Jowita Kiwnik Pargana: - Jak szybko jesteśmy w stanie odejść od rosyjskiego gazu? Tomasz Włostowski: - Jako Polska, w ciągu najbliższych lat. To nie jest już kwestia wyboru, to jest kwestia musu i bezpieczeństwa narodowego. A Unia? Czy Europa jest na to rzeczywiście gotowa? - Na poziomie UE to potrwa dłużej, gdyż po pierwsze, nie wszyscy zainwestowali tak jak my w terminale LNG, a po drugie, przynajmniej do niedawna, nadal widzieli rolę dla gazu rosyjskiego. Ale idziemy w dobrą stronę. Unia docelowo będzie od gazu odchodziła, a wydarzenia ostatnich dni doprowadzą jednak do przemyślenia relacji energetycznych z Rosją nie tylko w Brukseli, ale również w Berlinie. Z jednej strony będziemy konsumpcję gazu zmniejszali, a z drugiej, będzie presja, aby ten gaz jednak nie był rosyjski. Skupmy się więc najpierw na tym pierwszym. Jak zmniejszymy konsumpcję gazu? - Gazu używa się do dwóch głównych celów. Po pierwsze jest to surowiec energetyczny do bloków gazowych w elektrowniach, gdzie spala się go, aby mieć z tego energię. Ale spalanie to emisje. Po drugie jest to surowiec do produkcji chemicznej. W tym drugim użyciu, gaz (głównie metan) jest nośnikiem wodoru, bo to wodór jest nam potrzebny do dalszych procesów chemicznych. Jednak, aby go uzyskać, musimy oderwać go od węgla, który następnie się utlenia do dwutlenku węgla, czyli gazu cieplarnianego, którego przecież emisje chcemy ograniczyć w ramach polityki klimatycznej UE. Więc w obu użyciach gazu - energetycznym i chemicznym - mamy emisje, które są zwalczane przez system ETS, który winduje koszt produkcji. Jest zatem presja, żeby gaz zastąpić innym źródłami energii lub wodoru. W miarę jak - ze względu na rosnące koszty ETS - produkcja energii lub wodoru z gazu robi się coraz droższa, dojdziemy do momentu, gdzie będzie tak drogo, że zamiast kupować np. rosyjski gaz i produkować z niego wodór lub energię, będziemy woleli pozyskiwać je inaczej. Jak? - W zakresie chemii nadzieja jest w "zielonym wodorze", który będziemy produkować w ramach elektrolizy wody. Polega ona na tym, że używamy prądu, żeby rozerwać cząsteczkę wody na tlen i wodór, unikając emisji CO2. Potrzebujemy jednak do tego bardzo dużej ilości energii elektrycznej. I pojawia się pytanie skąd będzie ona pochodziła? Jeżeli jej źródłem będzie gaz lub węgiel, to nadal mamy emisje, nic się nie zmieniło. Ona musi, więc pochodzić ze źródeł całkowicie bezemisyjnych, żeby ograniczyć konsumpcję gazu. W Polsce o OZE myśli się głównie jako drodze odejścia od węgla, ale w Europie Zachodniej OZE zastępuje właśnie gaz. OZE uważane jest za pożyteczne dla klimatu, ale jednak jest uzależnione od warunków klimatycznych. - Mamy kilka źródeł OZE: panele fotowoltaiczne, farmy wiatrowe i elektrownie wodne. Niestety w Polsce mamy słabe warunki do wdrożenia OZE na dużą skalę, gdyż mamy małe nasłonecznienie, za mało wieje i za mało mamy rzek i opadów. Oznacza to, że mimo chęci rozwijania OZE nie mamy warunków, aby opierać się głównie na energii odnawialnej. Również dlatego, że u nas jest ona droższa. Pamiętajmy, że Niemcy byli tacy skuteczni we wdrożeniu OZE, bo są bogatym państwem, które stać było na subsydiowanie OZE, co znacznie obniżyło jego koszt. Państw biedniejszych nie będzie stać na takie subsydia. Co nam więc zostaje? - Atom. Innych opcji nie mamy. Inwestujemy w OZE tam, gdzie możemy, idziemy w atom, a tymczasowe braki mocy spinamy przejściowo węglem i gazem, oraz ewentualnie importem energii. A ten węgiel i gaz będziemy nadal importować z Rosji? - Wcale nie musimy. Mamy wiele źródeł węgla. Polski węgiel jest drogi, bo złoża są mocno wyeksploatowane. Ale Rosja nie jest jedynym na świecie dostawcą węgla, jest tylko tania. Możemy przecież importować węgiel z Kolumbii, Australii czy innych państw. Co do gazu to mamy kontrakty z Amerykanami, z Katarem, mamy Baltic Pipe, który niedługo zostanie oddany i mamy, co prawda niewystarczającą, ale jednak rodzimą produkcję gazu. Polska idzie więc w kierunku odcięcia się od rosyjskiego gazu w ogóle. Nie będzie nas to za wiele kosztowało? Ceny energii już wzrosły. - To, że dzisiaj rozmawiamy o wysokich cenach gazu i prądu wynika z tego, że nadal się nie zdekarbonizowaliśmy. Tutaj niestety Komisja ma rację. ETS oczywiście winduje ceny energii, ale w tej chwili to głównie wysokie ceny gazu odpowiadają za ten drastyczny skok. A inwazja Rosji na Ukrainę jeszcze ten kryzys pogłębi. To, co się stało na rynku gazu i energii elektrycznej nie powinno nas powstrzymać przed Zielonym Ładem, ale powinno go właśnie przyspieszyć. Jeśli polegamy na gazie to jesteśmy uzależnieni od jego cen, a te w dużej mierze dyktowane są tym, co robią na rynku europejskim Rosjanie. Gdybyśmy odcięli się całkowicie od gazu i zasilani byli atomem i OZE, rynek gazu interesowałby nas o wiele mniej. Więc pytaniem nie jest "czy?", ale "jak?" i "kiedy?". Wróćmy do atomu. Francja już zapowiedziała inwestycje w nowe reaktory jądrowe. To dobra decyzja? - Myślę, że bardzo dobra. Dla Polski, ze względu na braki w zakresie OZE, to właśnie atom będzie odpowiedzią na dekarbonizację. W mojej ocenie, sytuacja strategiczna atomu po ataku Rosji na Ukrainę się bardzo poprawi w Brukseli. Wiadomo, że mamy potencjalnie cztery główne źródła energii: węgiel, od którego odchodzimy, gaz, z którego rezygnujemy i jednocześnie właśnie okazał się niebezpieczny ze względu na uzależnienie od Rosji, OZE, o którym już rozmawialiśmy no i właśnie atom. Jest to energia przynajmniej częściowo odnawialna, nie emisyjna, ale niesie za sobą ryzyko środowiskowe ze względu na odpady radioaktywne, z którymi nie mamy co zrobić i wysoki koszt ewentualnych awarii. Dlatego też w Brukseli status atomu nie jest na równi z OZE. Niemcy mówią, że to właśnie dlatego postanowiły z atomu zrezygnować. - Niemcy postawiły na energię odnawialną i postanowili, że w okresie przejściowym będą się zasilali gazem. A de facto, ciągle opierają się też częściowo na węglu. Teraz chyba będzie trudno opierać się na gazie? - To było oparte na przekonaniu Niemców, że będą mieli stabilne zasoby gazu. Po katastrofie w Fukushimie zamknęli atom, a ciągle nie mają jeszcze wystarczających ilości OZE. Gaz wydawał się więc naturalnym rozwiązaniem. Dlatego tak długo i do ostatniej chwili walczyli o NS2, ponieważ cały czas widzą w Europie perspektywę dla gazu. Tymczasem właśnie wojna na Ukrainie pokazała, że dostawy gazu z Rosji, które dotychczas wydawały się bezpieczne, okazały się bardzo ryzykowne i mocno ograniczają możliwości działań Niemiec wobec Rosji, o czym zresztą wszyscy przecież ich przestrzegali. Z tej perspektywy opcja francuska postawienia na atom, którą popiera też Polska, wydaje się być bezpieczniejsza. Mówimy, że w UE jest nacisk na odchodzenie od gazu, ale jednak gaz i atom zostały wpisane do taksonomii jako paliwa przejściowe. Czy faktycznie zostaną paliwami przejściowymi czy też wejdą do miksu energetycznego na stałe? - Po ostatnich wydarzeniach na Wschodzie, rosną szanse, aby atom dało się obronić jako docelowe źródło energii. Co do gazu nie jestem tego taki pewny. Dlaczego gaz w ogóle pełni rolę przejściową? - Jakkolwiek od gazu musimy odejść ze względu na jego emisyjność, tymczasowo jest potrzebny, bo państwa nie są w stanie przejść na OZE od razu. Natomiast w Polsce i w naszej części Europy mimo opornego tempa wdrażania OZE i dekarbonizacji, to, co się właśnie stało na Ukrainie jednak doprowadzi do zrozumienia, że strategia dekarbonizacyjna UE i Zielony Ład nie mają tylko znaczenia klimatycznego, ale mają również aspekt geopolityczny. W jakim sensie? - Zamiast patrzeć na dekarbonizację jako metodę walki ze zmianami klimatu, musimy zauważyć w niej metodę uniezależnienia się od gazu. Jeśli zlikwidujemy konsumpcję gazu całkowicie, to przestanie on nam być w ogóle potrzebny i ograniczenia w jego dostawach, tudzież zmiany cen nie będą odgrywały tak istotnych zmian. Dlatego zamiast zastanawiać się skąd wziąć gaz, lepiej zastanowić się jak w ogóle nie chcieć gazu i jak się całkowicie zdekarbonizować. W moim odczuciu, atak Rosji na Ukrainę tylko przyspieszy ten tok rozumowania, tj. z jednej strony zwiększy nacisk na dekarbonizację, ale z drugiej na pewno zmieni istotnie politykę europejską odnośnie gazu z Rosji. Jakkolwiek do tej pory był on niechętnie tolerowany, już widać sygnały całkowitego przewartościowania jego roli i zagrożeń z nim związanych. Jego dni są policzone. Rozmawiała Jowita Kiwnik Pargana