W świetle badań CBOS główną przyczyną niskiej dzietności w Polsce jest brak stabilności finansowej i niepewność co do przyszłości. Taki powód braku dzieci wskazało 59 proc. badanych. W drugiej kolejności respondenci zwracali uwagę na ograniczenia związane z sytuacją mieszkaniową (44 proc.), a następnie obawy kobiet przed utratą pracy (42 proc.). "Na dziecko nas zwyczajnie nie stać" Martyna ma 32 lata, obsługuje kasę w sklepie spożywczym. Zarabia 4200 zł na rękę. Jej partner jest magazynierem, dostaje 3400-3600 zł miesięcznie. Gdy tylko może, bierze nadgodziny, aby podreperować wspólny budżet. Para mieszka w Błoniu (woj. mazowieckie). - Mam 10-letniego syna z poprzedniego związku. Chciałabym mieć jeszcze dzieci. Kocham je. Uwielbiam patrzeć, jak rosną i się rozwijają - mówi Interii. - Od dawna myślimy o powiększeniu rodziny. Wcześniej jednak wynajmowaliśmy małą kawalerkę, nie mieliśmy warunków na kolejne dziecko. A teraz, kiedy je mamy, to na dziecko nas zwyczajnie nie stać - dodaje. Para zaciągnęła kredyt hipoteczny. - Rata wynosi 2500 zł miesięcznie. Do tego rachunki 600 zł. Trzeba też doliczyć jedzenie dla trzech osób, około 300-400 zł tygodniowo - wymienia Martyna. Łącznie tylko na to wydają miesięcznie od 4300 do 4700 zł. - A lekarz? Nie ma pieniędzy, nie ma opieki zdrowotnej, nawet dla dziecka. Wizyta u dentysty to 250 zł. Tylko na leki na katar i kaszel wydałam właśnie 130 zł - mówi Martyna. Rachunek jest więc prosty. - Z kolejnym dzieckiem byłoby nam ciężko finansowo. Obawiam się, że musiałabym odmawiać pewnych rzeczy synowi. A tego nie chcę - wskazuje kobieta. Obawa o utratę pracy Jej sytuacja jest trudna, bo dowiedziała się niedawno, że rozwija się u niej endometrioza. - Przeraziło mnie to. Zrozumiałam, że mamy niewiele czasu na kolejne dziecko. Musimy podjąć decyzję o dziecku i trudzie finansowym, lub pozwolić rozwijać się chorobie i żyć jak do tej pory - dodaje. Martyna ma jeszcze jedno zmartwienie. Chodzi o pracę. - Jestem zatrudniona w oparciu o umowę na czas określony. Boję się, że zachodząc w ciążę nie miałabym już do czego wracać - zaznacza. A koszty życia rosną. - Pracując w sklepie widzę, jak ceny idą w górę. Z tygodnia na tydzień o 20-30 groszy, niby nic, ale jednak sporo. Ludzie robią podstawowe, małe zakupy i zostawiają 100 zł, tak naprawdę na jeden obiad dla rodziny - ocenia. Na koniec wspomina: - Pamiętam, kiedy tata pracował sam na siedmioosobową rodzinę i zawsze mieliśmy wszystko. Dla mnie w Polsce nie da się teraz żyć normalnie. Wynajem też obciąża budżet Tomasz mieszka w Tarnowskich Górach (woj. śląskie), w tym roku skończy 27 lat. - Do trzydziestki chciałem mieć rodzinę. Najpierw tłumaczyłem sobie, że w dobie aplikacji randkowych ciężko dzisiaj o relację. A kiedy mam już partnerkę, z którą mógłbym mieć dziecko, to nie wyobrażam sobie tego. Właśnie z uwagi na koszty, które w Polsce tak rosną - mówi Interii. - Jak prawie każdy, kto nie dostał domu, mieszkania czy firmy w spadku, tylko jest zdany na siebie - muszę wynajmować mieszkanie. Do tego posiadam jakieś raty - wskazuje nasz rozmówca. Zarabia około 5000-6000 zł na rękę. Czuje, że to za mało, aby pozwolić sobie na dziecko. Wylicza: - 2000 zł wynajem, 200-400 zł rachunki, przynajmniej 400 zł tygodniowo na jedzenie czyli 1200 zł miesięcznie. Chemia, pieluszki, zabawki, artykuły codziennej potrzeby to minimum 300 zł co miesiąc. Miejmy 150 zł zapasu na leki. Jakieś 200 zł na wszelkie abonamenty typu telefony, internet, telewizji akurat nie oglądam, to nie liczę. Do tej pory nazbierało się 4650 zł. A ubranka dla dziecka, cokolwiek do ubrania dla rodziców? A paliwo? A ubezpieczenie samochodu? Przegląd? Jakiekolwiek wizyty u doktora? Blisko 40 proc. rodziców nie stać na zaspokojenie wszystkich potrzeb dzieci Do tego wraz z partnerką nie ma dobrych stosunków z rodziną. - Przy dziecku musielibyśmy być sami lub zatrudnić nianię po okresie urlopu macierzyńskiego - dodaje. - Mijają trzy, cztery lata i zaczyna się edukacja i wiele nowych wydatków - zauważa Tomasz. Jak wynika z badania "Wydatki rodziców" przeprowadzonego w listopadzie ubiegłego roku na zlecenie Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej, zaledwie 37,5 proc. rodziców stać na sfinansowanie wszystkich potrzeb dziecka (poniżej 18. roku życia). Natomiast co czwarty ankietowany (26 proc.) jest w stanie zaspokoić tylko te podstawowe. - Nie wybaczyłbym sobie, gdybym finansowo nie dał rady zapewnić dziecku jakiegoś standardu i musiał pożyczać albo uciekać do pracy za granicę. Albo pracować całe dnie i noce i nawet nie nacieszyć się najlepszymi momentami malucha - komentuje Tomasz. Jak podreperować budżet? Wyjechać za granicę 38-letnia Joanna mieszka w okolicy Słupska (woj. pomorskie). Jest grafikiem komputerowym, pracuje w fundacji. Zarabia 2900 zł netto. - Moje koszty? Czynsz, prąd, internet i TV to 780 zł miesięcznie. Mam specjalną dietę, mój organizm nie toleruje laktozy, glutenu i histaminy, więc na jedzenie wydaję 800-1000 zł miesięcznie. Artykuły gospodarstwa domowego to około 250 zł. W aptece i u prywatnych lekarzy zostawiam od 15 do 500 zł miesięcznie. 150-300 zł miesięcznie wydaję na utrzymanie samochodu - wymienia. I dodaje: - Jeśli w danym miesiącu nie chorowałam, mogę pozwolić sobie na przyjemności, kupić jakieś ubranie, iść do kina czy restauracji. Niewiele udaje mi się zaoszczędzić. Jeśli staram się żyć "normalnie". Utrzymuje się sama odkąd poszła na studia. - Przeważnie pracowałam w kulturze albo edukacji, projektowałam też meble na zamówienie w Gdańsku. Robiłam na przykład projekty dla Norwegów, w tym zabudowy kuchenne za 100 tys. zł, a i tak mnie nie było stać, żeby kupić własne meble. Żeby zarobić na nie, a także na samochód, pojechałam na rok do Wielkiej Brytanii, pracowałam fizycznie. To była jedyna możliwość podreperowania budżetu domowego - opowiada. Samotne macierzyństwo Joanna jest singielką. - Chciałam zajść w ciążę. Chciałam nawet zamrozić jajeczka, do czasu aż nie spotkam odpowiedniego partnera. Niestety zamrażanie jajeczek jest dość kosztowne. Odpada. Samotnej kobiecie w Polsce zresztą prawo zabrania invitro. Więc i tak musi być facet - zauważa kobieta. - A kiedy poznam odpowiedniego faceta, który będzie mnie kochał i będziemy mieć wspólny budżet? Nikt tego nie wie - dodaje. Joanna ma ponadto wiele obaw związanych z porodem. - Co dziesiąta kobieta w Polsce zostaje po porodzie z traumą. Jestem osobą, wysoko wrażliwą i wiem, że byłabym cudownie empatyczną i ciepłą matką, jednak bardzo boję się komplikacji okołoporodowych. Bardzo przeżyłam śmierć kuzynki, która umarła w szpitalu przez za późno wykrytą ciążę pozamaciczną. Miałam wtedy 8 lat - wskazuje Joanna. - Przed inflacją było ciężko, a teraz to już w ogóle wykluczone. Mówię tu o planowaniu dzieci z myślą, że prawdopodobnie i tak zostanę samotną matką. Czasem żałuję, że nie urodziłam się w innym kraju Unii Europejskiej. Gdzie jest lżej samotnym matkom - podsumowuje. "Ani teraz, ani w bliskiej przyszłości" 4500 zł zarabia Monika, 29-letnia logistyczka. Jej mąż, Mateusz, 4000 zł jako elektryk. Mieszkania na własność nie mają. Wynajmują, za 2000 zł, w Kielcach (woj. świętokrzyskie). Kończą też spłacać kredyt po działalności, którą prowadził Mateusz, sklep hobbystyczny musieli zamknąć w czasie pandemii. Oszczędności, jakie mają, sięgają 3000 zł. Ślub wzięli w 2019 roku. - Rozmawialiśmy o powiększeniu rodziny jeszcze przed zawarciem małżeństwa. Chcieliśmy to zrobić rok, maksymalnie dwa po ślubie. Mam umowę o pracę na czas nieokreślony, więc wydawało mi się, że są to dobre warunki aby myśleć o ciąży - mówi nam Monika. Dodaje: - Niestety jest wiele czynników przez które nie decyduje się na to ani teraz ani w bliskiej przyszłości. I wymienia: zakaz aborcji ciężko uszkodzonych płodów, strach że moje życie nie będzie traktowane priorytetowo; słaba opieka okołoporodowa, ogólny brak poczucia bezpieczeństwa; sytuacja na rynku mieszkaniowym, niestabilne kredyty; dyskryminacja młodych kobiet na rynku pracy; niewystarczająca liczba żłobków i przedszkoli; śladowa liczba psychologów i psychiatrów dziecięcych w razie problemów dziecka. Trudniej o oszczędności Mateusz natomiast wskazuje: - Obecnie największą przeszkodą do powiększenia rodziny jest słaba sytuacja finansowa i mieszkaniowa, oraz perspektywa utraty wolnego czasu w przypadku pojawienia się potomstwa, ponieważ wiązałoby to się również z koniecznością dorabiania po pracy, aby środki wystarczyły na utrzymanie. - Przed pandemią mogliśmy więcej przeznaczać na oszczędności, teraz jest to bardzo trudne - dodaje Monika. Zaznacza, że odłożenie pieniędzy jest ważne, bo decydując się na dziecko trzeba też być gotowym na wykonanie badań niedostępnych na NFZ. - I ewentualną aborcję za granicą, jeśli płód będzie uszkodzony - podkreśla Monika. - W obliczu tych wszystkich czynników odsuwamy plany na dzieci na pewno o kilka lat, o ile w ogóle zdecydujemy się podjąć rodzicielstwa - wyznaje małżeństwo. Pomoc państwa niewystarczająca Nasi bohaterowie wskazują, że pomoc oferowana przez państwo to za mało, aby na dziecko się zdecydować. Mimo że polityka rodzinna jest prowadzona na dość szeroką skalę. Mamy program "Rodzina 500+", ale również m.in.: "becikowe", "kosiniakowe", zasiłek rodzinny wraz z dodatkami, ulgi podatkowe na dziecko, program "Karta dużych rodzin", Rodzinny Kapitał Opiekuńczy, a także program "Maluch+", "Przedszkole za złotówkę", "Dobry start" czy "Mama 4+". Co musiałoby się więc wydarzyć, aby osoby, z którymi rozmawiamy, podjęły decyzję o zajściu w ciążę? Każdy z nich mówi: musielibyśmy zarabiać więcej. Martyna: - Satysfakcjonujące byłyby zarobki na poziomie 8000 zł netto, licząc obie wypłaty. Tak, żebyśmy mieli chociaż te 1000 zł więcej. Na rodzinę z dwojgiem dzieci. Tomasz: - Musiałaby wyhamować inflacja. Do tego bez dziecka powinno zostawać na spokojnie 1500 zł. Myślę, że tyle na początek kosztów wygenerowałby maluch. Joanna: - Ja bym sobie poradziła gdybym zarabiała 5000 zł netto jako samotna matka. Ale szczerze mówiąc nie ciągnie mnie do bycia samotną matką. Gdybym miała sama się utrzymać i dziecko, to by było ciągłe zaciskanie pasa. Marzę o partnerze godnym zaufania, który dałby mi poczucie bezpieczeństwa. Opieka zdrowotna powinna być lepiej dofinansowana, edukacja również. To podstawa, by chciało się mieć dzieci. Monika: - 15 000 zł na rodzinę to jest poziom, który uważam za bezpieczny. Mateusz: - Kwota minimum 12 000 zł oraz praca, która dawałaby możliwość opieki nad dzieckiem, praca maksymalnie osiem godzin dziennie. Najlepiej w stałych godzinach, aby móc aktywnie uczestniczyć w życiu dziecka. Centrum im. Adama Smitha oszacowało, ile kosztuje wychowanie dziecka w Polsce do 18. roku życia. W 2022 roku to nawet 265 tys. zł.