby skrzywdzone, rewiktymizuje się osoby skrzywdzone, dodaje się im cierpień. Taki Kościół nie jest moim Kościołem. Mój Kościół to Kościół chrystusowy, gdzie człowiek jest najważniejszy - postulował.