Od wtorku przez Francję przechodzą gwałtowne protesty. W ciągu ostatnich trzech dni sytuacja eskalowała, zniszczenia przybierają ogromne rozmiary, a walki z policją są coraz brutalniejsze. Wszystko zaczęło się od postrzelenia 17-latka przez policjanta. Nastolatek nie poddał się kontroli drogowej na przedmieściach Paryża w Nanterre i rozpoczął ucieczkę. Miał podczas niej usiłować również przejechać funkcjonariusza - jak wskazywano na początku. Wątek ten jest jednak niejasny. "Independent" podaje, że prawnik rodziny zapowiedział złożenie dodatkowej skargi w związku z "fałszywymi zeznaniami" policjantów w tej sprawie. Ostatecznie, policjant, stojąc przy szybie kierowcy, zastrzelił 17-letniego Nahela M. Prokuratura bada przebieg zdarzenia i weryfikuje wszystkie okoliczności. Zdarzenie wywołało ogromne zamieszki w kraju. W sobotę odbył się pogrzeb Nahela, na którym zgromadził się tłum. Uczestnicy uroczystości krzyczeli: Sprawiedliwość dla Nahela. Walki uliczne, ogromne zniszczenia, rabowanie sklepów. Francja płonie Po uroczystościach doszło do kolejnej serii zamieszek, obserwowanych już od kilku dni. Choć władze zdecydowały się potężne wzmocnienie w postaci tysięcy dodatkowych funkcjonariuszy na ulicach, z nagrań pojawiających się w sieci wynika, że policja nie ma szans z nieprzebranym tłumem protestujących. BBC podaje, że w Marsylii doszło do walk ulicznych protestujących z policjantami. Funkcjonariusze w rynsztunku bojowym walczą z demonstrującymi. W ruch poszedł gaz łzawiący, grupy wzajemnie się obrzucają, czym popadnie. Władze Marsylii ściągają kolejne posiłki. Na miejscu dochodzi również do masowego rabowania sklepów. Lokalne media podają, że całe grupy wdzierają się do sklepów na głównej ulicy handlowej Marsylii i wynoszą asortyment. Sprzedawcy zabezpieczają swoje sklepy, zabijając witryny deskami. W Lille siły specjalne policji utworzyły punkty kontrolne, z których dowodzą ochroną całej okolicy. Chaos we Francji Płonące samochody, śmietniki, czy też całe budynki stały się w ostatnich dniach codziennym obrazem we Francji. Centrum miasteczka Montargis w departamencie Loiret zostało doszczętnie zniszczone. Wskutek podpalenia runął tam cały budynek apteki. Mieszkańcy są w szoku, zgłaszają obawy przed wychodzeniem z domów. W mieście Lorient powstała brygada obywatelska, która pomaga policji stłumić zamieszki i ochrania własność prywatną, która pada ofiarą demonstrujących. Minister gospodarki i finansów Bruno Le Maire podsumował, że do tej pory podczas zamieszek zdewastowano 250 oddziałów banków, co najmniej tuzin centrów handlowych, około 200 dużych sklepów detalicznych, 250 sklepów tytoniowych, a także liczne sklepy z ubraniami i odzieżą sportową, czy dystrybutorów fast foodów. Strat jeszcze w pełni nie oszacowano. Restauratorzy i hotelarze skarżą się natomiast na falę odwoływania rezerwacji. Podróżni, bojąc się zamieszek, masowo rezygnują z przyjazdu do Francji. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!