Jolanta Kamińska, Interia: Europa zmaga się z falą rekordowych upałów. Czy doczekamy "pogodowej apokalipsy"? Prof. Mirosław Miętus, ekspert ds. klimatu, wicedyrektor IMGW-PIB i stały przedstawiciel Polski w Światowej Organizacji Meteorologicznej: - Oczywiście, że tak. My, meteorolodzy mówimy o tym od wielu, wielu lat. Słyszymy dziś o fali gorąca, która dociera do nas i będzie stanowiła poważny problem. Ale z pierwszą falą ekstremalnego ciepła w XXI wieku mierzyliśmy się w 2005 roku. W Europie Zachodniej zmarło wówczas 35 tys. osób. Kolejna fala wystąpiła w 2010 r., tym razem zasadniczo na terenie Rosji. Wówczas rozległe pożary pustoszyły obszar na wschód od Moskwy, a liczba ofiar fali ciepła szacowana była na więcej niż 20 tys. osób. Zdaje się, że przeszliśmy nad tym problem do porządku dziennego: "było, minęło, może się nie powtórzy". Tymczasem takie zjawiska będą coraz częstsze. I coraz niebezpieczniejsze dla naszego zdrowia. Czerwony Krzyż oszacował, że w ciągu 30 lat w Wielkiej Brytanii liczba zgonów spowodowanych upałami zwiększy się trzykrotnie. - Mimo wzrostu temperatur ludzie będą umierać nie tylko z powodu upałów, ale także z powodu wychłodzenia. Bardziej gorące lato wcale nie oznacza, że nie nadejdzie surowa zima. Takie ryzyko przez najbliższe dwie dekady będzie w naszym regionie niewiele mniejsze niż kilka dekad wcześniej. Wyobraźmy sobie, że to nadchodząca zima okaże się nieco chłodniejsza niż zwykle, wówczas zapotrzebowanie na energię zwiększy się skokowo. Obecnie coraz częściej doświadczamy ekstremalnych upałów, burz czy nawalnych deszczy. Wkrótce takie zjawiska staną się naszą codziennością? Jaki będziemy mieć w Polsce klimat za 20-30 lat? - Ekstremalne fale ciepła, nawalne opady, przeplatane dłuższymi okresami bezopadowymi, co w konsekwencji zaburza cykl hydrologiczny i prowadzi do suszy, silne wiatry - to zjawiska, których częstość występowania w ciągu najbliższych dwóch dekad wzrośnie od 50 proc. do nawet 100 proc. w zależności od regionu i od zjawiska. Określił to Międzyrządowy Zespół ds. Zmiany Klimatu (IPCC). Z czasem zwiększy się także ryzyko występowania trąb powietrznych w naszym regionie, a nawet tornad, czego już doświadczyli Czesi. Możemy być pewni, że za 30 lat Europa nie będzie tym samym miejscem? - Patrząc na południe - basen Morza Śródziemnego pustynnieje od kilku dekad. Za 30 lat opady staną się tam wyjątkową rzadkością. Jedynie późna jesień zwłaszcza w zachodniej części może być okresem występowania gwałtownych i nawet kilkudniowych fal intensywnych opadów. Niewiele zmieni to realia, bo ta woda - oczywiście potrzebna dla systemów wodno-gospodarczych - nie wpłynie na polepszenie sytuacji rolników, bo jesienią produkcja rolnicza zamiera. Skoro w basenie Morza Śródziemnego klimat pustynnieje, to czy w naszym regionie stanie się bardziej śródziemnomorski? - To absolutnie życzeniowe. Oczywiście temperatury będą podobne do tych w basenie Morza Śródziemnego, ale to nie stanie się w ciągu dwóch dekad, ale w perspektywie znacznie dłuższej, gdzieś pod koniec obecnego stulecia albo nawet dwie dekady później. Nasze warunki termiczne będą więc podobne do tych występujących w północnej części basenu Morza Śródziemnego. Przy tak szybkiej zmianie temperatur opady mogą u nas praktycznie zaniknąć, i możemy się stać kraje półpustynnym z całkiem inną roślinnością. Bałtyk także będzie cieplejszy? - Morze Bałtyckie - w porównaniu do Morza Śródziemnego nie jest tak głębokie i charakteryzuje się zupełnie innym poziomem zmian środowiskowych - dlatego, w uproszczeniu, stanie się nieładnie pachnąca sadzawką. Będzie to następstwo wzrostu temperatury wody i braku zasilania przez wody śródlądowe. Bałtyk stanie się zupełnie innym zbiornikiem. Jaką polityką klimatyczną powinno na te wyzwania odpowiedzieć państwo? Na ile jesteśmy w stanie powstrzymać negatywne zmiany? - Skoro znana jest przyczyna współczesnego globalnego ocieplenia, to należy podjąć działania, aby ją niwelować, bo wiadomo, że nie powstrzymamy emisji z dnia na dzień. Przede wszystkim trzeba zastąpić konwencjonalne źródła energii odnawialnymi - pozyskiwanymi ze słońca, wiatru i wody. Źródłem energii o dużej stabilności jest także energetyka jądrowa. Uważam, że ona powinna być w naszym kraju rozwijana. Odkładanie tego na potem spowoduje, że my, jako społeczeństwo w końcu staniemy wobec całkowitego braku energii. Obecnie na przeszkodzie do realizacji celów klimatycznych UE stanęła wojna. Najważniejsze jest ogrzanie domów i zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego, ale klimatyczny zegar tyka. Na obniżenie emisji mamy czas do 2030 roku. - Chylę czoła przed ekspertami opracowującymi raport IPCC, bo są wybitnymi specjalistami, jednak zawsze mnie dziwiło takie wskazanie, że mamy czas na obniżenie emisji do 2030 roku. Wskazywałbym raczej przełom czwartej i piątej dekady. Wojna rzeczywiście utrudnia sytuację. Powoduje, że ustaje rozwój zaawansowanych technologii przyjaznych środowisku. Wreszcie wojna szkodzi środowisku. Na porządku dziennym są wybuchy i pożary. W wyniku spalania różnego rodzaju substancji do atmosfery dostaje się cała masa pyłu i gazów. Zakładam, że wojna przyczyni się do przyspieszenia ocieplenia, przynajmniej regionalnie. Czy indywidualnie jesteśmy w stanie podejmować działania, które zabezpieczą nas przed skutkami pogodowych zmian? Np. w związku z niedoborami wody coraz popularniejsze staje się zbieranie i wykorzystywanie deszczówki. - To ma oczywiście sens, pod warunkiem, że opady występują, a zaburzenia w postaci ich braku trwają kilkanaście dni, a nie cztery-pięć tygodni. Jeśli nastąpi susza, to nie ma przed nią ucieczki, w tym sensie, że jeżeli obejmie ona duży region, to jedynym ratunkiem jest go opuścić lub trwać na miejscu, licząc na pomoc humanitarną. By uniknąć skutków ewentualnych powodzi nie mieszkajmy na terenach nisko położonych czy zalewowych. Co z upałami? - Przed wysoką temperaturą nie jesteśmy w stanie się obronić, ale tereny, na których mieszkamy, nie powinny bezpośrednio wchodzić w pola i łąki, żeby w razie ewentualnych pożarów, które będą częstsze, mieć czas na przeprowadzenie akcji gaśniczej bądź ewakuacyjnej. Oczywiście w miastach obecnie możemy łagodzić efekt tzw. miejskiej wyspy ciepła. Jedną z efektywnych metod są miejskie tereny zielone, parki - ale tej wielkości co Ogród Saski czy Łazienki w Warszawie. Zmiany małej architektury takie jak utworzenie mini zieleńców wzdłuż ulicy Świętokrzyskiej w Warszawie nie sprawdzą się. Te tereny będą wyglądać w miarę "żywo" przez pierwszy rok. Jednak chemia używana do zimowego utrzymania przejezdności szlaków komunikacyjnych i błoto pośniegowe doprowadzą do obumierania tych mini enklaw zieleni. - Nie radzę też zamieszkiwać w strefie brzegowej. Osoby wznoszące domy blisko morza doświadczą rozczarowań, kiedy ten obszar zostanie zdewastowany. A tak się stanie. Wzrastający poziom morza nieuchronnie zabierze nam część obszarów, a sztormy spowodują, że te zniszczenia będą w tym rejonie trwałe. Bałtyk stopniowo zjada ląd. - Kilka lat temu w ramach projektu "Tezeusz" badano m.in. Półwysep Helski, który z dużym prawdopodobieństwem zostanie przerwany w kilku miejscach w wyniku sztormu, pojawiającego się średnio raz na sto lat. Taki sztorm wystąpi między piątą a siódmą dekadą tego stulecia. Także badania przeprowadzane na Uniwersytecie Gdańskim pokazują, że znaczna część miasta leżącego na dolnym tarasie będzie zagrożona w przypadku silnych sztormów występujących z prawdopodobieństwem raz na sto lat, a ich wysokość będzie na tyle duża, że zagrożą miastu. Miejmy to na uwadze, zarówno wybierając miejsce zamieszkania, jak i odpowiadając za zarządzanie miastem. Rozmawiała Jolanta Kamińska