Polscy turyści przebywający na greckiej wyspie Kos zobaczyli w poniedziałek kłęby dymu. Gości hotelowych ewakuowano, zwłaszcza w miasteczku Kardamena w południowej części wyspy, w którym miało być szczególnie niebezpiecznie. Razem ze swoim partnerem wypoczywa tu Karolina. Kiedy wybuchły pożary, była na wycieczce na innej wyspie. - Wieczorem przypłynęliśmy do Kardameny i chcieliśmy zjeść kolację. Niestety nie mogliśmy tego zrobić, bo hotel był właśnie ewakuowany - mówi w rozmowie z Interią. Wszystkim gościom kazano udać się do najbliższego portu. Powinni zabrać tylko najważniejsze rzeczy, choć niektórzy brali ze sobą cały bagaż. Stamtąd mieli być zabrani w bezpieczne miejsce. - W marinie było kilka statków. Cześć ludzi na nie weszła i mogła usiąść. Pozostali siedzieli na chodniku i leżeli na twardych ławkach. Wiał bardzo silny wiatr. Dym był mocno wyczuwalny - relacjonuje kobieta. I dodaje, że z mariny widać było łunę pożaru. Kos. Pożary na greckiej wyspie. "Przykrywali się kartonami i zasłonami" Biuro podróży Rainbow, w którym kupiła wycieczkę, miało według relacji Karoliny milczeć. Rezydentka nie wysłała żadnego komunikatu, żadnej informacji w sprawie ewakuacji. - To dla mnie ogromne rozczarowanie, bo sama byłam kiedyś rezydentką. Nie wyobrażam sobie, że moi turyści są zostawieni sami sobie - komentuje. - Nie wsiedliśmy na statek, bo nasz hotel nie został wywołany. Nie wiedzieliśmy też, gdzie ten statek popłynie. Mieliśmy dość braku informacji i opieki ze strony biura. Postanowiliśmy na własną odpowiedzialność zostać. Wróciliśmy do hotelu jako jedyni - wyznaje. Gdzie zabrano pozostałych turystów? Karolina odpowiada: - Zawieźli ich na stadion i przed jakiś kościół. Tam spędzili noc. - Przykrywali się kartonami i zasłonami w kościele. Tak było zimno - dodaje. Wrócili do hotelu. "Zmęczeni, przemarznięci" We wtorek rano osoby ewakuowane wróciły do hotelu. - Ci, z którymi rozmawialiśmy żałują, że się na to zgodzili. Byli zmęczeni, przemarznięci - opowiada. - Cieszę się, że zostaliśmy w hotelu. Wiatr rozgonił dym i było bezpiecznie. Cały czas latają samoloty, zrzucają wodę i prowadzą obserwację - podsumowuje Karolina. Goście hotelowi starają się odpoczywać i korzystać z reszty wakacji. Na Kos jest też Anna. - W nocy ugaszono pożar i w tej chwili sytuacja jest już opanowana. Jeśli chodzi o to, co działo się w hotelu i w okolicy, to wszyscy milczeli. Zarówno obsługa jak i rezydenci - opowiada Interii. A dym było widać, tylko w pewnej odległości, bo hotel, w którym przebywa Anna, znajduje się na północy wyspy. - Nikt nic nie wiedział, albo nie chciał powiedzieć, co wie. W końcu jeden pan z recepcji powiedział, że żyje tu od urodzenia i czuje się bezpiecznie, więc ja też powinnam - dodaje. Nie ukrywa, że wśród gości panował niepokój. Skontaktowaliśmy się z biurem podróży Coral Travel, z którym podróżuje Anna, oraz z Rainbow, gdzie wycieczkę kupiła Karolina. Do momentu publikacji artykułu nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Wakacje w Grecji "szczególnie niebezpieczne" Pomimo wysiłków służb w Grecji cały czas wybuchają nowe pożary. W poniedziałek zanotowano 52 nowe w różnych miejscach kraju. Najniebezpieczniejszy wybuchł na Chios, jednej z Wysp Egejskich. Z pożarem walczyło tam 142 strażaków, siedem samolotów i trzy helikoptery. W akcji rannych zostało dwóch strażaków. Na Kos z niebezpiecznym pożarem walczyło ponad 100 strażaków, wspomaganych przez osiem samolotów gaśniczych. Grecki premier Kyriakos Micotakis zapowiedział w poniedziałek, że tegoroczne lato "według przewidywań będzie szczególnie niebezpieczne" ze względu na pożary. - Mieliśmy wyjątkowo trudny czerwiec pod względem warunków pogodowych, z wysokim poziomem suszy i niezwykle silnymi wiatrami jak na tę część sezonu. Wkraczamy w trudny okres pożarowy i z pewnością nie uda się skutecznie walczyć z ogniem bez pomocy społeczeństwa, szczególnie w zakresie zapobiegania - powiedział Micotakis na posiedzeniu rządu.