Kamala Harris zaakceptowała nominację. Wbiła szpilę Donaldowi Trumpowi
- W imieniu wszystkich Amerykanów przyjmuję nominację, by zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych Ameryki - powiedziała w czwartek wiceprezydent Kamala Harris w przemówieniu na konwencji wyborczej Demokratów w Chicago. Dodała, że "to najważniejsze wybory w historii kraju". Harris wspomniała także o swoim rywalu, nazywając Donalda Trumpa "niepoważnym człowiekiem", którego zwycięstwo może wywołać poważne konsekwencje.
Kandydatka demokratów na urząd prezydenta USA oficjalnie przyjęła nominację na to stanowisko podczas czterodniowej konwencji Partii Demokratycznej w Chicago.
- W imieniu narodu, w imieniu każdego Amerykanina, niezależnie od partii, rasy, płci czy języka, którym mówi wasza babcia, w imieniu mojej matki i każdego, kto kiedykolwiek wyruszył w swoją własną nieprawdopodobną podróż, w imieniu Amerykanów, takich jak ludzie, z którymi dorastałam, ludzi, którzy ciężko pracują, gonią za swoimi marzeniami i dbają o siebie nawzajem; w imieniu każdego, którego historia mogłaby zostać napisana tylko w najwspanialszym narodzie na Ziemi, przyjmuję waszą nominację, aby zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych Ameryki - powiedziała Harris w swoim przemówieniu.
Wiceprezydent obiecała, że zostanie prezydentem wszystkich Amerykanów i "zawsze będzie przedkładać kraj ponad interes partii i swój własny", strzec fundamentalnych zasad i pokojowego przekazania władzy.
Podczas płomiennego, 40-minutowego przemówienia Harris przedstawiła też historię swojego życia. Przedstawiła się jako córkę dwojga imigrantów z Indii i Jamajki, wychowywana głównie przez matkę i sąsiadów, dorastającą w mało zasobnej dzielnicy w Oakland w Kalifornii - która mogła wydarzyć się tylko w Ameryce.
Przytaczała, że jako prokurator w Kalifornii zawsze zaczynając wystąpienia w sądzie mówiła, że występuje w interesie ludu - i że tak samo zamierza postępować jako prezydent Stanów Zjednoczonych.
USA. Kamala Harris rozlicza Donalda Trumpa. "Jest niepoważnym człowiekiem"
Kandydatka demokratów przekonywała wyborców, że te wybory są nie tylko najważniejszymi w ich życiu, lecz także w historii całych USA. W tym punkcie wypowiedzi odniosła się także do swojego rywala, wspominając szturm sympatyków Trumpa na Kapitol, popełnione przez niego przestępstwa i próby utrzymania się przy władzy mimo przegranych wyborów.
- W wielu aspektach Donald Trump jest niepoważnym człowiekiem, ale konsekwencje powrotu Donalda Trumpa na Białego Domu są ekstremalnie poważne (...) Tylko wyobraźcie sobie Donalda Trumpa bez żadnych zabezpieczeń i to jak użyłby potężnych uprawnień prezydenta Stanów Zjednoczonych - nie po to, by poprawić wasze życie, nie po to, by wzmocnić nasze bezpieczeństwo narodowe, ale by służyć jedynemu klientowi, jakiego kiedykolwiek miał: sobie samemu - przekonywała Kamala Harris.
Wybory prezydenckie w USA. Kamala Harris: Jako prezydent będę stać przy Ukrainie
Odnosząc się do polityki kandydata republikanów, Harris wspomniała też o relacjach Donalda Trumpa z rosyjskim przywódcą.
- Trump groził porzuceniem NATO. Zachęcał Putina do inwazji na naszych sojuszników. Powiedział, że Rosja może, cytuję: "Robić, co do cholery tylko zechce". Pięć dni przed atakiem Rosji na Ukrainę spotkałam się z prezydentem Zełenskim, aby ostrzec go o rosyjskim planie inwazji. Pomogłam zmobilizować globalną odpowiedź ponad 50 krajów w celu obrony przed agresją Putina - mówiła Harris, zapewniając, że ona sama "jako prezydent będzie stała mocno przy Ukrainie i sojusznikach USA z NATO".
Zapowiedziała też, że "nie będzie się przymilać do tyranów i dyktatorów takich jak Kim Dzong Un".
- Oni kibicują Trumpowi, bo oni wiedzą, że łatwo nim manipulować pochlebstwami i przysługami. Wiedzą, że Trump nie pociągnie autokratów do odpowiedzialności, bo sam chce być autokratą - stwierdziła.
Odnosząc się do wojny w Strefie Gazy zapewniła, że razem z prezydentem Joe Bidenem nieustannie pracuje nad doprowadzeniem do zawieszenia broni i zakończeniem konfliktu, "tak by Izrael był bezpieczny, zakładnicy uwolnieni, cierpienie w Gazie się skończyło, a naród palestyński mógł zrealizować swoje prawo do godności, bezpieczeństwa, wolności i samostanowienia".
Wcześniej podczas konwencji oprócz Harris na scenie wystąpili m.in. Barack i Michelle Obamowie, Bill Clinton i Nancy Pelosi. Pierwszego dnia na konwencji pojawił się również prezydent Joe Biden. Głos zabrał też były kongresmen Adam Kinzinger. Tak jak wcześniej, wystąpiły też gwiazdy muzyki, filmu i telewizji, w tym piosenkarka Pink. Wbrew zapowiedziom i doniesieniom niektórych mediów, nie wystąpiła natiomiast Beyonce, której piosenka "Freedom" stała się nieoficjalnym hymnem kampanii kandydatki Demokratów.
-----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!