W Stambule - najludniejszym mieście Turcji, gdzie Europa podaje rękę Azji - razem z przyjaciółmi odwiedziłem "wysepkę polskości". Na mapie tureckiej metropolii odnaleźliśmy muzeum Adama Mickiewicza. Droga do muzeum prowadzi przez slumsy Skąd pomysł, by w dawnym Konstantynopolu organizować wystawę ku pamięci wieszcza piszącego "Litwo, ojczyzno moja"? We wrześniu 1855 roku Mickiewicz planował zorganizować tam legiony polski i żydowski do walki z carską Rosją. Plan upadł, bo chociaż poeta dotarł do Imperium Osmańskiego, nieoczekiwanie zmarł. Zdecydowana większość stambulskich atrakcji mieści się w zadbanych, łatwo dostępnych lokalizacjach. Nieco inaczej jest z muzeum Mickiewicza. Aby do niego trafić, idąc od strony znanego placu Taksim, trzeba przejść przez biedne osiedla. Mijaliśmy więc umorusane dzieci bawiące się w błocie i na bruku oraz ludzi śpiących, gdzie popadnie. Po drodze zmoczyła nas woda z prania rozwieszonego na sznurach, jak i nawdychaliśmy się niezbyt miłego zapachu ryb i małży, obrabianych w obskurnych suterenach. Uważaliśmy także na śmieci i stare meble wyrzucane z balkonu wprost na ulicę. Mężczyzna "czyszczący" w ten sposób lokal miał w poważaniu bezpieczeństwo przechodniów. Mickiewicz upamiętniony przy ulicy Słodkich Migdałów Siedziba muzeum niezbyt wyróżnia się spośród okolicznej zabudowy - zwłaszcza że przed nim rozlokowali się mieszkańcy zaczepiający turystów i mówiący do nich rzeczy niezrozumiałe. Okna na parterze zabezpieczono kratami, a z przedniej strony budynku - stojącego na rogu ulicy Słodkich Migdałów - wiszą trzy tablice, wszystkie i po polsku, i turecku. Pierwsza potwierdza, że żółta budowla to faktycznie muzeum Mickiewicza. Napis na drugiej głosi (pisownia oryginalna): "Napamiatke postawiony tendom natem miejscu gdzie 26 listopada 1855 roku umarl Adam Mickiewicz". Ostatnia, najwyżej zamontowana, upamiętnia założenie muzeum w setną rocznicę śmierci pisarza. Do środka wejdą tylko spostrzegawczy Chcieliśmy wejść do środka, lecz drzwi okazały się zamknięte. To nas zdziwiło, bo z informacji wiszącej tuż przy nich jasno wynikało, że muzeum działa przez cały tydzień poza poniedziałkami, a była wówczas sobota. Zgadzała się również godzina - wstrzeliliśmy się między 9:00 a 16:30, gdy instytucja jest czynna. Zajrzałem przez szybkę do wnętrza i nic nie wskazywało, by w środku był ktokolwiek żywy, a ewentualną obecność duchów trudno byłoby mi wykryć. Zresztą nie było wśród nas Guślarza, który - spalając kądziele albo kocioł wódki - przywołałby je, by nas wpuściły. Najpewniej odeszlibyśmy z kwitkiem, gdybym nie zauważyłbym małego, nieoznaczonego niczym dzwonka. Nacisnąłem guzik i po chwili objawił się lokalny Gerwazy Rębajło, czyli ochroniarz z kluczami. Otworzył drzwi, ale podobnie jak milczące widmo, podczas całej naszej wizyty nie był skory do rozmowy. Weszliśmy za darmo, ale coś za coś. Oprowadzać musieliśmy się sami Za wejście do budynku, liczącego dwa piętra, parter i podziemia, nie zapłaciliśmy ani liry. Nie musieliśmy też okazywać Istambul Museum Pass, czyli wykupionego wcześniej wspólnego biletu wstępu do 12 stambulskich muzeów. Na promocyjnej planszy ujrzeliśmy imiona i nazwiska odpowiedzialnych za ekspozycję oraz loga polskiego resortu kultury, warszawskiego Muzeum Literatury oraz województwa mazowieckiego. Przywitał nas również sam wieszcz, uwieczniony na kilku portretach. Sami musieliśmy ustalić, jak poruszać się po wystawie, ale na szczęście pomagały instrukcje wyświetlane na ekranach. Przewodników nie zastaliśmy, podobnie jak innych pracowników poza ochroniarzem. Ten ostatni swoją rolę ograniczył do pilnowania, czy niczego nie niszczymy albo wynosimy. Ciemno wszędzie, głucho wszędzie Co to będzie, co to będzie? Byliśmy jedynymi zwiedzającymi ekspozycję, którą rozlokowano w niekoniecznie jasnych salkach. Niektóre okna były niemal szczelnie zasłonięte. Może autorzy wystawy chcieli, byśmy poczuli się jak w cmentarnej kaplicy z czasów romantyzmu? Chaos na piętrach jak w numeracji "Dziadów" Po tych ciemnych pomieszczeniach snują się najczęściej Polacy - a przynajmniej tak wynika z księgi pamiątkowej. Na części jej wypełnionych kart odnaleźliśmy wpisy wyłącznie w naszym języku. Wystawę podzielono na etapy: "Dzieciństwo i młodość Adama Mickiewicza", "Adam Mickiewicz w obozie wojskowym w Burgas", "Adam Mickiewicz z Misją na Wschodzie", "Symboliczny grób Adama Mickiewicza" oraz taras. Tyle w teorii, bo miałem wrażenie, że wszystko zorganizowano bez ładu i składu. Wchodząc po schodach z poziomu recepcji, zastajemy kolejno trzecią, drugą, pierwszą i... piątą część ekspozycji. Czwartą ulokowano w podziemiach. Kolejność wymieszana jak części "Dziadów". Tajemnicza instalacja. Nie sposób było ją włączyć W jednej z sal urządzono coś w rodzaju multimedialnej panoramy Stambułu (Konstantynopola) z połowy XIX wieku, opatrzonej wyimkiem z listu do Władysława Mickiewicza, syna poety. Obok leżały dwa piloty jak od telewizora, lecz chociaż klikałem w ich rozmaite klawisze, "naprawdę nie działo się nic", jakby śpiewał Grzegorz Turnau. Na moment objawiła się tylko podziałka ze skalą głośności, ale i z nią, i bez niej, nie usłyszeliśmy ani jednego dźwięku. W innym pomieszczeniu odważono się na odwzorowanie warunków, w jakich żył Mickiewicz miesiąc przed śmiercią. Tkwił wówczas w wojskowym obozie w Burgas. Ustawiono więc ławę pokrytą futrem oraz tajemniczą skrytkę, do której dało się włożyć głowę, aby wewnątrz niczego nie zobaczyć. Nie zapomniano o miłośnikach sztuki, którzy w atrapie obozu mogą podziwiać pokaźnych rozmiarów malunek z końmi w roli głównej. Natomiast zawsze dbający o swój wygląd w miejscach publicznych mają możliwość przejrzeć się w lustrze. Zapytaliśmy ochroniarza o część ekspozycji. Ten odwrócił się i zniknął Później minęliśmy stylizowany fragment inwokacji z "Pana Tadeusza", aby trafić do pokoju z dziesiątkami innych cytatów z różnych dzieł Mickiewicza. Wydrukowano je na małych kartonikach i przyklejono tak, aby przypominały drzewo. Na najwyższym piętrze muzeum stoi rzeźba głowy wieszcza autorstwa Xawerego Dunikowskiego (podpis sugerował, że to oryginał). Stamtąd powinniśmy trafić na taras z "zielnikiem Adama Mickiewicza". Co prawda były tam drzwi opatrzone numerem "5", ale zabezpieczone kratką. Ochroniarz zapytany po angielsku, czy możemy zwiedzić tę część ekspozycji, sięgnął po smartfon, skierował się na schody i rozpłynął się niczym we mgle nad Akermanem. Tak więc z przyczyn techniczno-obiektywnych zdjęć z tarasu nie będzie. - Schodźmy, nikt nie woła - chciało się wówczas zakrzyknąć. Zstąpiliśmy do głębi, a tam zastaliśmy symboliczny nagrobek Mickiewicza. W krypcie było tak ciemno, że gołym okiem dało się zobaczyć jedynie skrawek płyty. Zamknijcie drzwi od kaplicy I stańcie dokoła truny; Żadnej lampy, żadnej świécy, W oknach zawieście całuny. Niech księżyca jasność blada Szczelinami tu nie wpada. Tutaj spoczywał Mickiewicz. Przez nieco ponad miesiąc Wbrew nakazowi z "Dziadów" to lampa pomogła nam rozczytać napisy na grobie. Ciało poety złożono w tym miejscu od 26 listopada do 30 grudnia 1855 roku, a później wyprawiono je do Francji. Przy opuszczonym, jednoosobowym cmentarzu czekała kolejna atrakcja: wbudowane w ścianę lornetki, przez które widać nekrolog Mickiewicza, a także znaczki i zdjęcia z epoki. Niektóre z nich trudno było dojrzeć, a w przypadku innych niekoniecznie oczywiste było, dlaczego stały się częścią ekspozycji. Zwiedzanie zajęło nam 25 minut. Gdy wychodziliśmy, na nowo zmaterializował się ochroniarz. Otworzył drzwi i powiedział coś po cichu. Zapewne nas pożegnał, podobnie jak lokalne towarzystwo nadal czatujące przed budynkiem. Muzeum Adama Mickiewicza w Stambule. Adres, kto je finansuje? Muzeum Adama Mickiewicza to oddział Muzeum Sztuki Tureckiej i Islamskiej w Stambule. Ekspozycja przygotowana w jego salach to efekt pracy Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie. Wsparcia finansowego dla obecnej wystawy o Mickiewiczu udziela Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP. Adres Muzeum Mickiewicza w Stambule: Istambul, Dolapdere, ul. Tatlı Badem 23, Beyoğlu. --- Chcesz porozmawiać z autorem artykułu? Napisz: wiktor.kazanecki@firma.interia.pl