Mimo że prezydentów Stanów Zjednoczonych i Rosji niezmiennie łączy spora zażyłość i nazywają siebie nawet przyjaciółmi, to już - wbrew dyplomatycznym zapewnieniom - stosunki między Waszyngtonem i Moskwą znajdują się obecnie w dość trudnej fazie. Wojna na słowa Poprzednie rozmowy Putina i Busha odbyły się w listopadzie ubiegłego roku w stolicy Chile Santiago przy okazji szczytu APEC. Później Biały Dom wielokrotnie krytykował Putina, wytykając mu m.in. tłumienie wolności słowa, krępowanie opozycji, koncentrowanie władzy politycznej na Kremlu i szykanowanie prywatnego biznesu. Waszyngton nie ukrywał też swojego niezadowolenia z powodu rosyjskiej współpracy wojskowej z Syrią i Wenezuelą, a także udziału Rosji w programie atomowym Iranu. Szczególne kontrowersje wypłynęły przy okazji kryzysu powyborczego na Ukrainie. W ostatnim czasie między Waszyngtonem i Moskwą nasiliła się dyplomatyczno - medialna wojna na słowa. Kilka dni temu po powrocie ze swojej podróży po Starym Kontynencie szefowa amerykańskiej demokracji, Condoleezza Rice, stwierdziła, że "kontakty z Europą mogą być zagrożone, jeśli Rosja nie stanie się bardziej demokratyczna" . Zobacz: "Rosja bez demokracji" W poniedziałek prezydent Bush, który przyjechał na Stary Kontynent naprawiać stosunki transatlantyckie, obok gałązki oliwnej dla zachodniej Europy, przywiózł i rózgę dla Rosji. Amerykański prezydent ostrzegł w swoim kluczowym moskiewskim przemówieniu Moskwę, że przyszłość jej stosunków ze światem zachodnim zależy od przestrzegania przez nią takich fundamentalnych wartości demokratycznych, jak wolność prasy, swoboda działania opozycji i rządy prawa. Zobacz: "Bush jedna się z Europą" Wywołało to szybką odpowiedź Putina. - Podstawowe zasady i instytucje demokracji muszą być dostosowane do dzisiejszych realiów życia w Rosji, do naszych tradycji i historii. Zrobimy to sami. Jesteśmy przeciwni wykorzystywaniu sprawy demokracji jako narzędzia dla osiągania własnych celów w polityce zagranicznej - ripostował rosyjski prezydent. Zobacz: "Putin o stosunkach z USA" - Mnie dziwi ta publiczna wymiana ciosów - skomentował całą sprawę dla RMF gość Faktów, prof. Zbigniew Lewicki z Ośrodka Studiów Amerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego. - Być może nie wiemy wszystkiego, ale to nie było w zwyczaju między tymi mocarstwami. To znaczy, że coś naprawdę niedobrego się dzieje. Jeśli nie byłoby rzeczy naprawdę niedobrych, to te wszystkie kwestie byłyby załatwione po cichu, pocztą dyplomatyczną, czerwoną linią, w rozmowie w Bratysławie, a tu następuje publiczne "bicie się" tych przywódców. To znaczy, że chodzi prawdopodobnie jeszcze o inne kwestie, które nie są nam dostępne - uważa Lewicki. Zobacz: "Cicha wojna Rosji z Ameryką" Trzynaste spotkanie Już dziś w stolicy Słowacji obaj prezydenci będą mogli sobie wszelkie wątpliwości wyjaśnić osobiście. Wątpliwe jednak, żeby doszło do bezpośredniego starcia i ostrzejszej wymiany zdań. Rosyjscy analitycy i politycy są zdania, że amerykański prezydent nie zdecyduje się na publiczną krytykę gospodarza Kremla, wiedząc, iż rosyjski przywódca źle reaguje na takie otwarte wystąpienia. Politolog Borys Szmieliow ocenił, że w swoich przemówieniach, poprzedzających bratysławski szczyt, Bush w wystarczającym stopniu zasygnalizował już Putinowi, co w jego postępowaniu budzi największy niepokój Waszyngtonu. Według źródeł na Kremlu, w stolicy Słowacji mowa będzie przede wszystkim o wspólnej walce z terroryzmem, o stosunkach Rosji z NATO, sytuacji wokół Korei Północnej, Iranu i Pakistanu, a także o problemach związanych z wejściem Rosji do Światowej Organizacji Handlu (WTO) i rosyjsko-amerykańskiej współpracy w energetyce. Na razie pewne jest tylko podpisanie jednego porozumienia - o dwustronnej kontroli nad rozpowszechnianiem przenośnych wyrzutni rakiet przeciwlotniczych.