Dr Gianluca Grimalda jest aktywistą klimatycznym pracującym dla Instytutu Kiel w Niemczech. Przez pół roku przebywał na wyjeździe służbowym w Papui-Nowej Gwinei. Ponieważ z zasady dr Grimalda sprzeciwia się podróżowaniu samolotem - jako środkowi transportu emitującemu najwięcej dwutlenku węgla - dotarł tam drogą wodną i lądową. Teraz napotkał poważne problemy. O całej sprawie pisze brytyjski "Guardian". Niezwykła podróż aktywisty Dr Grimalda wyruszył z Europy na początku roku, podróżując pociągami, autobusami oraz statkami. Jak pisał na swoim profilu na X (dawniej: Twitter), podróżując w ten sposób zużył o około 2,3 ton CO2 mniej, niż przeciętna osoba pokonująca tę samą trasę na pokładzie samolotu. Udało mu się dotrzeć drogą lądową i morską na odległe wyspy. Na miejscu aktywista przez pół roku zajmował się badaniem wpływu globalnego ocieplenia i globalizacji na społeczności zamieszkujące Papuę Nową Gwineę. Po zakończeniu pracy dr Grimalda planował powtórzyć swój wyczyn w drugą stronę i wrócić do Europy drogą morską i lądową, pokonując w ten sposób trasę liczącą 22 tys. kilometrów. Temu jednak zdecydowanie sprzeciwił się jego pracodawca. Kiel stracił cierpliwość W piątek niemiecki Instytut Kiel postawił aktywiście ultimatum: albo stawi się do pracy w biurze Niemczech w poniedziałek, albo zostanie zwolniony. Aby spełnić ten warunek, dr Grimalda musiałby przylecieć do Niemiec samolotem. Na to jednak nie chciał się zgodzić. Zamiast przylecieć do Europy, mężczyzna rozpoczął powrót w taki sam sposób, jak na początku roku: "Napisałem do szefa Instytutu, by powiadomić go, że nie będzie mnie dziś [w Niemczech - przyp. red.] i że planuję wrócić statkiem oraz lądem" - poinformował aktywista w poniedziałek. Dodał, że postawa pracodawcy była dla niego zaskoczeniem: Dr Grimalda spełnia obietnicę Przez ostatnie pół roku dr Gianluca Grimalda podróżował przez tereny wokół Bougainville - największej wyspy Archipelagu Salomonów. Badał wpływ kryzysu klimatycznego na mieszkańców Papui Nowej Gwinei. Ten wyspiarski kraj jest jednym z krajów, które najmocniej odczuwają skutki globalnego ocieplenia. W serwisie X relacjonował swoje spotkania z miejscowymi ludźmi. Informował między innymi, że całe wioski trzeba było przenosić z wybrzeża w głąb lądu, z powodu coraz wyższych przypływów. Opisywał też próby wzmacniania brzegów wysp poprzez sadzenie mangrowców. Podczas pracy w Papui Nowej Gwinei, w trakcie wielu spotkań z wyspiarzami, dr Grimalda obiecał im, że postara się zminimalizować emisję CO2 podczas podróży powrotnej do Europy, by nie przyczyniać się do ich cierpienia. Zasiedział się na wyspach? Jak pisze "Guardian", aktywista przyznaje, że jego wyjazd trwał dłużej, niż wynikało to z wcześniejszych planów. Pracę na miejscu miał zakończyć w lipcu i do 10 września miał być z powrotem w Niemczech. Dr Grimalda przekonuje jednak, że napotkał wiele nieprzewidzianych trudności, które przyczyniły się do opóźnień. Twierdzi, że przeżył między innymi uprowadzenie dla okupu przez uzbrojonych w maczety porywaczy, ukradziono mu instrumenty naukowe oraz miał kłopoty z komunikacją. Dodał też, że dużo czasu zajęło mu zdobycie zaufania miejscowych. Rzecznik Instytutu Kiel poinformował, że placówka nie będzie publicznie komentować spraw dotyczących pracowników. Powiedział jedynie, że "podczas wyjazdów służbowych Instytut wspiera swoich pracowników w sposób przyjazny klimatowi". Źródło: Guardian *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły! Czytaj także: Wybory 2023. Tak wypełnisz kartę wyborczą, by głos był ważny Jak głosować poza miejscem zameldowania? Masz czas do 12 października Jak zagłosować za granicą? Nie wszędzie wystarczy dowód osobisty Kto może wziąć udział w wyborach? Należy spełnić cztery warunki Sprawdź, czy jesteś w rejestrze wyborców. Bez tego nie oddasz głosu