Trup w szafie premiera
Premier ma trupa w szafie w postaci afery PZU. W związku z tym ma ograniczoną możliwość manewru, ruchu. Dlatego sadzę, że nie będzie kandydatem na prezydenta - uważa publicysta Janusz Rolicki, gość RMF.
Tomasz Skory, RMF: Zarząd SLD ma dzisiaj ocenić odejście z partii Jerzego Hausnera. Myśli pan, że coś mu zrobią?
Janusz Rolicki: Praktycznie nic nie mogą mu zrobić. Dlatego, że nie mają żadnej egzekutywy w stosunku do Belki, czyli nie mogą wymusić na premierze odwołania Hausnera. Cofnięcie uznania w aktualnej sytuacji, kiedy rząd po uchwaleniu budżetu jest niezależny i może trwać te kilka miesięcy, nic nie zmieni. W związku z tym powiedzą na tym posiedzeniu mnóstwo słów, do niczego nie dojdą. Nie dojdą do niczego, bo kompromitacją byłoby w tej chwili dla SLD żądanie od Belki odwołania Hausnera, którego Belka nie odwoła.
Było już wytykanie, że zawdzięcza SLD karierę, było, że jest winien spadku poparcia dla SLD, było skakanie obunóż na honor. Myśli pan, że już nie będą się wygłupiać z apelowaniem o odejście z rządu?
To zależy, która grupa weźmie przewagę. Wiadomo, że Janik tutaj się dosyć racjonalnie zachowuje; Janik będzie raczej przeciwko. On ma tam swoją grupę znaczącą. Myślę, że będzie jakiś wyraz niezadowolenia etc., etc.
Wszystko to są objawy bezsilności, bo ani Jerzy Hausner nie zamierza odchodzić, ani Marek Belka go dymisjonować. Rząd lewicowy, w którym zasiada jeden z czterech pancernych, tworzących nowe ugrupowanie opozycyjnego centrum z Unią Wolności, długo się raczej nie utrzyma. Pan się spodziewa, że i premier może wstąpić do tego nowego tworu?
Premier w gruncie rzeczy ma inne sprawy na głowie. Premier ma trupa w szafie w postaci afery PZU. W związku z tym ma ograniczoną możliwość manewru, ruchu. Dlatego ja sadzę, że już nie będzie ani kandydatem na prezydenta, ani nie będzie kandydatem na lidera tego ugrupowania, które jest tworzone z Pałacu Prezydenckiego.
Sądzi pan, że od tego trupa zależy, czy premier złoży dymisję rządu w okolicach maja czy nie?
Wprost od tego zależy. Ja uważam, że zależy to od sytuacji premiera i prezydenta w związku z przesłuchaniami w komisji. Będziemy już po przesłuchaniu Belki w komisji PZU, prezydenta w komisji Orlenu. I jeśli sytuacja będzie się w sposób nieprzyjemny dla obu panów rozwijała, to prawdopodobnie wtedy Sejm zostanie rozwiązany, bo takie rozwiązanie daje spokój na kilka miesięcy - odkłada to wszystko w czasie, zamyka pewien rozdział tych ciągłych dyskusji, narzekań. Twierdzę, że nie zadecyduje jakaś tam logika, arytmetyka wyborcza, tylko zadecyduje interes obu tych polityków.
To w działaniach, które oni mogą podejmować, ale do rozwiązania Sejmu potrzeba 307 głosów - opozycji brakuje zaledwie paru. Wiemy, że przynajmniej kilkoro posłów SLD zagłosuje za wcześniejszym rozwiązaniem i to nie z powodów związanych z pracami komisji śledczych. Może chcą zrealizować obietnice? Zrobią to pewnie opozycyjni w SLD członkowie Platformy Krzysztofa Janika - jest ich ponad 30. Myśli pan, że zdecydują się?
Pan mówi o czystej arytmetyce. Ale przecież jest jeszcze dodatkowy argument. W tym wypadku kartę w ręku ma premier. Jeśli premier poda się do dymisji, umotywuje to tym, że przyszedł na rok, doda do tego całą taką frazeologię interesującą i pociągającą dla ludzi. I premier poda się do dymisji i będzie po herbacie. Nowego rządu już się nie utworzy. Wiadomo, że to będzie takie rozwiązanie, które spowoduje, że premier przestanie rządzić jako konstytucyjny premier, a jako premier odwołany będzie p.o. Dojdzie do wyborów. Tutaj nie trzeba odwoływać się do arytmetyki; liczenia głosów. Wystarczy powiedzenie przez Belkę: podam się do dymisji.
A jeśli Belka nie zechce podać się do dymisji, to ta arytmetyka będzie utrzymana w mocy.
Jeśli Belka nie poda się do dymisji, to prawdopodobnie opozycja nie zdoła uzbierać tych ponad 300 głosów, bo cały "plankton" będzie chciał mieć te pół roku dodatkowych diet etc. Dodatkowo to samo będzie chciała Unia Pracy i większość SLD.
Wszystko zależy od działań komisji śledczej, która ma kilka miesięcy na dogrzebanie się lub nie.
O tak. A muszę powiedzieć, że ma wiele do grzebania, bo w niedawnym wywiadzie w "Gazecie Wyborczej" premier Belka wykazał się ogromną bezradnością. Był człowiekiem, który nie wiedział, co robi, gdzie robi, czy jest doradcą czy nie. Był to bardzo żałosny wywiad.
Przed komisją śledczą być może będzie to wyglądało jeszcze bardziej żałośnie. Dziękuje za rozmowę.