Ostrzega Niemcy przed ekstremalnym zagrożeniem. "Przerażająco proste"
Pojawienie się dronów nad infrastrukturą krytyczną, taką jak lotnisko w Monachium, wywołało falę zaniepokojenia w Niemczech i Europie. Politycy nawołują do szybkich działań, ale czołowy niemiecki ekspert ds. bezpieczeństwa, Manuel Atug ostrzega przed pośpiechem w podejmowaniu decyzji. W rozmowie z Interią wskazuje, że władze są niemal nieprzygotowane na nowy rodzaj zagrożenia, a wewnętrzne problemy tylko pogarszają sytuację. Żądania o wykorzystaniu Bundeswehry w kraju kwituje krótko: To bardzo, bardzo głupi pomysł.

W skrócie
- Ekspert ostrzega, że Niemcy są nieprzygotowane na zagrożenie ze strony dronów, a pomysły użycia wojska do neutralizacji są niebezpieczne i nieprzemyślane.
- Obrona przed dronami jest niewystarczająca z powodu luk prawnych, rozproszenia kompetencji oraz braku obowiązku dla operatorów infrastruktury.
- Ataki dronów mają również wymiar psychologiczny i służą testowaniu odporności społeczeństwa oraz zdolności państwa do reagowania.
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii
W dniu, w którym niemiecki rząd ma zdecydować o nowych zadaniach i uprawnieniach dla policji, która otrzyma możliwość neutralizacji dronów, Interia rozmawia z Manuelem Atugiem - jednym z czołowych niemieckich ekspertów ds. cyberbezpieczeństwa i ochrony infrastruktury krytycznej.
Atug jest założycielem i rzecznikiem AG KRITIS, niezależnej grupy roboczej zrzeszającej specjalistów, którzy doradzają politykom i opinii publicznej w kwestiach bezpieczeństwa państwa. Manuel Atug podzielił się z nami swoją bezkompromisową diagnozą obecnej sytuacji.
Bundeswehra w kraju? "Bardzo, bardzo głupi pomysł"
W odpowiedzi na incydenty z dronami politycy, tacy jak Alexander Dobrindt (CSU), domagają się użycia Bundeswehry na terytorium kraju w celu ewentualnego zestrzelenia dronów. Atug uważa ten pomysł za wyjątkowo niebezpieczny i krótkowzroczny.
- Uważam pomysł, aby umożliwić Bundeswehrze zestrzeliwanie dronów w kraju, za bardzo niebezpieczny i bardzo problematyczny". Ekspert wskazuje na bariery konstytucyjne, ale przede wszystkim na nieobliczalne ryzyko. "W bardzo rzadkich przypadkach mówimy o tym, że możemy zestrzelić drona bez narażania ludności lub infrastruktury krytycznej na niebezpieczeństwo spadających fragmentów - mówi ekspert.
Niekontrolowanie spadające urządzenie mogłoby uderzyć w przechodniów, budynki, a nawet w zbiornik z paliwem na lotnisku. Wniosek Atuga jest jednoznaczny.
- Z całym szacunkiem, ale jest to bardzo, bardzo głupi pomysł i raczej polityczny sygnał, że chce się działać, ale nie można tego zrobić lub przynajmniej nie chce się działać w sposób trwały - dodaje.
Drony nad Niemcami. Kto za tym stoi?
Interia.pl: Jak to możliwe, że drony przez wiele godzin krążą nad wrażliwymi obszarami, takimi jak lotnisko i nie można ich zidentyfikować, nie mówiąc o neutralizacji?
Manuel Atug: - Jest to możliwe, ponieważ drony konsumenckie, które można kupić za 200 euro, nie posiadają systemów pozycjonowania, jakie mają samoloty. Nawet w bardziej profesjonalnych modelach można takie systemy wyłączyć. Jeśli ktoś to zrobi, dron staje się niewidoczny dla standardowego radaru.
Jaki jest cel takich działań? Chodzi o szpiegostwo, czy o coś więcej?
- Jeśli dron ma celowo włączone światła i krąży przez 3 godziny, to agresorzy chcą być widziani. W terminologii wojskowej nazywa się to destabilizacją społeczeństwa od wewnątrz. Chodzi o to, by ludzie stracili zaufanie do własnego rządu, widząc, że państwo jest bezbronne i nie radzi sobie z zagrożeniem.
Obserwacje dronów zbiegły się w czasie z ważnymi wydarzeniami, takimi jak szczyt UE w Kopenhadze czy Oktoberfest. Czy to przypadek, czy celowe działanie?
- Można to interpretować na dwa sposoby. Z jednej strony, wybór takiego momentu ma sens, by wywołać większy efekt. Z drugiej strony, jest to ryzykowne, ponieważ właśnie podczas takich wydarzeń organy bezpieczeństwa stosują podwyższony poziom gotowości. Obie opcje są możliwe, a ostateczny cel działania aktora poznamy dopiero po jego schwytaniu.
Niemcy stoją przed nowym zagrożeniem, ale Ukraina zmaga się z nim na masową skalę od lat. Czy rząd w Berlinie korzysta z ukraińskich doświadczeń?
- Nie ma publicznych informacji o wymianie wiedzy z Ukrainą na poziomie ministerstw. Patrząc na obecne propozycje polityków, nie wygląda na to, by otrzymali oni dobre porady - albo ich nie szukali, albo je zignorowali. Wiem, że ukraińscy żołnierze przechodzą w Niemczech szkolenia, ale odbywa się to w bardzo odizolowanych i kontrolowanych warunkach.
Mówimy o zakłócaniu pracy lotnisk, ale jak realne jest zagrożenie fizycznym atakiem przy użyciu dronów, które można kupić w sklepie?
- Zagrożenie jest ekstremalnie realne i asymetryczne. W Ukrainie dostępne są instrukcje i oprogramowanie do samodzielnej budowy dronów. Istnieją nawet zestawy do druku 3D, które pozwalają zamontować uchwyt na standardowy granat pod tanim, komercyjnym dronem. W ten sposób urządzenie staje się "latającym granatem". Używa się tego do precyzyjnego niszczenia czołgów o wartości 20 milionów dolarów przy pomocy drona i granatu wartych może kilkaset dolarów. Przeniesienie tej taktyki na cele cywilne, na przykład atak na zbiornik z paliwem, jest przerażająco proste.
Rząd można odnieść wrażenie, bardzo powierzchownie podchodzi do problemu. Czy to tylko przeoczenie, czy Pana zdaniem problem jest głębszy?
- To nie jest przeoczenie, to celowe działanie. Kiedy procedowano kluczową ustawę o bezpieczeństwie infrastruktury krytycznej, my jako AG KRITIS złożyliśmy opinię, wskazując na brak wymogów dotyczących obrony przed dronami. Mieliśmy na to pięć dni. Zaledwie sześć dni po naszym zgłoszeniu odbyło się posiedzenie rządu. Procedura została przygotowana przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych w taki sposób, aby uniemożliwić poważne rozpatrzenie jakichkolwiek uwag. W efekcie w nowych przepisach nie ma ani słowa o obronie przed dronami.
Międzynarodowy wymiar zagrożenia: Rosyjska "flota cieni"
Ekspert podkreśla, że zagrożenie nie musi pochodzić z terytorium Niemiec. Drony mogą być wygodnie startowane i obsługiwane ze statków na wodach międzynarodowych.
- Znamy prawie 600 statków, znamy ich nazwy, wiemy dokładnie, które z nich należą do rosyjskiej floty cieni - mówi Atug.
Wiele z tych statków należało wcześniej do niemieckich przedsiębiorstw, które sprzedały je Rosjanom z zyskiem. Co więcej, są one w większości ubezpieczone przez europejskie firmy ubezpieczeniowe.
- Gdyby europejscy ubezpieczyciele przestali je ubezpieczać, najprawdopodobniej nie mogłyby już pływać - sugeruje Atug.
Zaniechania prawne i skomplikowane struktury
Głównym problemem, według Atuga, jest obecny stan prawny. Operatorzy infrastruktury krytycznej (KRITIS) nie są prawnie zobowiązani do aktywnego zajmowania się obroną przed dronami.
Kolejnym problemem jest skomplikowany i rozdrobniony podział kompetencji między siłami policyjnymi. Jest to, jak wyjaśnia Atug, wynik niemieckiego federalizmu. Podaje on obrazowy przykład lotniska: "jeśli dron zostanie zauważony przed terenem lotniska, odpowiedzialna jest policja krajowa (landowa), na terenie lotniska - policja federalna, a jeśli przeleci on na drugą stronę, za granicą lotniska ponownie odpowiedzialna jest policja krajowa".
Mity i rzeczywistość: Dlaczego obrona jest tak trudna?
Oprócz propozycji użycia wojska, w debacie pojawiają się inne, pozornie proste rozwiązania, które ekspert uznaje za nieskuteczne lub zbyt ryzykowne.
Zestrzelenie przez policję: Wystrzelony pocisk, który nie trafi w cel, może przelecieć 3-4 kilometry, wciąż zachowując śmiertelną siłę i uderzyć w kogoś na terenie zamieszkałym.
Siatki przechwytujące: Technologia ta sprawdza się głównie w warunkach testowych, gdy cel jest nieruchomy. W rzeczywistości dron-agresor porusza się z prędkością do 100 km/h, jest bardzo zwrotny i po prostu odleci.
Identyfikacja sprawców: Nawet po przechwyceniu drona, jego wyśledzenie jest prawie niemożliwe. Drony konsumenckie i drukowane w 3D są anonimowe. Doświadczony operator zatrze ślady, spisując drona na straty, aby uniknąć powiązania z nim.
Efekt psychologiczny i brak gotowości społecznej
Atug zwraca uwagę, że celem ataków jest nie tylko testowanie systemów obronnych, ale także wywołanie efektu psychologicznego. Jego zdaniem społeczeństwa zachodnie mają ogromny deficyt w zarządzaniu ryzykiem, ponieważ brakuje im doświadczenia z wojną czy poważnymi kryzysami.
- Nasz mózg działa w taki sposób, że zarządzanie ryzykiem opiera się na doświadczeniu, a my nie mamy doświadczenia z wojną, nie mamy doświadczenia ze szkodliwymi dronami - dodaje ekspert.
Wskazuje na potrzebę budowania osobistej odporności i przygotowania na sytuacje kryzysowe, np. poprzez gromadzenie zapasów wody i żywności. Niestety, jak zauważa, większość społeczeństwa odrzuca temat własnej przezorności i odpowiedzialności.
Manuel Atug podkreśla, że nie istnieje jedno proste rozwiązanie problemu dronów. Zamiast polegać na populistycznych i niebezpiecznych pomysłach, potrzebna jest kompleksowa strategia. Musi ona obejmować zmiany w prawie, które zmuszą operatorów infrastruktury krytycznej do wdrożenia systemów obronnych, uporządkowanie kompetencji służb, lepsze wyposażenie i szkolenie policji, inwestycje w badania oraz stworzenie pełnego łańcucha bezpieczeństwa - od wykrywania po identyfikację sprawców.
Tomasz Lejman













