Jak po południu podali śledczy, katowicka prokuratura została powiadomiona o liście wskazującym, że piątkowy wybuch kamienicy w Katowicach mógł być rozszerzonym samobójstwem. Prokurator podjął działania, żeby zabezpieczyć ten list i sprawdzane będą okoliczności w nim podnoszone. Szopienice. Wstrząsające wątki w sprawie wybuchu na plebanii Trzy dni po tragicznym wybuchu w katowickich Szopienicach pojawiły się nowe wstrząsające wątki. Dziennikarze "Interwencji" dostali list od rodziny, która zginęła w zdarzeniu. Znalazła się w nim zapowiedź rozszerzonego samobójstwa. W liście pożegnalnym wyjaśniono, jak doszło do tragedii w Katowicach-Szopienicach. List podpisały trzy ofiary wybuchu: dwie kobiety, które zginęły i mężczyzna, który trafił do szpitala. Wybuch gazu w Katowicach. Ofiary zostawiły list Ofiary w liście wskazują, że będąc w ciężkiej sytuacji, o pomoc zwróciły się do księdza, u którego zamieszkały i dla którego pracowały. Osoby, które napisały list, czuły się oszukane przez duchownego. "Już od początku nasza praca nie była doceniana, a my sami nieświadomi tego, byliśmy przez cały ten czas okradani. Czym bardziej się staraliśmy, tym bardziej byliśmy gnębieni, a nasze starania były lekceważone (...) i przez cały ten czas ani razy nie usłyszeliśmy 'dziękuję' za naszą pracę" - napisano w liście. Jak wynika z treści pisma, ofiary starały się o mieszkanie, aby opuścić parafię. "Lata mijały, a my wciąż staraliśmy się o mieszkanie, ale zawsze ta sama odpowiedź, że nie spełniamy kryterium. Najpierw za małe zarobki, później niby za duże. W rzeczywistości jednak chodziło o spełnienie żądania czy życzenia Maliny (proboszcz parafii ks. Adam Malina - red.) i nie przydzielać nam wyczekiwanego mieszkania" - napisano w liście. List pożegnalny rodziny z Katowic. Groźby księdza W piśmie pojawiają się oskarżenia wobec księdza. Ofiary sugerują, że duchowny zażądał od nich pieniędzy. Kobiety miały wnieść opłatę za media, które już wcześniej miały zostać uregulowane. Z treści pisma wynika, że duchowny zapowiedział ofiarom wybuchu, że zostaną wyrzucone z mieszkania. "Nie interesuje go, czy trafimy pod most" - podkreślono. Autorzy pisma podkreślają, że nie mogli liczyć na wsparcie nikogo z parafian. "Zarówno okradanie jak i oczernianie nas w oczach niektórych parafian szło mu świetnie, żaden też nie przyszedł, aby zapytać, jaka tak naprawdę jest prawda" - czytamy. "Parafianie byli w niego zapatrzeni jak w obrazek. Wierzyli w każde jego kłamstwo jakie im sprzedawał. Siła koloratki. Żaden z tych ludzi nigdy chyba się nie zastanowił, jaki tak naprawdę jest człowiek, który przed nimi stoi na ambonie" - dodano w piśmie. Według ofiar jedynym rozwiązaniem w ich sytuacji było popełnienie rozszerzonego samobójstwa. "Nie pozostało nam nic innego jak rozszerzone samobójstwo, a tabletki nasenne pozwolą nam odejść skutecznie i po cichu" - napisano w liście. "Z Cmentarza Komunalnego nawet Malina nas nie wyrzuci. Jedynym naszym życzeniem jest to, aby podczas naszego pochówku nie było żadnego klechy. Żaden klecha już na nas nie zarobi, czy to na naszym życiu czy śmierci" - podkreślono. "Chcemy tylko, aby nas skremowano wraz z naszymi pieskami i pochowano wspólnie na Cmentarzu Komunalnym, zresztą mamy już tam wykupione miejsce" - czytamy. Biskup: Wiele rzeczy mija się z prawdą Informację o nieporozumieniach w plebanii potwierdził PAP biskup diecezji katowickiej Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego Marian Niemiec. - Ten konflikt trwał od wielu lat, to był konflikt, który oparł się również o sąd. Sąd przyznał rację parafii - powiedział duchowny. Jak dodał, tłem nieporozumień były kwestie finansowe. Według biskupa, rodzina, która przed laty zajmowała się kościołem, mieszkała w plebanii i była utrzymywana przez parafię - nie płaciła czynszu, czy za media. - Od ładnych paru lat te osoby tylko sobie mieszkały i się sądziły z parafią - wskazał bp Niemiec. - Nie jest też tak, że te osoby były bez środków do życia, otrzymywały emeryturę, pani pracowała - dodał. Pytany czy po opublikowaniu treści listu doszedł do przekonania, że nie był to wypadek, a celowo wywołany wybuch, biskup odpowiedział: "Tak pomyślałem - że to jest jednoznaczne, że chciano zrobić krzywdę chyba nie tylko sobie". Jak ocenił, że było to rozszerzone samobójstwo "związane z zabójstwem innych". - Nie mogę sobie tego inaczej wytłumaczyć. Czy usprawiedliwieniem będzie brak wyobraźni - że nasze mieszkanie wyleci w powietrze, skoro nad nami jest jeszcze jedno i drugie piętro? - powiedział i podkreślił, że ofiar mogło być znacznie więcej. Mogło zginąć więcej mieszkańców plebanii oraz osoby w sąsiednich budynkach. - Czy było to brane pod uwagę, co się mogło stać i co się stało? - pytał retorycznie. Odnosząc się do treści listu, biskup powiedział, że jest tam "wiele rzeczy, które mijają się z prawdą". - To jest granie na uczuciach (...) W tej chwili ktoś, kto to będzie czytał, będzie mógł oskarżać parafię, natomiast trzeba poznać i drugą stronę, jak to wszystko wyglądało - wskazał bp Niemiec. Katowice: Wybuch gazu w kamienicy Przypomnijmy, że wybuch gazu nastąpił w piątek rano ok godz. 8.30 w budynku plebanii ewangelicko-augsburskiej w Katowicach-Szopienicach. W wyniku wybuchu zawaliła się część kamienicy. Siła eksplozji była na tyle silna, że w szkole na przeciwko budynku wyleciały okna. W gruzach budynku odnaleziono dwie osoby. Sekcję zwłok kobiet zaplanowano na wtorek. W wyniku akcji ratunkowej, trwającej ponad 12 godzin, siedem osób zostało uratowanych. Prokuratura Okręgowa w Katowicach wszczęła śledztwo w sprawie wybuchu gazu w Katowicach. Śledczy badają m.in. czy powodem eksplozji był konflikt lokatorów z parafią. Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Marta Zawada-Dybek zastrzega już na wstępie, że śledztwo w sprawie katastrofy przy ul. Bednorza będzie długie i skomplikowane. Śledczy przesłuchali pierwszych świadków. Zabezpieczono monitoring z miejsca katastrofy i uszkodzone przez wybuch samochody.