Okolice trasy koronacyjnej, którą przemierzył Karol III, zapełniały się od rana. Skoro świt wstali nie tylko wielbiący dynastię Windsorów, ale i jej przeciwnicy. Ci drudzy zgromadzili się na placu Trafalgar, jeden z punktów na monarszym szlaku w stronę opactwa Westminster. W beczce miodu zewsząd wylewającego się na panujący na Wyspach klan znalazła się więc łyżka dziegciu. Karol III i królowa Kamila, przejeżdżając obok kolumny Nelsona, najpewniej słyszeli gwizdy i okrzyki "Not my king". Protestujący - choć można liczyć ich raczej w setkach niż tysiącach - byli niezwykle głośni. Widzowie na płocie, śmietniku czy przy drzewie. Wszystko, by zobaczyć Karola Na pierwszy rzut oka w Londynie panuje uwielbienie dla króla. Jego poważnych portretów, uśmiechniętych wizerunków i monarszych fotografii przybywało z dnia na dzień, a ich liczba osiągnęła kulminację w sobotę. Właściwie nie dało się przejść przez centrum miasta, by nie napotkać wzroku Karola III na jakimś plakacie czy zdjęciu. Jak pisaliśmy w Interii, fani "royalsów" byli od kilku dni tak zniecierpliwieni, że zamieszkali wzdłuż alei The Mall, również ujętą w trasie koronacyjnej. W dniu uroczystości ludzi było tam wielokrotnie więcej, niż gdy odwiedziłem to miejsce pierwszy raz. Aby zobaczyć przemarsz, widzowie wykorzystywali śliski od deszczu płotek, o mało się z niego nie ześlizgując. Podpierali się drzew, wskakiwali na stołki i drabinki zabrane z domów, a nawet wdrapywali na śmietniki. W tym ostatnim przypadku byli przeganiani przez policję pilnującą bezpieczeństwa króla. Ścisk na wąskich uliczkach Londynu. Tłum szedł oglądać koronację Właśnie - bezpieczeństwo. Nie jestem pewien, czy cała organizacja poszła po myśli władz państwowych i miejskich. Nie doceniły, ile ludzi - mimo ciągnącej się ulewy - zechce zobaczyć Karola III w karecie? Bo to sugerowały tłumy wtłoczone w wąskie uliczki nieopodal Green Park. W wytypowanych lokalizacjach, często na terenach zielonych, rozstawiono ekrany z transmisją koronacji i towarzyszących jej wydarzeń. Wokół telebimów było dużo miejsca, ale niekoniecznie na prowadzących do nich drogach. CZYTAJ: Elżbieta II nadal rządzi. Przynajmniej w sklepach dla turystów Grozą zawiało, gdy na zakręcie rzeka ludzi zaklinowała się, nie mogąc iść do przodu. Zawrócić też było trudno, więc do akcji wkroczyli mundurowi. Możliwe, że w ostatniej chwili powstrzymali kolejnych napływających widzów, przekierowując ich w równoległą uliczkę. Tam ścisk był nieco mniejszy. Gdybym wtedy wrócił w pobliże The Mall, zastałbym podobną sytuację. Na godzinę przed wyjazdem Karola z Buckingham do jednego z wydzielonych sektorów, tylko z jednym wyjściem, wkroczyło tyle osób, że w pewnym momencie wyczynem było postawienie trzech kroków w tę czy tamtą stronę. Paraliż transportu i telekomunikacji. Dzień największych utrudnień w Londynie Londyn komunikacyjnie jest sparaliżowany - przestrzegano przed tym na wiele dni przed koronacją. Wyłączone są niektóre stacje metra i dziesiątki przystanków autobusowych. Jednak zaskoczeniem dla przyjezdnych mógł być brak zasięgu i internetu, i sieci komórkowej nie tylko bezpośrednio przy trasie koronacyjnej, ale nawet kilkaset metrów od niej. Jeśli ktoś chciał na żywo transmitować, że jest w brytyjskiej stolicy i pokazać innym, co tu się dzieje, najpewniej srogo się zawiódł. Z tym problemem mierzyli się nie tylko zagraniczni turyści, lecz również rodowici Brytyjczycy. Nie jest jednak tak, że całe miasto opanowała koronacyjna gorączka. Całkiem blisko centrum wydarzeń normalnie funkcjonują punkty usługowe czy sklepy. Profilaktycznie odcięte dla aut ulice w śródmieściu czasami wręcz świeciły pustkami, bo nie prowadzą tam, gdzie można obserwować wydarzenia. Pojawili się też "mobilni" sprzedawcy flag i szalików ku czci króla. Mieszkańcy mają obowiązki. Przez koronację trudniej im dotrzeć do pracy Dla wielu mieszkańców Londynu sobota to żadne święto, lecz normalny dzień roboczy. W metrze widziałem zdenerwowanie u podróżnych, którzy ze względu na uroczystości nie mogli wysiąść na stacji najbliżej pracy, gdyż została zamknięta. Zachwyty nie zawsze widoczne są też mundurowych stojących na deszczu bez parasola. Co chwila muszą komuś tłumaczyć, że tędy nie przejdzie, bo król Karol w opactwie otrzymuje koronę. Z Londynu Wiktor Kazanecki, Interia