Posłanka Nowej Lewicy na Twitterze wdała się w wymianę zdań na temat kondycji polskich przedsiębiorstw. Wskazała, że mikrobiznesy są najmniej wydajne w gospodarce, a średnia płaca wynosi tam nieznacznie ponad 3,5 tys. zł. Jeden z przedsiębiorców odpowiedział, że nie zatrudnia nikogo, bo mu się to nie opłaca. Podkreślił, że wynika to z wysokich podatków i opłat do ZUS. Żukowska odpowiedziała: "Przeczytał Pan ze zrozumieniem czy nie? Nic tu nie ma o ZUS-ie czy podatkach. Jest o tym, które przedsiębiorstwa generują wzrost gospodarczy i w których są wyższe płace. Gospodarce zwyczajnie opłaca się promocja zatrudnienia w dużych firmach, a nie głaskanie po głowie biedafirm". Sformułowanie "biedafirmy" błyskawicznie obiegło sieć. Odnieśli się do niego zarówno politycy, przedsiębiorcy, jak i dziennikarze. Niektórzy wskazują, że Żukowska przesadziła i nie powinna, również jako polityk Lewicy, używać takiego języka. Pytamy więc jej kolegów, czy utożsamiają się z tym stanowiskiem. - Prawdą jest to, na co Anna Maria Żukowska zwróciła uwagę, że w niewielkich firmach do 10 osób zarabia się bardzo mało. Płaca oscyluje wokół minimalnej. Prawdą jest również, że rozwinięte gospodarki opierają się na większych podmiotach gospodarczych. Małe firmy należy docenić, ale potęgę gospodarczą buduje się na dużych przedsiębiorstwach - mówi nam Maciej Konieczny z Partii Razem. - Biedafirmy? Nie wszystkie zasługują na tę nazwę. Z pewnością są takie małe firmy, które ani ludziom dobrze nie płacą, ani nie przyczyniają się do budowania dobrobytu. Są też takie, które mają istotny wkład dla lokalnej społeczności - uważa parlamentarzysta z klubu Lewicy. Śmiszek: Biedafirmy? Tak mówią niektórzy ekonomiści Na systemowe problemy na rynku pracy zwraca uwagę Krzysztof Śmiszek, inny polityk Nowej Lewicy. W jego opinii część pracowników, jak np. ratownicy medyczni, została zmuszona, by przejść na samozatrudnienie. - Mamy świadomość, że w ostatnich latach wiele osób zostało powypychanych na prowadzenie jednoosobowej działalności gospodarczej. To np. ratownicy medyczni. Wiele z tych osób rzeczywiście zarabia minimalną krajową. To dosyć powszechna opinia ekonomistów. Lewica zawsze stawiała na wsparcie małych i średnich firm - mówi Śmiszek. Ale chyba nigdy nie nazywała ich biedafirmami? - dopytujemy. - Ekonomiści tak nazywają niektóre jednoosobowe działalności gospodarcze - odpowiada Śmiszek. Po chwili jednak dodaje: - Na przyszłość trzeba jednak używać języka, który odzwierciedla rzeczywistość, a jest ona zróżnicowana. Jednoosobowe działalności gospodarcze są w Polsce przejawem wielkiego zaangażowania Polaków w rodzimy biznes. Sam mam w rodzinie wiele osób, np. moją siostrę, która prowadzi jednoosobową działalność gospodarczą z sukcesem, i na pewno nie chciałaby, by nazywać jej działalność biedafirmą - opowiada nam polityk. Jego siostra jest muzykiem i pracuje w branży reklamowej. Śmiszek nazywa ją "kobietą sukcesu dumną ze swojej działalności". - Mamy też drugą stronę medalu. Wiele osób nie chce pracować na działalności, ale wymogi rynku to na nich wymuszają. Nikt mi nie powie, że ktoś, kto zarabia minimalną krajową na jednoosobowej działalności gospodarczej, to model, do którego dążymy. Na pewno powinniśmy unikać uogólniania, ale kto jak nie Lewica ma odkrywać rzeczywistość, że nie wszyscy prowadzący działalność są biznesmenami odnoszącymi sukcesy - dodaje poseł Nowej Lewicy. "To jest patopolityka" Najostrzejszy w ocenie jest za to Robert Kwiatkowski, do niedawna klubowy kolega Żukowskiej, który w grudniu współtworzył nowe koło parlamentarne Polskiej Partii Socjalistycznej. - To oburzające słowa. To przejaw braku szacunku dla przedsiębiorców. Dla tych, którzy być może mniej zarabiają, wypracowują znaczącą część polskiego PKB. Czyli naszego wspólnego majątku, z którego żyją także posłowie, również Anna Maria Żukowska. Jesteśmy przecież na utrzymaniu podatników - przypomina. - Biedafirmy? To jest patopolityka - ocenia Kwiatkowski. Łukasz Szpyrka