Turyści muszą zapłacić, by zobaczyć słynne miejsce. "Hańba"
Turyści, którzy chcą choć zobaczyć Dom Julii w Weronie - miejsce będące rzekomą inspiracją Szekspira do napisania słynnego dramatu - muszą od teraz uiścić opłatę za wstęp. Odwiedzający są też zobowiązani do przestrzegania limitu czasu, by zrobić zdjęcie na balkonie, na którym w dziele angielskiego pisarza rozegrała się jedna z najbardziej znanych scen.

W skrócie
- Wstęp na dziedziniec przed Domem Julii w Weronie dostępny jest wyłącznie za opłatą 12 euro, a na słynnym balkonie obowiązuje limit czasu na zrobienie zdjęcia.
- Turyści są oburzeni decyzją, a lokalni sprzedawcy obawiają się o swoje dochody.
- Władze Werony tłumaczą ograniczenia "względami bezpieczeństwa".
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii
Dom Julii w Weronie, XIV-wieczny gotycki budynek z kamiennym balkonem, w którym dziś mieści się muzeum, stał się miejscem pielgrzymek tysięcy turystów z całego świata i jest jedną z najczęściej odwiedzanych w mieście atrakcji.
Dom i balkon Julii mogą zobaczyć tylko za opłatą. Jest też limit czasu
"The Independent" opisuje, że turyści lgną w to miejsce ze względu na podobieństwo nazwiska, jakie nosiła jedna ze zwaśnionych rodzin w dziele Williama Szekspira "Romeo i Julia", do prawdziwej rodziny Dal Capello, która mieszkała w tej rezydencji.
Uważa się również, że mały balkon wychodzący na dziedziniec przypomina ten, na którym w dramacie angielskiego pisarza, kochankowie wyznają sobie miłość.
Przez lata na dziedzińcu gromadziły się tłumy odwiedzających, którzy robili sobie zdjęcia na tle balkonu i dotykali posągu szekspirowskiej Julii. Od 6 grudnia obowiązują jednak nowe zasady.
"Hańba". Turyści oburzeni decyzją władz Werony
Do 6 stycznia wejście na teren muzeum, a więc na dziedziniec i robienie sobie tam zdjęć jest zabronione bez biletu wstępu do Domu Julii, a ten dla osoby dorosłej kosztuje 12 euro. To jednak nie koniec ograniczeń.
Jak donosi "The Telegraph", pary, które chcą zrobić sobie zdjęcia na balkonie, muszą też przestrzegać ścisłego limitu 60 sekund. Jednocześnie zmniejszono dozwoloną liczbę turystów wpuszczanych do Domu Julii ze 130 do 100 osób.
Decyzja o ograniczeniach oburzyła turystów. "The Times" pisze, że rozgniewani goście wykrzykiwali "hańba!" w kierunku strażników, którzy odmawiali im przejścia na dziedziniec.
- Ludzie są bardzo niezadowoleni - powiedział jeden z pracowników.
"Względy bezpieczeństwa". Władze Werony tłumaczą ograniczenia
Szefowa departamentu kultury i turystyki Werony Marta Ugolini powiedziała, że ostatnią rzeczą, jakiej chce miasto, jest "ograniczenie dostępu do tak ukochanego zabytku". Władze tłumaczą jednak decyzję "względami bezpieczeństwa".
- Alternatywą byłoby zamknięcie całego dziedzińca ze względów bezpieczeństwa publicznego - wyjaśniła Ugolini.
Okoliczni sprzedawcy obawiają się, że nowe ograniczenia wpłyną na ich działalność. - Rozumiem, że w dni, kiedy jest dużo turystów, kontrola tłumu jest konieczna. Ale nie da się tego kontynuować do 6 stycznia - to by nam bardzo zaszkodziło - powiedziała jedna ze sprzedawczyń Alessandra Sinico.
Werona nie jest jedynym włoskim miastem, które próbuje uporać się z problemem ogromnej liczby turystów. Wenecja w 2024 roku zaczęła pobierać opłaty od osób, które przyjeżdżają do miasta na jeden dzień i planuje przedłużyć to rozwiązanie na 2026.
Źródło: "The Independent"













