- Nigdy nie myślałem, że coś takiego może stać się w Ameryce. Jedynym przestępstwem, jakie popełniłem to energiczna obrona naszego narodu przed tymi, którzy chcą go zniszczyć - powiedział Trump w swoim pierwszym wystąpieniu po usłyszeniu zarzutów związanych z zapłatą za milczenie aktorki filmów dla dorosłych Stormy Daniels w 2016 roku. W półgodzinnym przemówieniu Trump przedstawił się jako ofiara wieloletnich prześladowań ze strony "radykalnej lewicy i służb wywiadowczych" i przekonywał, że pierwsze w historii postawienie zarzutów byłemu prezydentowi stanowi "potężną ingerencję wyborczą na niewidzianą w tym kraju skalę". "To nawet nie są zarzuty" Komentując zarzuty, które usłyszał w sądzie, stwierdził, że jego prawnicy byli zdumieni słabością sprawy przeciwko niemu. - Wszyscy mówią, że tam nic nie ma. To nawet nie są zarzuty. Przyszli do mnie i mówią, że tam nic nie ma, nawet nie ma mowy o tym, co zrobiłeś - opowiadał były prezydent. Zaatakował przy tym prokuratora Alvina Bragga, który prowadził śledztwo w jego sprawie. Oskarżył go o puszczanie "nielegalnych przecieków" do prasy i stwierdził, że sam powinien zostać postawiony w stan oskarżenia. Zarzucał też stronniczość sędziemu, który prowadzi sprawę, twierdząc, że ma "nienawidzącą Trumpa żonę i rodzinę", a jego córka pracowała na rzecz kampanii wyborczej wiceprezydent Kamali Harris. Były prezydent komentował też inne postępowania, które toczą się w jego sprawie, w tym przetrzymywanie przez niego setek niejawnych dokumentów po opuszczeniu Białego Domu. Trump stwierdził, że miał pełne prawo zabrać ze sobą dokumenty, a samo wyniesienie ich z Białego Domu "automatycznie" je odtajniało. Donald Trump usłyszał zarzuty Donald Trump usłyszał we wtorek 34 zarzuty fałszowania dokumentów biznesowych w związku z czekami, jakie wypisał swojemu prawnikowi Michaelowi Cohenowi, by zapłacił aktorce filmów dla dorosłych Stormy Daniels za jej milczenie na temat rzekomego romansu. Jak twierdzi prokuratura, Trump chciał ukryć w ten sposób przestępstwo, jakim miał być układ z wydawcą tabloidu "National Inquirer" zawarty w celu tuszowania potencjalnych skandali na jego temat w czasie kampanii wyborczej.