"Bardzo miło wiedzieć, że nie zostało się zapomnianym (...). U mnie wszystko jest stabilne. Więzienie, cela, kraty - wszystko to już znajome i swojskie. Nie mam złudzeń co do wyników procesu, spokojnie przyjmę wyrok i ze spokojną duszą pójdę do łagru. Cóż, taki jest mój los. Od zawsze wiedziałem, że jeśli takie czasy przyjdą na Białoruś, trafię do więzienia. Jak pokazuje moja dzisiejsza rzeczywistość, nie myliłem się" - pisał we wrześniu z więzienia Andrzej Poczobut. - Andrzej jest człowiekiem zasad, wiernym wartościom, które wyznaje. Nie wysłał do Alaksandra Łukaszenki żadnego pisma z prośbą o ułaskawienie, choć naciskano na niego, by to zrobił. Dzielnie znosi swoje uwięzienie. Dla mnie Andrzej to przykład postawy prawdziwego Polaka i wzór dla wszystkich - mówi Interii Marek Zaniewski, wiceprezes Związku Polaków na Białorusi. Z Poczobutem zna się dobrze i uważnie śledzi jego losy. Napięta atmosfera w grodzieńskim sądzie Andrzej Poczobut również jest członkiem zarządu zdelegalizowanego przez reżim Łukaszenki Związku Polaków na Białorusi. Świat zna go także jako znakomitego dziennikarza współpracującego m.in. z polskimi mediami: "Gazeta Wyborczą" czy TVP Polonia. 16 stycznia w Grodnie - po niespełna dwóch latach od aresztowania - rozpoczął się jego proces. - Atmosfera była bardzo napięta. Białoruscy propagandyści, tzw. dziennikarze, prowokowali ludzi - mówi Interii Marek Zaniewski. W grodzieńskim sądzie zjawiła się żona Poczobuta, jego rodzice, znajomi - działacze mniejszości polskiej na Białorusi oraz przedstawiciel polskich władz chargé d’affaires RP na Białorusi Marcin Wojciechowski, który sam był dziennikarzem i Poczobuta zna osobiście. Tego ostatniego na salę nie wpuszczono. - To rozpowszechniona teraz praktyka. Dyplomacja europejska próbuje brać udział w rozprawach politycznych i w ostatnim czasie nigdy nie jest wpuszczana na salę. Propaganda rozgrywa to tak, że obce państwa próbują się mieszać w sprawy wewnętrzne Białorusi - mówi Zaniewski. Osoby, które weszły na salę, widziały sądzonego tylko przez krótką chwilę. Marek Zaniewski przyznaje, że ciężkie białoruskie więzienie zmieniło Andrzeja Poczobuta fizycznie. Wychudzony, blady, zakuty w kajdanki stał w specjalnej klatce na sali rozpraw. Stał jednak dumnie z podniesioną głową, patrząc prosto w oczy białoruskiego reżimu. Matka nie mogła powstrzymać łez, kiedy wreszcie na sądowej sali ujrzała syna. To był ważny moment dla całej rodziny, bo mogli się wreszcie zobaczyć. Mimo licznych próśb wysyłanych do białoruskich instytucji, bliscy nie uzyskali dotąd zgody na widzenie. Pozostają tylko listy. - Listy od Andrzeja dochodzą wszystkie. Wiem, bo numeruję je. Z grodzieńskiego wysłał już 28. Czy wszystkie moje listy dochodzą do niego, nie wiem - powiedziała w rozmowie z PAP matka więzionego Polaka. Po piętnastu minutach procesu wszyscy zostali wyproszeni z sali. Sędzia - na wniosek prokuratora - utajnił proces. Nie wyznaczono daty kolejnej rozprawy. Sprawa Andrzeja Poczobuta. "Zarzuty są śmieszne" Areszt w Grodnie, w którym przebywa Andrzej Poczobut, owiany jest złą sławą. - Panują tam bardzo surowe warunki, to jeden z najcięższych aresztów w całej Białorusi. Choć generalnie białoruskie więzienia to temat rzeka. Tam warunki są naprawdę bardzo złe, o czym zresztą Andrzej pisze w swoich listach. Przekazuje, że te mury widziały więźniów politycznych jeszcze z czasów Józefa Stalina - mówi Zaniewski. I dodaje: "ale bardzo dzielnie się trzyma. Widać w nim niezłomność". Zaniewski nie był zaskoczony obrotem spraw wokół procesu. - To było przewidywalne. Proces dotyczy sprawy, którą białoruskie władze nie mogą się szczycić. Zarzuty wobec Andrzeja są śmieszne - mówi Interii. Za co sądzony jest Andrzej Poczobut? Uznany dziennikarz i działacz mniejszości polskiej na Białorusi przebywa w więzieniu od 25 marca 2021 roku. Aresztowano go w domu w Grodnie. Aby złamać jego opór, w areszcie najprawdopodobniej zakażono go koronawirusem. Przetrzymywano go także w celi dla skazanych na śmierć. Poczobut jest oskarżony z dwóch artykułów kodeksu karnego Białorusi o "wzniecanie nienawiści" oraz wzywanie do sankcji i działań na szkodę Białorusi. Najwyższy wymiar kary w obu przypadkach to 12 lat pozbawienia wolności. W październiku 2022 roku został przez władze wpisany na białoruską listę "osób zaangażowanych w działalność terrorystyczną". - Andrzej siedzi za działalność w Związku Polaków na Białorusi, za działalność na rzecz odrodzenie polskości na Białorusi i za swoją pracę dziennikarską. To nie pierwsza jego sprawa. Generalnie reżim sądzi go za jego dzielną i niezłomną postawę - mówi Zaniewski. W więzieniu Andrzej Poczobut siedzi po raz trzeci. Pierwszy raz aresztowano go w kwietniu 2011 roku za znieważenie Łukaszenki. Rok później znów trafił do aresztu na krótko. Wyszedł po dziewięciu dniach. - Andrzej jako dziennikarz obiektywnie opisywał rzeczywistość białoruską. Po wyborach prezydenckich w 2020 roku skala represji była ogromna i nie każdy miał odwagę, by mówić światu głośno o tym, co naprawdę dzieje się na Białorusi. Andrzej taką odwagę miał i za to został uwięziony - mówi wprost Marek Zaniewski. "Reżim Łukaszenki naciska na Polskę" Nie brak opinii, że proces polskiego działacza i dziennikarza jest elementem działań nastawionych na konfrontację z Polską. Polskie MSZ oficjalnie potępiło działania białoruskich władz, podkreślając, że proces Poczobuta to "kolejny przejaw instrumentalnego wykorzystywania wymiaru sprawiedliwości wbrew wszelkim standardom demokratycznym oraz jeden z elementów antypolskiej kampanii prowadzonej przez władze Białorusi". - Sprawa Andrzeja Poczobuta stała się jednym z głównych środków nacisku reżimu Alaksandra Łukaszenki na Polskę - powiedziała Swiatłana Cichanouska na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos. - Niestety, w ostatnim czasie byliśmy świadkami fali represji przeciw polskiej mniejszości - stwierdziła Cichanouska. Marek Zaniewski uważa, że w najnowszej historii Białorusi nie było dotąd represji wobec Polaków na taką skalę jak obecnie. - Mniejszość polska na Białorusi nigdy nie miała łatwego życia za rządów Aleksandra Łukaszenki. Nieustannie tworzono sztuczne problemy. Atakowano polską oświatę. Niszczono polskie groby, miejsca pamięci. To wszystko pokazuje, jak wrogo władze Białorusi są nastawione wobec mniejszości polskiej. Teraz ta skala represji jest niewyobrażalna. W ostatnim czasie zamknięto dwie polskie szkoły. Oficjalnie jest około 1,5 tys. więźniów politycznych. Każdego dnia odbywają się kolejne rozprawy, zapadają wyroki. Więźniów politycznych przybywa - wylicza działacz mniejszości polskiej na Białorusi. Prześladowania za polskość - Staramy się nagłośnić to, co ten reżim robi Polakom na Białorusi. Jesteśmy w tej chwili narodowością prześladowaną za polskość - powiedział na antenie Polsat News rzecznik MSZ Łukasz Jasina. - Białoruś szantażuje Zachód losem osób, które znajdują się w białoruskich więzieniach. Walczymy o takich ludzi. Natomiast dla Łukaszenki żadne życie nie ma znaczenia - dodał. Działacze mniejszości polskiej na Białorusi nie mogą spać spokojnie. W 2021 roku wraz z Andrzejem Poczobutem aresztowane zostały również Andżelika Borys, Irena Biernacka i Maria Tiszkowska ze Związku, a także Anna Paniszewa, działaczka mniejszości z Brześcia. Borys została w marcu 2022 r. wypuszczona z aresztu, lecz wciąż jest objęta sprawą karną, a jej status nie jest jasny - według niezależnych mediów może być objęta aresztem domowym. Biernacka, Tiszkowska i Paniszewa zdołały w ubiegłym roku opuścić Białoruś dzięki staraniom polskich władz. Nie mają jednak możliwości powrotu do kraju, którego są obywatelkami. - Pod sprawę karną, którą wszczęto przeciw Anżelice Borys, może zostać podciągnięty każdy działacz Związku Polaków na Białorusi. Wszyscy Polacy są zagrożeni. Jeśli represje w naszym kierunku się nasilą przybędzie z pewnością więźniów politycznych z mniejszości polskiej - nie kryje obaw Marek Zaniewski.