Kilka dni temu wiralem w sieci stało się zdjęcie satelitarne, które interpretowano jako zasięg rozprzestrzeniania się pożarów w Australii. Jako źródło danych podawano NASA. Mapa z żarzącymi się punktami poruszyła wielu użytkowników sieci. Udostępniła ją m.in. popularna piosenkarka Rihanna. Jak się okazało, grafika, którą wielu interpretowało jako przedstawiającą skalę pożarów w czasie rzeczywistym, jest wizualizacją, na której zebrano informacje z całego miesiąca. Przygotował ją Anthony Hearsley na podstawie danych amerykańskiej agencji kosmicznej. Jak sam później przyznał, odpowiadając na zarzuty, że jego praca wprowadza w błąd, na mapie widać także pożary, które zostały już ugaszone. "To kompilacja" - wyjaśniał w mediach społecznościowych. Choć zdjęcie, które wywołało ogromne poruszenie, jest w rzeczywistości mylące, ogień w Australii naprawdę sieje spustoszenie. "Jeśli możecie uciekać, uciekajcie" W pożarach na tym kontynencie od października 2019 r. zginęło 27 osób. Sytuacja jest szczególnie niebezpieczna na wschodzie i południu kraju. W piątek, 10 stycznia, władze stanu Wiktoria wezwały blisko ćwierć miliona ludzi do opuszczenia swoich domów z powodu pożarów. "Gwałtowny wzrost temperatury i nieregularne wiatry stwarzają niebezpieczne warunki" - ostrzegał premier Australii, Scott Morrison. "Kolejne godziny będą bardzo, bardzo trudne" - alarmował premier stanu Wiktoria Daniel Andrews, cytowany przez Reutersa. "Nawet, jeśli w Melbourne spadnie deszcz i w przyszłym tygodniu będą korzystniejsze warunki pogodowe, jeszcze długa droga przed nami" - powiedział. Jak dodał, władze są świadome, że sezon pożarowy potrwa jeszcze wiele tygodni. "Jeśli możecie uciekać, uciekajcie" - apelował zaś do mieszkańców Andrew Crisp, komisarz do spraw zarządzania kryzysowego w stanie Wiktoria. Z prognozy pogody wynika, że w najbliższym czasie temperatura może przekroczyć tam 40 stopni Celsjusza. Katastrofalne skutki Agencja Reutera podaje, że od października 2019 r. pożary w Australii pochłonęły ponad 10,3 miliona hektarów ziemi, czyli obszar porównywalny do powierzchni Korei Południowej. Ogień zniszczył ponad dwa tysiące domów. W poniedziałek w Canberze zanotowano najgorszą jakość powietrza ze wszystkich światowych stolic. Jedna ze stacji pomiarowych w Goulburn w Nowej Południowej Walii zanotowała rekordowe stężenie groźnego dla zdrowia pyłu PM2,5 na poziomie ponad 2 tys. mikrogramów na metr sześcienny. Jak podaje Reuters, to więcej niż w bardzo zanieczyszczonej zimą stolicy Indii - Delhi. Meteorolodzy podali, że widoczność w Melbourne była ograniczona do mniej niż jednego kilometra. Ślady pożogi na niebie Także na lodowcach pobliskiej Nowej Zelandii pojawił się brązowawy nalot. Według Światowej Organizacji Meteorologicznej ONZ, to złoża sadzy, które mogą przyspieszyć tempo ich topnienia. Szary dym zasnuł także niebo w Chile. Japoński satelita pogodowy Himawari uchwycił w niedzielę zdjęcie smugi dymu przecinającej Ocean Spokojny w kierunku Ameryki Południowej.Według przytaczanych przez agencję Reutera danych Copernicusa, szalejące od miesięcy w Australii pożary, wyemitowały już 400 megaton dwutlenku węgla. Giną zwierzęta W płomieniach giną niezliczone rzesze zwierząt. Szacuje się, że w ogniu i na skutek zatrucia dymem mogło paść nawet 500 mln zwierząt. Zagrożone są endemiczne gatunki. Dyrektor wrocławskiego zoo Radosław Ratajszczak, powołując się na informacje od kolegów po fachu z Australii, przekazał, że prawdopodobnie w ciągu ostatnich dwóch tygodni wyginął grubogonik na Wyspie Kangura - niewielki torbacz magazynujący tłuszcz w ogonie. Na skraju wyginięcia jest też żałobnica brunatna - ptak z rodziny kakaduowatych, którego populację udało się w ostatnich latach odbudować oraz kanguroszczur długonogi. Zobacz: Wrocławski ogród zoologiczny pomoże w ratowaniu zwierząt w Australii Pożary są co roku, ale... Pożary są stałym i naturalnym elementem klimatu Australii. W przeszłości zdarzały się także tragiczne w skutkach. Tak jak te, które w lutym i marcu 2009 r. trawiły stan Wiktoria. Z powodu żywiołu zginęły wówczas 173 osoby. W wielu miejscach kraju pożary pojawiają się rokrocznie. Pokazuje to poniższa mapa australijskiego departamentu rolnictwa. Zaznaczono na niej liczbę sezonów w okresie od 2011-2012 do 2015-2016, w których występowały pożary na danym obszarze. Im ciemniejszy punkt, tym więcej lat, w których w miał miejsce pożar. ...nie aż takie Tegoroczna fala pożarów w Australii rozpoczęła się jednak wyjątkowo wcześnie, a władze mówią o bezprecedensowej skali. Co miało na to wpływ? - Jak wynika z rządowych danych, zeszłoroczna wiosna w Australii była najsuchsza w historii pomiarów australijskiego Biura Meteorologicznego - mówi Interii Anna Sierpińska z serwisu Nauka o Klimacie. - Suche rośliny łatwo się palą, zatem susza dostarczyła więcej "paliwa", które zasilało pożary - zauważa. Roczny raport Biura Meteorologicznego (BoM) pokazuje, że susza dotknęła znaczną część kontynentu, a najgorszej było w Nowej Południowej Walii i Queensland. W przeważającej części kraju odnotowano najniższe z zarejestrowanych opady deszczu. Jak podano, uśrednione w poszczególnych stanach opady w 2019 r. były o 40 proc. niższe od średniej z lat 1961-1990. Ponadto z danych BoM wynika, że 2019 r. był najgorętszy w historii. I suszej, i goręcej Prof. Paweł Rowiński, hydrolog i wiceprezes Polskiej Akademii Nauk, także wspomina o suszy w kontekście sytuacji na antypodach. - Gdy jest sucho i gorąco, zaczynają wybuchać pożary. Jednak w Australii zaczyna być i suszej, i goręcej. To może powodować, że skala pożarów jest znacznie większa niż w latach ubiegłych - zauważa. Dlaczego susza w Australii szczególnie sprzyja pożarom? Chodzi o roślinność. - Lasy w Australii to w dużej mierze lasy eukaliptusowe. Po pierwsze, eukaliptus szybko rośnie i w naturalny sposób wysusza glebę. Po drugie, zawiera łatwopalne olejki - tłumaczy prof. Rowiński. Zmiany klimatyczne? Czy ekstremalną falę pożarów, jakie pustoszą Australię, można łączyć ze zmianami klimatycznymi? - Zawsze podkreślam, że jedno ekstremum jeszcze nie jest dowodem występowania zjawisk długookresowych, ale zwiększenie liczby pożarów obserwujemy też w innych rejonach świata. Poza tym badania pokazują, że robi się coraz goręcej - zauważa prof. Rowiński. - Z dużą dozą prawdopodobieństwa mogę stwierdzić, że to kolejna emanacja zmian klimatycznych - mówi Interii. Wzrost temperatur w Australii obrazowo pokazuje grafika udostępniona przez tamtejsze Biuro Meteorologiczne. Ludzie wyszli na ulice W piątek w miastach Australii, m.in. Sydney, Melbourne i Canberze, mimo wysokiej temperatury sięgającej 40 st. Celsjusza, odbyły się demonstracje związane z gigantycznymi pożarami. Ich uczestnicy domagali się dymisji premiera Scotta Morrisona. Oskarżają go o lekceważenie sytuacji w kraju.W samym Sydney zgromadziło się kilkadziesiąt tysięcy protestujących. Główne drogi w mieście zostały zablokowane, a demonstranci skandowali hasło: "ScoMo musi odejść", odnoszące się do premiera - relacjonuje Reuters. Inni trzymali plakaty z napisem: "Nie ma klimatu B" i "Ratuj nas przed piekłem". Premier jednak wielokrotnie odrzucał krytykę względem swojego rządu. Neguje też wszelki związek między kryzysem klimatycznym, a eksploatacją na wielką skalę złóż węgla, którego Australia jest największym światowym eksporterem.