- Utrzymaliśmy proces wyborczy w demokratycznej dojrzałości. To dodatkowe źródło zadowolenia - stwierdził opozycyjny kandydat na prezydenta Turcji Kemal Kilicdaroglu w wystąpieniu telewizyjnym w nocy z niedzieli na poniedziałek. - Pomimo oskarżeń i obelg wobec mnie ze strony prezydenta Erdoğana, nie osiągnął on rezultatu, którego oczekiwał - dodał. W niedzielę w Turcji odbyły się wybory prezydenckie oraz wybory do 600-osobowego parlamentu kraju. W poniedziałek rano Turecka Wysoka Komisja Wyborcza poinformowała, że po otwarciu 99 proc. urn urzędujący prezydent Recep Erdoğan zdobył 49,4 proc. głosów poparcia (w nocy z niedzieli na poniedziałek wynosiło ono 49,5 proc.), a Kemal Kilicdaroglu 44,96 proc. (wcześniej podawano 45 proc.). Trzeci kandydat, Sinan Ogan, otrzymał 5,2 proc. Wciąż nie zakończono procesu liczenia głosów. Erdoğan: Jeśli konieczna będzie druga tura, uszanuje jej wynik Erdoğan stwierdził w wystąpieniu w nocy z niedzieli na poniedziałek, że "chociaż nadal nie podano ostatecznych wyników wyborów, to my prowadzimy" i dodał, że wierzy, że wygra w pierwszej turze. Podkreślił jednak, że jeśli konieczna będzie druga, uszanuje jej wynik. Kandydat na prezydenta Turcji, by wygrać wybory w pierwszej turze, musi zdobyć większość oddanych głosów. W przypadku niespełnienia tego warunku przez żadnego z kandydatów, dwóch z najlepszym wynikiem zmierzy się w turze drugiej, zaplanowanej na 28 maja. CZYTAJ WIĘCEJ: Wybory stulecia w Turcji. "To może być iskra, która podpali kraj" Jak skomentowała agencja Reutera, wynik wyborów prezydenckich zadecyduje nie tylko o tym, kto przewodzi Turcji, ale także o tym, czy powróci ona na bardziej świecką, demokratyczną ścieżkę, jak poradzi sobie z poważnym kryzysem związanym z kosztami życia i jak będzie wyglądać stosunki z Rosją, Bliskim Wschodem i Zachodem.