Katowice, ulica Bednorza. Wcześnie rano, zimno i cicho, bo do okolicznych szkół nie zjeżdżają uczniowie. To ostatni dzień ferii. Spokój poranka przerywa ogromny huk. Katowice: Wybuch gazu. "Pomyślałam, że mi się to śni" - To mnie obudziło. Pierwsza myśl, że to trzęsienie ziemi. Potem, że na pewno sen, ale jednak nie. Rozglądam się i widzę, że okno jest otwarte na oścież, wszystkie kwiatki z parapetu pospadały i wszędzie jest szkło - relacjonuje w rozmowie z Interią pani Dominika. Jej mieszkanie, znajdujące się na parterze w budynku obok, sąsiaduje z plebanią Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego, gdzie doszło do wybuchu. - Myślałam, że to szyba pękła, ale nie. To było szkło z tamtej kamienicy. Moje łóżko jest przy oknie najbardziej przybliżonym do budynku plebanii - mówi. I opowiada: "Przez okno widzę biegnącego człowieka z zakrwawionym dzieckiem. Krzyczę do niego, co się dzieje. On, że wybuch gazu na plebanii". Pani Dominika zdążyła zapytać, czy już wezwał pogotowie. Wezwał. Sama zadzwoniła do mamy i ruszyła zobaczyć, w jakim stanie jest jej mieszkanie. - Wszędzie to samo: okna rozwalone, część ram wyrwana. Potrzaskane to, co było na parapecie. Wybiegłam na klatkę, tam pobojowisko. Pierwsze drzwi bez szkła, całe wyrzucone. Jeżeli ktoś by tam w momencie wybuchu stał, prawdopodobnie by tego nie przeżył - mówi. Wtedy poczuła silną woń gazu. Złapała torebkę, narzuciła szlafrok i wybiegła z budynku. Na zewnątrz mogła zobaczyć, że siła eksplozji była tak duża, że w szkole naprzeciwko plebanii wypadły okna. Dobrze, że dzięki zimowej przerwie nie było dzieci. Obecnym na miejscu pracownikom nie stało się nic poważnego. Później się okaże, że szyby popękały też w budynkach z drugiej strony, jakieś sto metrów dalej za garażami. Mimo zimna z okien wyglądają mieszkańcy. "Strażaków mnóstwo, policja, pogotowie. Są, szukają" - słyszymy, jak relacjonują sobie sytuację. A strażacy mówią, jak zawsze: "Idziemy po żywych". Szopienice. Kim są poszkodowani w wybuchu w Katowicach Pytamy o mieszkańców plebanii. - Bardzo sympatyczni ludzie, otwarci, lubiani. Ludzie ich tu generalnie znali - słyszymy od napotkanych świadków. Jak udało nam się ustalić, w budynku plebanii mieszkali proboszcz z żoną, którzy mają już dorosłe dzieci. Poza nimi wikariusz z żoną i dwiema kilkuletnimi córkami. Poza nimi od jakiegoś czasu schronienie na plebanii znalazły uchodźczynie z Ukrainy - matka i córka. Parafia remontowała dla nich mieszkanie. - Przesiedziałem na tej plebanii wiele godzin, mimo że sam nie jestem ewangelikiem - wspomina mieszkający w sąsiedztwie mężczyzna. W dzieciństwie chodził do znajdującej się tam świetlicy środowiskowej. - Pastor Adam Malina i jego żona Barbara to bardzo zaangażowani we wszelaką pomoc ludzie, bardzo tu lubiani - wspomina pani Dominika, która wychowała się w sąsiedztwie ewangelickiej parafii. - Do tamtejszej świetlicy chodziłam na lekcje pianina - opowiada. "Jestem zdruzgotany" Na miejsce katastrofy udał się także ks. bp Marian Niemiec, biskup diecezji katowickiej Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce. Zastał budynek plebanii, którego znaczna część runęła jak zamek z piasku. - Mieszkanie dla tych, którzy stracili dach nad głową, na pewno się znajdzie - zapewnia w rozmowie z Interią. Ale nie to jest największym problemem. W momencie, gdy rozmawiamy, służby ratunkowe szukają uwięzionych pod gruzami. Najprawdopodobniej są to dwie osoby. - Jestem zdruzgotany - mówi nam bp Niemiec. Niedługo później pojawia się informacja o pierwszej ofierze śmiertelnej - spod gruzów wydobyto ciało kobiety. Po kilku godzinach strażacy odnaleźli zwłoki drugiej poszukiwanej. Z informacji pogotowia wynika, że czworo poszkodowanych - w tym dwoje dzieci w wieku 3 i 5 lat - jest w szpitalach, w stanie niezagrażającym życiu. Jedna osoba jest poparzona, a dzieci mają m.in. obrażenia kończyn i głowy oraz lekkie poparzenia.