"DGP" przypomina, że w czwartek premier Mateusz Morawiecki udaje się do Brukseli na spotkanie szefów państw i rządów poświęcone nowemu europejskiemu budżetowi. "Z naszego punktu widzenia kluczowa jest polityka spójności, w ramach której pieniądze na rozwój regionów są przydzielane w kopertach narodowych. Choć grożą nam spore cięcia w kolejnej siedmiolatce, to pozycja negocjacyjna rządu PiS się poprawia: w ramach nowego kompromisu Polska na lata 2021-2027 może dostać o 3 mld euro więcej, niż wynikało ze wstępnej propozycji" - czytamy w dzienniku. Środki te - jak pisze gazeta - miałyby zostać skonsumowane przez najbiedniejsze polskie regiony na ścianie wschodniej. "Dziennik Gazeta Prawna" zauważa ponadto, że wśród władz miast opozycyjnych wobec rządu PiS rośnie obawa, że będą ignorowane przy podziale środków. "Warszawa i Gdańsk, wspierane przez inne europejskie metropolie, dążą więc do zwiększenia puli pieniędzy, które byłyby pozyskiwane z pominięciem rządu" - pisze "GDP". List do Komisji Europejskiej "Dziennik" przypomina, że samorządowcy wystosowali list do Komisji Europejskiej, w którym apelują o zapewnienie im bezpośredniego dostępu do funduszy na realizację Europejskiego Zielonego Ładu, z którego Polska na transformację energetyczną ma dostać 2 mld euro bezpośredniego wsparcia i ok. 25 mld euro w ramach pożyczek i instrumentów zwrotnych. "O bezpośrednim dostępie miast do tych pieniędzy prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski oraz burmistrzowie Pragi Zdeněk Hřib i Budapesztu Gergely Karácsony rozmawiali przed tygodniem w Brukseli z architektem Europejskiego Zielonego Ładu, wiceprzewodniczącym KE Fransem Timmermansem" - czytamy w "Dzienniku". Rządowi urzędnicy zajmujący się funduszami europejskimi - pisze "DGP" - oceniają, że dążenia samorządowców to polityczna inicjatywa, która może utrudnić i tak już mocno skomplikowane negocjacje z Brukselą. "Do tego ryzykowna dla samych miast, bo jeśli KE miałaby zarządzać większą ilością pieniędzy i rozdawać je w ramach centralnych konkursów, Warszawa czy Gdańsk będą musiały o nie rywalizować z innymi metropoliami, takimi jak Paryż czy Berlin. A potem będzie płacz, że kiepsko nam idzie - mówią rozmówcy dziennika.