Nastał kluczowy moment wojny w Ukrainie. "To wywraca porządek światowy"
- Od chwili zaangażowania Korei Północnej w Ukrainie wojna dotyczy nie tylko Europy, ale także Indopacyfiku. To całkowicie zmienia paradygmaty i wywraca porządek światowy - mówi w rozmowie z Interią dr Jakub Olchowski. Zdaniem eksperta oburzenie Wołodymyra Zełenskiego na ujawnienie tajnych klauzul planu zwycięstwa Ukrainy to "slogan polityczny", a relacje Kijowa z Zachodem są i będą skomplikowane. - O przyszłości tych stosunków zdecydują wyniki wyborów w USA - podkreśla specjalista.
Na początku tygodnia świat obiegła ujawniona przez "The New York Times" informacja, że w ramach tajnego załącznika do planu zwycięstwa Ukraina oczekiwała od Stanów Zjednoczonych przekazania pocisków BGM-109 Tomahawk o zasięgu do 2,5 tys. km.
Taka broń miała być dla Kijowa środkiem "nienuklearnego odstraszania", który w założeniach blokowałby Kreml przed dalszą eskalacją konfliktu. Według amerykańskiej prasy idea ta spotkała się jednak z chłodnym odbiorem w administracji Joe Bidena.
W środę sam Wołodymyr Zełenski wyraził swoje oburzenie upublicznieniem niejawnej klauzuli. - Widzicie, co teraz dzieje się w mediach? Mówią, że Ukraina chce lub chciała otrzymać wiele pocisków rakietowych, takich jak Tomahawk, ale to były poufne informacje między Ukrainą a Białym Domem. Jak mamy to rozumieć? Okazuje się więc, że między nami a partnerami nie ma nic poufnego - skwitował prezydent na jednej z konferencji prasowych.
Ukraina-Rosja. Przeciek o Tomahawkach pogorszy relacje Kijów-Zachód? Ekspert wskazuje na wybory w USA
Jak to wydarzenie wpłynie na relacje Kijowa z zachodnimi sojusznikami? Dr Jakub Olchowski - kierownik Zespołu Wschodniego w lubelskim Instytucie Europy Środkowej - twierdzi w rozmowie z Interią, że we właściwej ocenie przecieku kluczowe są intencje, które przyświecały informatorom. Niejasne jest jednak czy były one celowe, czy też przypadkowe. - To może być komunikat adresowany do Rosji, ale w każdym razie Ukraina tych pocisków nie dostanie - podkreśla.
- Relacje między Ukrainą a Zachodem nie są płynne i w pełni transparentne. Te stosunki nie polegają wyłącznie na bezpośrednich rozmowach Wołodymyra Zełenskiego z państwami zachodnimi - Ukraina musi toczyć negocjacje z nimi wszystkimi i nie robi tego sam prezydent, ale też na przykład kijowski MON, który - jak ujawnili ukraińscy dziennikarze - jest pogrążony w chaosie strukturalnym i kompetencyjnym. Sam Zełenski też niekoniecznie musi wiedzieć o wszystkim, ponieważ część informacji do niego nie dociera, co zresztą jest powodem różnych tarć i napięć w elitach władzy Ukrainy, także między władzami cywilnymi a wojskowymi - uważa nasz rozmówca.
Specjalista zaznacza jednak, że komentarze prezydenta, iż między Zachodem a Ukrainą nie ma poufności, to "slogan polityczny". - Te relacje są bardzo skomplikowane, więc mówienie w ten sposób, to duże uproszczenie. Zachód to kilkadziesiąt państw, a każde z nich ma własne interesy. Kluczowym graczem są zresztą i pozostaną Stany Zjednoczone, dlatego naprawdę o przyszłości stosunków Ukraina-Zachód będą decydować wyniki wyborów w USA - tłumaczy.
Korea Północna wysyła żołnierzy do Ukrainy. "To wywraca porządek świata"
Na ujawnienie tajnych klauzul planu zwycięstwa Ukrainy zareagował w czwartek sam Kreml. Dmitrij Pieskow stwierdził, że prośby Kijowa o dostarczenie tak zaawansowanej broni, jak Tomahawk, świadczą, iż Ukraina "wykazuje nerwowość ze względu na zmieniającą się dynamikę na froncie". - To propagandowa narracja "odwracania kota ogonem" - bo dlaczego Rosja sięga na przykład po żołnierzy z Korei Północnej i wiekowy sprzęt z magazynów? To nie jest "łapanie się wszystkiego, by poprawić sytuację na froncie"? - mówi retorycznie dr Olchowski, kwitując przekaz rzecznika Putina.
Pytamy więc naszego rozmówcę, co jego zdaniem sprawia, że przeciek amerykańskich urzędników mógł być świadomym komunikatem USA wystosowanym do Rosji. - Obecność żołnierzy północnokoreańskich w Ukrainie to trzęsienie ziemi i prawdziwa eskalacja, którą nas straszono od ponad dwóch lat. To jawny udział państwa trzeciego w tym konflikcie, dotychczasowe zaangażowanie zagranicznych ochotników czy najemników miało inną skalę i charakter formalnoprawny - zauważa.
Ekspert wyjaśnia również, że dołączenie Pjongjangu do działań zbrojny w Ukrainie całkowicie zmienia paradygmaty, które Stany Zjednoczone jeszcze do niedawna uważały za oczywiste - albo zaangażowanie w Europie, albo na Indopacyfiku. - To wszystko staje się właśnie współzależne i połączone. Odkąd pojawiły się informacje o żołnierzach z Korei Północnej, Amerykanie zaczęli sugerować, że jednak pozwolą Ukrainie na używanie swojej broni na terytorium Rosji - podkreśla dr Olchowski.
- Od tej chwili ta wojna dotyczy nie tylko Europy, ale także Indopacyfiku, który jest coraz bardziej istotny geostrategicznie. Pojawiają się nawet koncepcje, że swoje wojska do Ukrainy wyśle też Korea Południowa - w środku Europy stanęliby naprzeciw siebie żołnierze z obu Korei, a to pokazałoby, że wojna rosyjsko-ukraińska faktycznie wywraca cały porządek światowy - wskazuje ekspert z IES.
Ukraina zapowiada nową strategię. "Plan zwycięstwa miał poprawić nastroje"
Krótko po krytycznej reakcji Wołodymyra Zełenskiego na przeciek amerykańskich mediów w sprawie pięciopunktowego planu zwycięstwa rzecznik ukraińskiego prezydenta poinformował, że Kijów przygotowuje nowy, trzypunktowy plan, który zostanie zaprezentowany podczas II szczytu pokojowego, który miałby odbyć się najprawdopodobniej w jednym z państw tak zwanego Globalnego Południa. Spytaliśmy zatem naszego rozmówcę, czy posunięcie Ukrainy nie jest aby wycofaniem się z jeszcze niedawno promowanej koncepcji.
- Ten "plan zwycięstwa" był w rzeczywistości planem poprawiania nastrojów w społeczeństwie ukraińskim, ponieważ trzeba było wlać trochę otuchy i przypomnieć Zachodowi, że wojna wciąż trwa, bo wydarzenia w Ukrainie przyćmiła wojna na Bliskim Wschodzie. Sojusznicy przyjęli jednak ten plan bez entuzjazmu. To mogło skłonić Kijów do opracowania nowej strategii - tłumaczy dr Olchowski.
Dlaczego jednak Kijów postanowił zorganizować drugi szczyt nie w neutralnej Szwajcarii, jak ostatnio, a jednym z państw "globalnego południa"? - Tam rosyjskie media działają swobodnie, a narracja Kremla ma się dobrze. Moskwa opowiada tam, że Zachód to "źli kolonizatorzy" i "zgnilizna moralna", a brak zboża i drożyzna jest właśnie winą Zachodu i Ukrainy, a nie Rosji. To trafia na podatny grunt, bo w krajach południa Zachód ma słabe notowania, a przy okazji państwa te robią interesy między innymi surowcowe z Rosją. Dążenie Ukrainy do obecności na globalnym południu nie jest więc niczym dziwnym - chodzi o przełamanie tej narracji - wskazuje specjalista.
Plan zwycięstwa do lamusa? "Tego NATO dać nie może"
Pytany o to, czy pierwotny plan zwycięstwa ma w ogóle szanse na jakąkolwiek realizację, dr Olchowski podkreśla, że "Ukraina chce od Zachodu przede wszystkim gwarancji bezpieczeństwa". - Ale wszyscy doskonale wiedzą, że droga do członkostwa w NATO jest bardzo długa - o ile w ogóle realna - bo same deklaracje polityczne niewiele tu wnoszą. Zachód i Ukraina wiedzą o tym, dlatego ten punkt to właściwie pobożne życzenia - wyjaśnia i dodaje, że nad pomysłem zastąpienia żołnierzy amerykańskich żołnierzami ukraińskimi w europejskich bazach należy z kolei "litościwie spuścić zasłonę milczenia".
- Krótko mówiąc, Kijowowi chodzi o to, żeby coś ugrać, a nie zrealizować ten plan w pełni. Najważniejszą kwestią są gwarancje bezpieczeństwa, ale tych obecnie NATO dać nie może. Dlatego też Ukraina podpisuje wiele umów bilateralnych z poszczególnymi państwami - podsumowuje.
Sebastian Przybył
Chcesz skontaktować się z autorem? Napisz na: sebastian.przybyl@firma.interia.pl
-----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!